Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
18/10/2014 - 08:21

Pozytywnie zakręcony Don Kichot z Nowego Sącza

Marzy o tym, żeby w całej Polsce w jednym dniu o tej samej godzinie dorośli wraz z dziećmi wyszli na rynki i place, wzięli do rąk kolorową kredę i wspólnie rysowali różnobarwne kwiaty, błękitne chmury, słońca, domy z kominami, tęcze i samochody. Na razie, raz do roku taki happening organizuje w Nowym Sączu. Ale to nie jest zwykłe rysowanie. To raczej misja pozytywnie zakręconego nauczyciela plastyki z powołania, który od lat zwraca uwagę na to, że przedmioty artystyczne w polskich szkołach zostały zepchnięte na margines. Traktowane są jak edukacyjny ogon. A przecież plastyka i muzyka, to te dziedziny życia, które uczą nas wrażliwości, piękna i wyobraźni.
***
Rozmowa ze Stanisławem Szarkiem, sądeckim artystą, nauczycielem plastyki i wychowawcą młodzieży.

Mówił ktoś o panu, że jest pan nawiedzonym, artystycznym wariatem, który jak Don Kichot próbuje walczyć z wiatrakami?

-Ci, którzy mnie znają, wiedzą że mam na tym punkcie hopla, ale w tym pozytywnym znaczeniu. Sam siebie nie uważam za wariata, chociaż plastycy generalnie są traktowani z przymrużeniem oka, jako ludzie nie do końca stąpający po ziemi. A co do mojej donkiszoterii, to przybywa ludzi, którym udaje się otworzyć oczy na to, że polska szkoła jest zabójcą dziecięcej wyobraźni.

Wszyscy zamartwiają się o poziom nauczania matematyki i fizyki, na przedmioty humanistyczne jest w szkole coraz mniej czasu, a przedmioty artystyczne, takie jak muzyka i plastyka, traktowane są jak piąte koło u wozu. Gdzie szukać winnych?

-Winnych jest wielu. Zacznijmy od tego, że w najmłodszych klasach szkoły podstawowej plastyki nie uczą ci, którzy się na tym znają. Bo nauczyciele nauczania początkowego nie są przecież omnibusami. Tymczasem na rynku pracy jest wielu bezrobotnych plastyków przygotowanych do prowadzenia zajęć z dziećmi. Poza tym we współczesnej szkole, a zaczęło się to w latach 80-tych, dziecko dostaje do ręki gotowce, takie jak kolorowanki, ćwiczenia do wypełnienia. To zupełnie tak, jak z egzaminacyjnymi testami, które ograniczają samodzielny sposób myślenia i inteligencję ucznia. To szablon, który zabija wyobraźnię i umiejętność tworzenia własnej wizji. Winni są także ci rodzice, którzy nie zdają sobie z tego sprawy i nie walczą o to, żeby to zmienić. Dla nich szkoda czasu „na rysunki”. Lepiej w tym czasie uczyć dziecka „czegoś pożytecznego”.

I nie wiedzą że to właśnie „rysunki” są bardzo pożyteczne.


-Właściwie nauczana plastyka zachęca dzieci do tworzenia piękna i otwierania ich na wyobraźnię. Na całe życie. Jeżeli ktoś ma otwartą wyobraźnię plastyczną, to poradzi sobie z każdą rzeczą na ziemi, a oprócz tego potrafi zadawać pytania. Plastyka jest sztuką. Dzięki niej wchodzimy w boską przestrzeń. Bo Bóg stworzył piękno i pozwolił człowiekowi także je tworzyć. Proszę zwrócić uwagę na spontaniczną chęć rysowania u małych dzieci. Od momentu, kiedy zaczynają kreślić na papierze pierwsze swoje linie, kreski czy plamy ukazują chęć podzielenia się swoim światem z otoczeniem. Dziecko jest najszczerszym, najlepszym artystą.

W sposób nieograniczony i nieukierunkowany rozwija za pomocą rysunku swoją naturalną, artystyczną wyobraźnię. Ale potem idzie doszkoły, która tę wyobraźnię zabija?

-Tak. I o tym trzeba głośno nie tylko mówić. O tym trzeba krzyczeć. Programy nauczania są pełne napuszonych sformułowań o potrzebie kształtowania u dziecka wyobraźni. A jak jest naprawdę? Ambicją kolejnych ministrów oświaty jest wyposażenie dzieci w tablety. Każde dziecko ma mieć komputer, który za nie myśli. Ale nie nauczy ani miłości, ani tworzenia piękna. To urządzenie tylko zaprosi dzieciaka do siebie, połknie, a potem w postaci emocjonalnego wraka po jakimś czasie wypluje.

Pan próbuje to zmieniać. Pisze pan autorskie programy nauczania plastyki.

-Napisałem kilka takich programów nauczania plastyki w przedszkolach i szkołach, wykorzystywanych nie tylko przeze mnie, ale także i inne placówki. Ja sam nie chcę widzieć żadnych gotowców, które wzięły się z „warszawskiego kosmosu”.

Ale jak na razie to niemal wszędzie rządzi ten „warszawski kosmos”.

-Jestem zwolennikiem efektów małych kroków. Przecież kropla drąży skałę.

Daleko pan zaszedł?


-Na razie mam poparcie u niektórych parlamentarzystów. Spotkałem się z życzliwym zainteresowaniem Arkadiusza Mularczyka, a poseł Wiesław Janczyk napisał interpelację dotyczącą koniecznych zmian w programie nauczania plastyki w najmłodszych klasach szkoły podstawowej.

Poseł napisał interpelację i…..?

-Trafiła do sejmowej „zamrażarki”. Ale, ja się nie zrażam. Próbowałem nawiązać kontakt z Rzecznikiem Praw Dziecka. Napisałem do niego list otwarty, w którym opisałem jak wygląda szkolna, plastyczna rzeczywistość najmłodszych. Ponieważ obaj jesteśmy kawalerami Orderu Uśmiechu i znamy się, liczyłem na jego pomoc. Ale jak na razie nie doczekałem się żadnej odpowiedzi.

Ale nie poddaje się pan.

-Najważniejsze to nie stać w miejscu, tylko działać . Właśnie dlatego wymyśliłem Ogólnopolskie Rysowanie Dorosłych. Już czterokrotnie na płycie sądeckiego rynku wspólnie z dziećmi malowali dorośli, reprezentujący różne środowiska. Byli między nimi samorządowcy i politycy od których wiele zależy.

Przez to wspólne malowanie dorośli mają w sobie odnaleźć pełne wrażliwości i wyobraźni dzieci którymi kiedyś byli?

-Taki mam zamiar. Może wtedy zrozumieją jak ważne jest, żeby w szkole nie traktować po macoszemu przedmiotów artystycznych. Marzy mi się, żeby akcja wspólnego rysowania dorosłych zyskiwała sojuszników w kolejnych polskich miastach.

Znalazł pan już chętnych?

-Mam nadzieję że do piątej edycji przyłączą się Tarnów i Kraków. Do pomocy zdeklarowali się niektórzy małopolscy radni. Koszty takiej imprezy są minimalne. Właściwie potrzebna jest tylko kolorowa kreda i odpowiednie wypromowanie imprezy, żeby zgromadziła jak najwięcej ludzi.
Ma pan też i inne pomysły. Marzy się panu, aby Nowy Sącz stał się ambasadorem twórczości dziecięcej na całą Polskę.
Chciałbym, aby to właśnie Nowy Sącz przełamał impas w nauczaniu w najmłodszych klasach zajęć artystycznych z plastyki i muzyki . Ale muszą mi w tym pomóc miejskie władze. Przecież szkoły podlegają samorządowi.

I co na to sądecki magistrat?

-Mam wrażenie, że na razie mi się przyglądają. Ale jest też kilku radnych, którzy zarazili się moim pomysłem. Poza tym znalazłem sojuszników w sądeckiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej i w działającym w naszym mieście Stowarzyszeniu na rzecz Badań i Dokumentacji Kultury „A Posteriori”.

Czy to co pan robi nie jest zawracaniem kijem Wisły? Płynięciem pod prąd w skomercjonalizowanym świecie plastikowej popkultury, z którym walczy niepoprawny idealista?

-Jeśli tak na to spojrzeć, to takich niepoprawnych idealistów jest więcej. Na przykład rodzice którzy posyłają do mnie swoje dzieci na zajęcia do Miejskiego Ośrodka Kultury. Oni ubolewają, że szkoła właściwie przestała się zajmować tego rodzaju edukacją. Ci rodzice wcale nie chcą, żeby ich dziecko wyrosło na artystę. Oni tylko chcą żeby ktoś, kto się na tym zna, nauczył ich pociechy wrażliwości w odbiorze sztuki. Wiedzą, że rysunek rozwija u dziecka wyobraźnię, wrażliwość, cierpliwość i zwyczajną manualną sprawność. Oni nie tylko chcą, żeby ich dziecko rysowało. Oni chcą, żeby ich dziecko myślało. Nauczyć kogoś rysować to nie jest problem. Ale nauczyć myśleć, już niekoniecznie. A sztuka właśnie wymaga myślenia.

Rozmawiała Agnieszka Michalik
Fot. JB.
 






Dziękujemy za przesłanie błędu