Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
11/01/2018 - 05:40

Walenty Szarek. To on zbudował potęgę "Elektryka". Despota czy menadżer?

Tę miłość nosi w sobie od siódmej klasy podstawówki. To wtedy wymarzył sobie, że zostanie uczniem „Elektryka”. Już po studiach, w Wyższej Szkole Pedagogicznej, w marzeniach poszedł dalej. Został w swoim technikum nauczycielem, a potem jego dyrektorem. To on wprowadził szkołę na podium ogólnopolskiego rankingu, na szczytach, którego utrzymuje się nieprzerwanie od sześciu lat.

Trudno było kierować takim młodym, niedoświadczonym zespołem?

Powszechnie wiadomo, że w ogóle trudno kierować nauczycielami. To jedna z najtrudniejszych do współpracy i zarządzania grup zawodowych. To specyficzne środowisko i specyficzny zakład pracy. Szkoła w znaczący sposób różni się od każdej firmy czy urzędu. Te pierwsze dwa lata to była ciągła praca. Ale byłem wtedy po dziesięcioletnim poligonie w kuratorium. Starałem się wypracować, przejrzyste, zgodne z prawem oświatowym metody pracy z uczniem i między samymi nauczycielami. Ten czas to była rzeczywiście okazja do tego, żeby ukształtować tych ludzi wedle mojej wizji.

Od lat mówi się o upadku prestiżu zawodu nauczycielskiego, o negatywnej sekcji do tego zawodu. Panu w ciągu dziesięciu lat udało się zbudować bardzo dobrą kadrę, ale trzeba też zatrudniać nowych ludzi, bo wiadomo, że taki zespół ewoluje. Czy nie musi pan zadawać sobie trudu, bo pracy w „Elektryku” szukają najlepsi, czy też wręcz przeciwnie, ma pan kłopot ze znalezieniem tych, którzy się nadają.

Kłopotów ze znalezieniem nowych nauczycieli raczej nie mam. Jeśli szukam to raczej fachowców w naszych branżach zawodowych. Ale zauważyłem charakterystyczne zjawisko. W ciągu ostatnich kilku lat pojawiały się w szkole nowe osoby, było ich kilkanaście, jednak spośród nich zostały zaledwie trzy, które dają sobie świetnie radę. Pozostałe musiały odejść.

Z czego to wynikało. Nie potrafiły dopasować się pana autorskiego zespołu?

Wobec nowych nauczycieli mam konkretne oczekiwania. Chodzi o to, żeby optymalnie umieli się wkomponować w wypracowany styl pracy danego zespołu przedmiotowego. Szkoła jest sprawnym mechanizmem i każdy nowy element musi idealnie współgrać z wszystkimi pozostałymi?

Jednak wydaje się, że dobry nauczyciel to często indywidualista, który potrafi wyskoczyć z wygodnych zawodowych kolein. Takich ludzi, którzy chadzają własnymi ścieżkami i niekoniecznie potrafią wpasować się w ten wypracowany, sprawny mechanizm też trzeba mieć w zespole. Bo to element, niezwykle twórczy. Zwłaszcza w szkole. Jak pogodzić ogień z wodą?

Jednym z czynników, które zdecydowały o sukcesie naszej szkoły jest to, że udało się osiągnąć kompromis. Spowodowałem, żeby matematycy realizowali ten sam program, ten sam podręcznik, mają te same wymagania edukacyjne i te same kryteria oceniania. U nas nie ma, takich sytuacji, jak to bywa w innych szkołach, że ta klasa chce mieć lekcje z tym matematykiem, a z innym nie chce. Między naszymi nauczycielami nie ma przepaści. Oczywiście pewne różnice są, ale jednym z elementów, które chciałem wypracować jest zespołowość i to, że wszyscy dokładnie pracują tak samo.

Ale przecież każdy z nich ma własną indywidualność i osobowość. Zwłaszcza w szkole osobowość nauczyciela jest rzeczą kluczową.

I w tym cala sztuka, żeby nie łamiąc owej osobowości czy indywidualności doprowadzić do sprawnego funkcjonowania zespołu. W „Elektryku się to udaje”.

Jaki typ nauczyciela pan woli? Sprawnego, solidnego rzemieślnika, który bez problemu potrafi się wpasować w pana oczekiwania, czy niezwykle zdolnego indywidualistę, który bywa bardzo twórczy, ale też niepokorny i kłopotliwy?

W ciągu tych moich jedenastu lat dyrektorowania przewinęło się przesz szkołę kilku indywidualistów, z którymi się rozstałem. I to nie dlatego, że byli indywidualistami. Te cechy były w nich tak mocne, że nie potrafili się wkomponować w strategię i filozofię pracy szkoły. To naprawdę piekielni trudne wyegzekwować od nauczycieli, żeby wkomponowali się przynajmniej w zespól przedmiotowy. Indywidualizm, musi być jednak na drugim miejscu. Nadrzędna kwestią jest praca zespołowa. 

W sądeckim „Elektryku” pracuje blisko stu nauczycieli. To jak ogromna firma, która trzeba sprawnie zarządzać. Czy dyrektor tak dużej szkoły musi być sprawnym menadżerem?

Nie uważam się za jakiegoś specjalnego menadżera, czy człowieka o wybitnych talentach menadżerskich. Oczywiście to jest duża firma, bardzo skomplikowana, złożona instytucja i po stokroć łatwiej kierować dziesięciokrotnie większym zespołem w innej branży, niż setką nauczycieli. To naprawdę trudna sprawa. Dyrektor z jednej strony musi wiedzieć, co chce osiągnąć, z drugiej, musi umieć wsłuchać się w głosy nauczycieli. Jeśli w momencie, kiedy przychodzi do szkoły, powie swoim pracownikom, że nie jest najmądrzejszy i że jest mądry mądrością innych ludzi, nie oznacza to, że ma dostosować do każdego pomysłu. Jednak w każdej kluczowej sprawie rozmawiam z zespołem i nigdy nie podejmuję pochopnych decyzji.







Dziękujemy za przesłanie błędu