Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
02/11/2018 - 07:00

Taki bal raz na 200 lat. Ludomir Handzel o swoich czasach w "Długoszu"

Już w sobotę 3 listopada odbędzie się wielki Bal Absolwenta I Liceum Ogólnokształcącego. Jeśli dopiszą wszyscy z 400 zaproszonych osób, Nowy Sącz czeka kolejne, huczne wydarzenie obchodów 200-lecia tej wyjątkowej szkoły. O swoich nauczycielach i wspomnieniach związanych z "Jedynką" opowiada nam Ludomir Handzel, prezes zarządu Towarzystwa Absolwentów i Przyjaciół I Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza.

Towarzystwa Absolwentów i Przyjaciół I Gimnazjum i Liceum im. Jana Długosza, którego jest pan prezesem, organizuje wiele wydarzeń składających się na obchody 200-lecia tej szkoły. Co takiego wyjątkowego jest w "Długoszu", że w obchody zaangażowało się tak wielu jego absolwentów?
- Za czasów gdy uczyłem się w "Jedynce" działały już inne świetne szkoły; był choćby "Elektryk", było i II LO, ale przecież każdy chyba absolwent ma słabość do szkolnych czasów, do murów, w których czuje się historię, w których pędził tyle wspaniałych lat. Doskonale pamiętamy kolegów, pamiętamy nauczycieli. Czujemy ten, już nawet nie lokalny, ale szkolny patriotyzm. A w "Długoszu" moim zdaniem czuło się go szczególnie. Absolwenci nawet po latach potrafią znaleźć wspólny język, czują ze sobą więź i czasem nostalgię. Stąd mój pomysł, może trochę żartobliwy, na te czerwone tarcze i legitymacje absolwenta, przypominające prawdziwe, szkolne.

Zobacz też: Absolwenci "Długosza", szykujcie się. Zbliża się megajubileusz na 200 lat

Absolwentem I Liceum i członkiem "Długoszowej rodziny" jest też pan Zygmunt Berdychowski. Dzięki niemu otrzymaliśmy wsparcie w pokryciu kosztów monografii dziejów szkoły i wmurowania tablicy poświęconej generałowi Gągorowi. Fundacja Sądecka i SKT Sądeczanin otrzymały tytuł partnera Towarzystwa i partnera obchodów 200-lecia szkoły, a redakcja państwa portalu i miesięcznika - tytuł patrona medialnego.

W imieniu redakcji bardzo dziękuję. Niedawno publikowaliśmy zresztą w miesięczniku "Sądeczanin" listę dyrektorów "Długosza" i sylwetki stu najwybitniejszych absolwentów tej szkoły. Rzeczywiście, jest się kim pochwalić. Gdy patrzę na zawartą w książce Jacka Tomasika listę absolwentów, zajmuje aż 125 stron, i to tylko dlatego, że obejmuje jedynie 10280 nazwisk absolwentów po 1919 roku i kończy się na roku 2002. Poprzednicy, 1393 osoby, są jedynie ogólnie wspomniani...
- O ile dobrze pamiętam, lista absolwentów szkoły obejmuje łącznie ponad 16 tysięcy nazwisk. Co ciekawe, około 12 tysięcy z nich ma na swych dokumentach szkolnych podpis tego samego dyrektora: Aleksandra Rybskiego, prowadzącego szkołę od 1991 roku. Pod moim świadectwem też widnieje podpis dyrektora Rybskiego

W takim razie dorobek pana dyrektora Rybskiego jest naprawdę imponujący... Trudno było skończyć tę szkołę? Z tego, co słyszałem, zawsze słynęła z wysokiego poziomu...
Trudno było się nawet do niej dostać, chociaż zawsze czułem, że będę uczniem I LO. Pewnie dlatego, że zarówno moja siostra Elżbieta jak i mój brat Jarosław są również jego absolwentami. No i dlatego, ze w dwudziestym wieku, jeśli ktoś nie miał zacięcia technicznego (i nie wybierał „Elektryka” czy "Budowlanki") to pozostawało mu właściwie tylko II LO. Pewnie też dlatego, że moi przyjaciele z podstawówki, Janek I Tomek, również wylądowali ze mną w klasie I B.

Ale nie tylko dlatego. Ta szkoła ma klimat i była dobrym „czyśćcem” przed dorosłym życiem. Każdy kto wspomina "pierwszą budę" ma na twarzy emocje. Trudno być wobec I LO beznamiętnym. Miłość lub nienawiść. Całe życie nie lubię letnich potraw. Albo lody, albo gorący barszcz. I takie jest I LO. Czasem bolało (i to dosłownie - jak uderzenie wyciorem, które otrzymałem od pani profesor Józefy Piwowar na strzelnicy), ale to była szkoła przetrwania.

Obejrzyj: "Długosz" - ta szkoła jest barwna jak Nowy Sącz i ma już 200 lat!

Pozostali nauczyciele też mieli takie metody?
Nie, skądże, ale każdy z nich był osobowością. Profesor Leon Fałowski... o, to była postać... W pierwszej klasie poinformował nas, że dyrekcja ma pretensje z powodu małej liczby ocen i sprawdzianów. Kazał więc nam wyciągnąć kartki. W powietrzu czuć było strach. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że to dobry człowiek. Padło pytanie: „Wady i zalety demokracji szlacheckiej”.  Zrobiło się jeszcze bardziej cicho, bo byliśmy w głębokim antyku. Od razu jednak Profesor rozpoczął wykład o... wadach i zaletach demokracji szlacheckiej. W pewnym momencie zdobyłem się nawet na delikatną prośbę: „prosimy wolniej, panie profesorze”.

W drugiej klasie było jeszcze trudniej?
- W drugiej klasie mieliśmy zajęcia z języka angielskiego z największa poliglotką I LO, panią profesor Krystyną Kosman. Też barwna postać. Czekając na zajęcia na filii, w sali na parterze  - zamknęliśmy drzwi od środka. Nagle profesor Kosman zaczęła bić w obite blachą drzwi i krzyczeć: "Druga B, wiem, że tam jesteście, otwierajcie”. Zaczynało być groźnie…. Powiedzieliśmy, że ktoś nas zamknął. Co zrobiła? Zamiast iść do głównego budynku, potem wracać z panem Pędzichem i zapasowymi kluczami, pani profesor kazała sobie podać przez okno krzesło, stanęła na nim i dokończyła zajęcia przez otwarte okno! Szkoda, że nie było wtedy smartfonów. Taki film na YouTube miałby miliony wyświetleń : )

Kogo jeszcze pan wspomina, gdy wraca pan myślami do tamtych czasów?
- Naprawdę, wiele osób, choćby profesora Frączka. Andrzeja Frączka. Przecież to był człowiek - legenda. Całe pokolenia Sądeczan stały na baczność w dwurzędzie przed pracownią angielskiego  czekając na pana profesora. Kto nie pamięta pytania: „Czy opowiadałem wam już ten dowcip?” Odpowiedzią było zawsze chóralne: Nieeeee!

A profesor Janina Szczepanek, wspaniały pedagog... Do dziś czuję tamto przerażenie, gdy zorientowałem się, że ślimak winniczek jest obojnakiem, a  pani profesor pozwoliła mi omawiać dymorfizm płciowy u tego ślimaka od 10 minut, wpatrując się we mnie z kamienną twarzą... Ale to nie przypadek, że masowo zostawaliśmy laureatami olimpiady biologicznej. Dzięki temu mam zasłużoną „szóstkę” z matury z biologii.

O dziewiętnastowiecznych profesorach Długosza ciekawe rzeczy opowiadał na ubiegłorocznej konferencji dr Łukasz Połomski. Jak widzę tradycja szacownych "oryginałów" trwa. Czekamy też na najnowszą, gotową już monografię szkoły pióra Jakuba Marcina Bulzaka, ale na razie zerkam wciąż do pracy Jacka Tomasika. Widzę pana zdjęcie na stronie. Matura, rocznik 1992. Jak pan ten czas, poza zasłużonym sukcesem z biologii, wspomina?
- Do dzisiaj mam w szufladzie swoją pracę maturalną z polskiego, w której - jak dziś na to patrzę - trochę naiwnie rozwinąłem cytat „Trzeba walczyć, a nie padać na kolana…”. Ale kto dziś pisze takie długie prace jak za czasów „starej matury”? Napisanie kilkunastu stron spójnego tekstu „na temat” - to właśnie był egzamin dojrzałości. Profesor Anna Listwan... to z nią miałem cztery lata bezcennej szkoły retoryki i erystyki. Dzięki niej nie bałem się potem w życiu żadnego publicznego wystąpienia, bo ustna wypowiedź przed panią profesor uczyła nie tylko pokory, ale też odwagi i refleksu. Teraz z panią profesor spotykamy się czasami w Małej Galerii...

Pana dzieci też wybrały I Liceum?
- Mój syn Oskar skończył już "Jedynkę", córka ją kończy. Ciekawe gdzie będzie się uczył mój najmłodszy? A właściwie, gdzie będzie dorastał, bo czas szkoły średniej to pierwsze poważne kłopoty, poważne sprawdziany, poważne dylematy, a czasem pierwszy smak wina truskawkowego...

Rozmawiał: [email protected]







Dziękujemy za przesłanie błędu