Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
24/02/2013 - 21:52

Prof. Feliks Kiryk: Ksiądz Kumor był „archiwożercą”

- Pisaniu „Dziejów Miasta Nowego Sącza” towarzyszyła ogromna życzliwość zamawiających, czyli ówczesnych władz Sącza – wspomina prof. Feliks Kiryk. W minioną sobotę, podczas Wielkiej Gali Sądeczan w MCK „Sokół”, na której podsumowano plebiscyt na Sądeczanina Roku 2012, rozstrzygnięto także konkurs o Nagrodę im. ks. prof. Bolesława Kumora. W kategorii „Książka o Sądecczyźnie” wygrały bezapelacyjnie trzytomowe „Dzieje Miasta Nowego Sącza”. Prof. Feliks Kiryk, pod którego redakcja książka powstała, oprócz mosiężnej statuetki, przedstawiającej patrona konkursu, otrzymał czek na 10 tys. zł, a po wszystkim znalazł czas na rozmowę z naszym reporterem.
                                                                                      ***
Czy wiedział Pan, po co został ściągnięty w trybie natychmiastowym w sobotę rano z Sandomierza do Nowego Sącza?
- Przyjazd wysłannika Fundacji Sądeckiej był dla mnie tak zaskakujący, jak desant spadochronowy na głębokich tyłach frontu dla dowódcy tego odcinka wojennych zmagań. Chciałbym bardzo mocno podziękować kapitule nagrody, która zdecydowała się wyróżnić nasze trzytomowe wydawnictwo sprzed 20 laty. Dopiero na miejscu dowiedziałem się, jaką mi zgotowano niespodziankę.

Proszę opowiedzieć, w jakich okolicznościach rodziła się ta książka?
- „Dzieje Miasta Nowego Sącza” przygotowała na początku lat dziewięćdziesiątych zeszłego stulecia duża grupa badaczy. Na pewno nie jest to dzieło idealne, na pewno to dzieło trzeba uzupełnić i w niektórych momentach poprawić, mam jednak głębokie przekonanie, że to dzieło zawiera ogromną wiedzę, prawdziwą i często pionierską wiedzę o Nowym Sączu i Sądecczyźnie. Ta książka by nie powstała bez mecenatu ówczesnych władz miasta. Jej przygotowaniu towarzyszyła ogromna sympatia zamawiającego. To była współpraca, która przynosiła obu stronom duży zaszczyt, a mnie osobiście wielką przyjemność. Tutaj była bardzo wielka grupa zawsze życzliwych ludzi. To znowu było PTH, dalej – wielu nauczycieli, po uniwersytecie, bo wszyscy pochodzimy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, bez niego nie byłoby nic.

Wróćmy do narodzin „Dziejów Miasta Nowego Sącza”…
- Utworzono fundusz wydawnictwa, który był rzeczą stałą. Nie musiałem się martwić o to, że jak wydamy pierwszy tom, to nie będzie pieniędzy na drugi. Zresztą co jakiś czas urządzaliśmy sesje naukowe, żeby zawiadamiać społeczeństwo cośmy zrobili. Zależało mi na tym, żeby sądeczanie nie myśleli, że wyciągamy tylko rękę po pieniądze, a nic nie robimy.

Czy od razu było wiadomo, że powstaną trzy tomy?
- Na początku nie wiedzieliśmy, że będziemy musieli to wszystko wpakować w aż trzy tomy. Jako Polskie Towarzystwo Historyczne posiadaliśmy w Nowym Sączu stację naukową. Od lat zbieraliśmy materiały, gdyż zbliżał się jubileusz 700-lecie Nowego Sącza i w 1992 roku wypadała coś wydać. Ja wtedy zestawiłem zespół historyków. Posiadałem już w dorobku ze 30 monografii miast i miałem autorów z całej Polski, no ale myślę sobie – najlepsi będą stąd i się udało zebrać miejscowych historyków. Ponieważ ten pierwszy tom był zaplanowany na Polskę przedrozbiorową, to uważałem, że dalsze muszę mieć historyków, którzy mieliby dostęp do innych autorów i byliby mi pomocą. Wielką rolę w powstaniu drugiego tomu „Dziejów”, obejmującego okres przedautonomiczny i czasy galicyjskie do odrodzenia Polski w 1918 roku, odegrał profesor Stanisław Płaza, prawnik, niestety już nieżyjący, a z historii najnowszej profesor Zygmunt Ruty, no ale to byli doradcy. Nie mogłem ich inaczej uhonorować, jak tylko umieszczając ich nazwiska na okładce książki, obok swojego, zresztą w jakimś sensie na to zasłużyli. No ale kiedy wyszedł drugi tom, to wyszła sprawa współczesności, ostatniego pięćdziesięciolecia. Ta współczesność się „chwiała”, trzeci tom powstał, kiedy ludzie nie mieli jeszcze świadomości, że w Polsce niektóre rzeczy przewróciły się do góry nogami. Natomiast uważam, że tam nie ma fałszu, tam może o czymś nie być, natomiast nie ma zniekształceń. Z perspektywy 20 lat, jakie upłynęły, uważałem, że gdyby się zdecydowano na drugie poprawione wydanie „Dziejów Miasta Nowego Sącza”, to niewiele należałoby dodać do pierwszego, czy drugiego tomu, natomiast trzeci tom trzeba by inaczej napisać.

Na nowo?
- Ja nie chcę powiedzieć, że on jest zupełnie bezwartościowy, ale trzeci tom powinien być pisany z perspektywy roku 2013, a nie z perspektywy roku 1993, czy1994.

Trzeci tom „Dziejów Miasta Nowego Sącza” powstał, kiedy jeszcze nie istniał Instytut Pamięci Narodowej i wiele archiwów było jeszcze niedostępnych dla badaczy historii najnowszej…
- Nie ma tego, choć ja mam szczególny stosunek do IPN, jakkolwiek w jakimś sensie przyczyniłem się do rozwoju naukowego Janusza Kurtyki, bo on był „nasz”, z UJ. Byłem i przy doktoracie, i przy habilitacji Kurtyki. I bardzo przeżyłem jego śmierć w katastrofie smoleńskiej, nie jako szefa IPN, ale jako historyka, badacza. To był cholernie uzdolniony człowiek, no ale potem poszedł w politykę. I tak się skończyło, nie jego wina… Do historyków IPN mam w większości jedno zastrzeżenie: oni wszyscy się urodzili w Polsce Ludowej i nie mają perspektywy patrzenia na tą rzeczywistość. Mówię to jako człowiek, który nigdy nie należał do żadnej partii, ale to co naród polski dokonał po wojnie, co w tych warunkach i przy tym obciążeniu zrobiliśmy z tym krajem, to trzeba mieć bielmo na oczach, żeby pisać, że PRL to była druga okupacja . Były ograniczenia, owszem, ale to jest do dzisiaj, przecież tą Polskę w końcu rozprzedaliśmy. Ile działów przemysłu stworzono w PRL, nie każdy był sensowny ekonomicznie, bo Polska była dostosowywana do ekonomii innego kraju, ale mimo tego, to co zrobiono w tych warunkach, to jest jednak wielkie dzieło.

W drugim i trzecim tomie „Dziejów Miasta Nowego Sącza” znalazły się artykuły patrona nagrody, księdza profesora Bolesława Kumora o parafiach i życiu kościelnym miasta…
- Podczas uroczystości w „Sokole” wymieniono wszystkie jego najważniejsze rzeczy, ale nie powiedziano o tym, że w żargonie badaczy i historyków uchodził za jednego z największych „archiwożerców”. Był człowiekiem, który właściwie spenetrował wszystkie archiwa, do jakiekolwiek mógł dotrzeć w Polsce i zagranicą. Ksiądz Kumor to jest człowiek, bez którego w historiografii nie tylko Kościoła, ale i Polski - byłaby ogromna wyrwa. Otrzymać nagrodę jego imienia to dla mnie wielka przyjemność, bo znalem księdza Kumora osobiście. Nigdy mi nie odmówił, kiedy go prosiłem o napisanie dziejów parafii, czy to Limanowej, czy Nowego Sącza, czy innej. A to że posiadał tylko dwie sutanny, w tym jedną bardzo wytartą, zrozumiałem, kiedy odwiedziłem Niskową. Wszystkie pieniądze, które ksiądz Kumor otrzymywał za swoje wykłady i książki szły na ten wspaniały kościół w jego rodzinnej miejscowości. Czasem miałem wrażenie, że ksiądz Kumor pracował za dużo i pisał za szybko i nie wszystko zdążył sprawdzić. Ale był to świetny naukowiec i wspaniały człowiek. Pamiętam, jak podczas promocji monografii Limanowej, gdzie on wystąpił z referatem o trzeźwości, gospodarze wzięli nas potem do restauracji i chcieli wznieść toast z okazji wydania książki. Powiedziałem wtedy księdzu Kumorowi, że na to ustępstwo musi iść, a on odparł, że spodziewał się tej gorszącej go popijawy i z góry uprosił Pana Boga o dyspensę dla nas, bo sam oczywiście nawet ust nie zamoczył w kieliszku.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Henryk Szewczyk
Fot. Jerzy  Cebula, HSZ







Dziękujemy za przesłanie błędu