Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 23 kwietnia. Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha
23/10/2014 - 11:01

Ryszard Nowak. Sądecki Lis Witalis?

Jego polityczni konkurenci uczynili z niego negatywnego bohatera swoich wyborczych kampanii, ale wszyscy zgodnie przyznają, że to on na pewno przejdzie do drugiej tury. On sam jest przekonany, że drugiej tury nie będzie. Czy sprytny polityczny gracz, jak mówią o nim jego przeciwnicy, przez kolejne lata będzie władał sądeckim ratuszem, czy też zdetronizuje go jeden z czterech kontrkandydatów, których zdaje się lekceważyć.
**
Rozmowa z prezydentem Nowego Sacza Ryszardem Nowakiem, ubiegającym się o reelekcję  kandydatem Prawa i Sprawiedliwości.

Podobno chudnie pan w oczach. Zrzuca pan kilogramy, żeby się „wylaszczyć” na kampanię?

- Kilogramy zrzucam regularnie od kilku lat, ale teraz udaje mi się skutecznie utrzymywać mniej więcej tę sama wagę. Ale jeśli ma się „swoje lata”, to trzeba o siebie zadbać.

Skoro udaje się to panu szczególnie teraz, to chyba ma to jednak związek z kampanią. Poszedł pan drogą prezydenta Kwaśniewskiego? Jakaś kapuściana dieta lub inna dieta cud?

- No niech pani będzie. Pewnie gdzieś tam w podświadomości był i ten cel, żeby w trakcie kampanii wyglądać lepiej, niż cztery lata temu.

To ile pan zrzucił?

- Powiedzmy, że kilka ładnych kilogramów, ale nie zahacza to o „naście”. Ale nie zawdzięczam tego żadnej diecie cud.

Pakuje pan na siłowni?

- Raczej stawiam na odpowiednie odżywianie. Już dawno odkryłem, że diety przynoszą tylko szkodę, natomiast regularne odżywianie, odrzucenie pewnych potraw i produktów powoduje, że efekt jest wydłużony w czasie, ale za to okazuje się skuteczniejszy i łatwiej go utrzymać. Jest to dla mnie tym łatwiejsze, że mój pierwszy wyuczony zawód to technolog żywienia. Tak, więc mogę powiedzieć, że na żywieniu, również swoim, dobrze się znam.

Odchudzony Nowak wygląda lepiej niż ten z dodatkowymi kilogramami. Tak niektórzy mówią. Można też usłyszeć, szczególnie od pań, że w ogóle ma pan miłą powierzchowność i potrafi wzbudzać sympatię.

- Generalnie staram się być miły, uśmiechnięty, a do pań zawsze odnoszę się z właściwą atencją.

Ale i tak został pan negatywnym bohaterem, niemal szwarccharakterem, kampanii wyborczej kontrkandydatów do zajmowanego przez pana prezydenckiego fotela. Pana rywale z zapałem powtarzają krążące po mieście hasło „tak czy owak, byle nie Nowak”.

- Nie dziwię się, że moi konkurenci koncentrują się na kampanii przeciw Nowakowi. Bo co tu dużo mówić. Nowak jest najsilniejszym kandydatem, choćby, dlatego, że sprawuje funkcję prezydenta. Myślę, że moi rywale popełniają zasadniczy błąd. Walcząc ze mną, zapominają, że w tych wyborach muszą pokonać nie tylko mnie. Rywalizują także między sobą.

Pana kontrkandydaci niepotrzebnie spalają się w ciągłym punktowaniu pana dotychczasowych prezydenckich poczynań?

- Najwyraźniej niczego się nie nauczyli. Cztery lata temu kampania miała praktycznie taki sam charakter. Wszyscy koncentrowali się na Nowaku, jako najważniejszym przeciwniku. Chcieli doprowadzić do drugiej tury, też z hasłem „Tak czy owak byle nie Nowak”. Ale Nowak wygrał w pierwszej turze z wynikiem powyżej sześćdziesięciu procent. Skoro nie potrafią wyciągnąć właściwych wniosków, to ich problem.

Czyżby, jak mawiał klasyk, chciał pan powiedzieć swoim przeciwnikom „nie idźcie tą drogą”?

-Nie będę im udzielał żadnych rad. I w ogóle nie będę się nimi zajmował.

Wszyscy pana rywale, mimo nieskrywanej do pana niechęci przyznają, że w drugiej turze - bo zakładają, że do niej dojdzie - zmierzą się z panem.

-N o i gdzie tu jest logika. Skoro według nich to właśnie ze mną stoczą ostateczny bój o fotel prezydenta Nowego Sącza, powinni się skoncentrować na rywalizacji między sobą.

A kogo pan typuje na swojego rywala w drugiej turze?

-Zrobię wszystko, żeby nie było drugiej tury.

Nie przemawia przez pana pycha kogoś, kto króluje w sądeckim ratuszu przez osiem lat i jest przekonany, że nikt go nie zdetronizuje?

- Pycha? W żadnym wypadku! Nie ma we mnie pychy i nigdy nie było. A że zakładam zwycięstwo w pierwszej turze… po prostu wierzę, że sądeczanie pozytywnie ocenią nie tylko ostatnie cztery lata, ale całe dwie kadencje mojej prezydentury. Jestem też dobrze przygotowany na kolejne cztery lata. To przekonanie, że zwyciężę w pierwszej turze może frustrować moich przeciwników.

Wyraźnie ich pan lekceważy. Wyjątkowo złośliwy był pan wobec Grzegorza Fecki. Powiedział pan, że wybory prezydencie pomyliły mu się z tymi na sołtysa.

- Jeśli ktoś prowokuje mnie różnymi oskarżeniami, to ja chciałem tylko udowodnić, że też mam cięty język i potrafię dać ripostę.

Pana wyborczy scenariusz zakłada, że do drugiej tury nie dojdzie. Gdyby jednak przyszło się panu z kimś zmierzyć, to kogo namaściłby pan na swojego przeciwnika?

- Nie będę nikogo „namaszczał” i w ten sposób dowartościowywał. Powiem tylko tyle, że jeśli chodzi o skalę poparcia dla moich rywali, to nie ma między nimi znaczących różnic. Zakładając, że rzeczywiście dojdzie do drugiej tury, może być różnie.

Może być bardzo różnie. Młodzi idą po pana. Chcą przewietrzyć sądecki ratusz, pogonić z niego zasiedziałe, rządzące magistratem pokolenie pięćdziesięciolatków. Szczególnie bojowe pod tym względem jest Stowarzyszenie Młodzi dla Miasta.

- Z całym szacunkiem, ale takich organizacji jest w Nowym Sączu niemało. A co do młodych, którzy chcą mieć wpływ na to, co dzieje się w ich mieście, to można ich znaleźć także na listach wspierającego mnie komitetu wyborczego. I jakos nie mają problemu z tym, że lideruje im pięćdziesięciolatek. Ja sam naprawdę zachęcam młodych do korzystania z biernego i czynnego prawa wyborczego. Niech przekonają większość społeczeństwa, że to oni mają rację i że czas na rządy dwudziestoparolatków czy trzydziestolatków. Choć nie wiem jakie oni mają doświadczenie. Bo żeby osiągnąć pewien cel i efekt trzeba dużo pracy.

Według pana młodzi mają do zaoferowania wyłącznie puste hasła?

- To się powtarza niemal przy każdej samorządowej kampanii. Pojawiają się młodzi ludzie wyrastający ponad przeciętność, jeśli chodzi o aktywność społeczną , ale bez większego poparcia i konkretnego programu nic zrobią. Ja sam w polityce funkcjonuję od czasów, kiedy byłem dwudziestoparolatkiem , ale zdawałem sobie sprawę z tego, że doświadczenie i polityczną dojrzałość osiąga się długą pracą na rzecz innych. Dopiero, kiedy sam zyskałem znaczące poparcie, odważyłem się startować na radnego .

Ale ci młodzi nie działają w pojedynkę. Podłączyli się do Koalicji Nowosądeckiej, której przewodzi Ludomir Handzel. A ten jadł już chleb z dużego politycznego pieca.

- Znam Handzla od kilkunastu lat. On reprezentuje ten styl funkcjonowania w polityce, o którym mówię, czyli najpierw ciężka praca i to na pewno mu się chwali. A jeśli chodzi o młodych, którzy jak pani mówi, podłączyli się pod niego, to Handzel zaoferował im spełnienie ich oczekiwań i dał miejsca na listach wyborczych. Ale to nie oni wykorzystali Handzla. To Handzel wykorzystał ich.

Tak , jak pan wykorzystał senatora Koguta?

- Ja wykorzystałem senatora Koguta? A dlaczego?

Najpierw był między panami powszechnie znany w Nowym Sączu konflikt….

- Nie było żadnego konfliktu. Wolałbym określenie szorstka przyjaźń….

...która niespodziewanie zamieniła się w poparcie pana kandydatury na prezydenta Nowego Sącza, co u niektórych wyborców Prawa i Sprawiedliwości wywołało pewną konsternację. Z powodu tej szorstkiej przyjaźni nie wiadomo było czy pan jest nadal członkiem PiS czy też nie.

- Nigdy nie przestałem być członkiem PiS. Może senator Kogut i moi przeciwnicy mieli jakieś wątpliwości, może liczyli na to, że takiego poparcia ze strony Prawa i Sprawiedliwości nie uzyskam. Ale proszę mi wierzyć, ja wiem kto podejmuje decyzje i nie miałem żadnych powodów, żeby się akurat tym martwić.

Po prostu przerobił pan senatora Koguta „na szaro” stosując sprytny manewr. Kogut powiedział, że pana poprze, ale miał pan zakaz wystawiania własnego komitetu wyborczego. Ale pan zarejestrował komitet wspierający Ryszarda Nowaka, czego nie zabroniono. Tym sposobem postawił pan senatora w takiej sytuacji, że w sensie formalnym nie miał się do czego przyczepić.

-Przypomnę, że ten sam sposób zastosowałem cztery lata temu z posłem Mularczykiem. Z dobrym efektem. Ale wygranych się nie sądzi. 

Uważa się pan za wytrawnego gracza politycznego?

- Myślę, że jestem niezły.

I zapewne bawią pana skomplikowane figury retoryczne senatora Koguta, który musi odpowiadać na pytanie, dlaczego mimo bardzo szorstkiej przyjaźni teraz pana popiera.

- Co do senatora Koguta, to czasami pewne rzeczy za szybko mówi, nie sprawdzając faktów i później przy użyciu takich słownych ewolucji musi się z tego wycofywać. Miesiąc po tym, jak zostałem poparty jako kandydat na prezydenta Nowego Sącza przez najwyższe władze partyjne, senator mówił dziennikarzom, że nic o tym nie wie. To niedobrze o nim świadczy, wystarczyło to sprawdzić.

Że namaścił pana sam prezes Kaczyński?

- Oczywiście. To nie jest tak, że jeśli ktoś jest posłem czy senatorem, to od razu decyduje o tym, kto, gdzie i na jakie funkcje będzie startował.

A może to kwestia dostępu do prezesowskiego ucha. Przynależy pan do wąskiego grona tak zwanego zakonu PC, czyli ludzi, którzy wytrwali przy Jarosławie Kaczyńskim w trudnych czasach Porozumienia Centrum.

- Rzeczywiście, przez te wszystkie lata lepsze i gorsze nie miałem wątpliwości, jakiej idei służę i kto jest moim liderem. Ale proszę mi wierzyć, na pewno nie nadużywam ucha prezesa. Mam nawet do niego dalej niż senator Kogut, bo w Warszawie bywam znacznie rzadziej niż parlamentarzyści.

Namaszczenie pana przez szefa PiS to na pewno znaczący polityczny kapitał. Ale ostateczny rachunek za osiem lat rządów wystawią panu wyborcy. Ma pan plan awaryjny?

- Mam. Ale za cztery lata.

Strasznie pan pewny swego. To jaki ten plan?

-Mam kilka wyuczonych zawodów. Technolog żywienia, o czym już wspominałem, złotnik -miałem kiedyś swój zakład i pijarowiec, bo ukończyłem studia na tym właśnie kierunku.

To co pan obstawia?

- A pani?

Może jakaś firma związana z Public Relations?
- Pudło.

Powrót do pracowni złotniczej?

- Nie wpadła pani na pomysł z własną restauracją.

Gdzie ją pan otworzy? W Rynku?

- Nic już więcej nie powiem. A na razie nigdzie z sądeckiego ratusza się nie wybieram. Bo oprócz hasła „Tak czy owak, byle nie Nowak” równie popularne jest zawołanie „Tak czy owak, będzie Nowak”.

Rozmawiała Agnieszka Michalik

Fot. JB
 






Dziękujemy za przesłanie błędu