Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
02/07/2017 - 06:30

Starosta Marek Pławiak nie daje sobie wciskać kitu

Mówi, że ma silną osobowość i nie da sobie niczego narzucić. Swoich urzędników trzyma twardą ręką. Radko siedzi za biurkiem. Kiedy tylko może rusza w teren. Złośliwcy jego objazd po gminach nazywają gospodarskimi wizytami jak za czasów Gierka. Ale on krytyką się nie przejmuje. Chce wszystkiego sam doglądać, bo… nie lubi wciskania kitu.

I to wszystko o czym pan mówi, to między innymi wynik tych gospodarskich wizyt?
- Nie można być starostą urzędującym zza biurka, tylko trzeba ruszać w teren. Jestem tutaj w starostwie, jak muszę. Samorządowiec powinien być aktywny. A ja mam taki charakter.

Niespokojny z pana duch.
- Taki też byłem jako dyrektor szkoły. Jeszcze na miesiąc przed tym, jak zostałem starostą, oddaliśmy nową salę gimnastyczną przy mojej szkole, o którą starałem się dwadzieścia  lat. Ale się wystarałem i oddaliśmy przed moim odejściem.

Do starostwa przeniósł pan stare nauczycielskie nawyki? Jest pan jak dyrektor dokonujący hospitacji?
- Chyba tak właśnie jest i wcale tego nie ukrywam. Chcę wiedzieć, gdzie są największe potrzeby i gdzie są zagrożenia. I szybko działam. Ot, choćby taki przykład. Z drogi do Krynicy skręca się do Roztoki Wielkiej, gdzie jest niewielki drewniany mostek.

Dostałem sygnał, że są tam zepsute barierki grożące bezpieczeństwu mieszkańców, którzy tamtędy przechodzą. W drodze do uzdrowiska zatrzymałem się tym miejscu z członkiem zarządu powiatu Marianem Rybą. Barierki były faktycznie tak przegniłe, że się złamały. To był wtorek. W czwartek były już postawione bariery ochronne. Zleciłam to szybko dyrektorowi powiatowego zarządu dróg, bo brak osłon stanowił zagrożenie. Tak działam. Nie lubię udawania, że się coś robi.

Te nauczycielskie hospitacje dotyczą też pracowników starostwa?
- Nie ukrywam tego, że wyrywkowo kontroluję czas pracy pracowników. Nieraz proszę o wydruk z elektronicznego pomiaru czasu pracy. Na początku różnie z tym bywało. Dzisiaj praktycznie nie ma spóźnień.

Dochodzą do pana uszu utyskiwania pracowników na to, że przykręcił im pan śrubę?
- Docierały do mnie informację, że jestem wymagający i że nie odpuszczę. Szczególnie oświatę znam jak własną kieszeń.  Dyrektorzy już wiedzą, czego można ode mnie oczekiwać i że nie dam sobie wcisnąć żadnego kitu. Pracownicy urzędu też to wiedzą. Zadowoleni nigdy wszyscy nie będą. Narzekają ci, których zmusiłem do rzetelnego wykonywania obowiązków. 

Krytyki się pan nie boi?
- Nie bałem się nigdy i nie będę się bał. Mam mocny kręgosłup.

I twardą rękę?
- Nigdy na nikogo nie krzyczałem i nie krzyczę. Ja wymagam. Trzeba mieć osobowość. Uważam, że ją mam i słyszę to też od innych. I jeszcze jedno. Nie przeflancowuję się, jak się zmieni jakiś decydent i nie daję sobie niczego narzucić. Taki już mam charakter.  

Rozmawiała Agnieszka Michalik, fot. A.M







Dziękujemy za przesłanie błędu