Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
21/02/2015 - 17:12

Nowy szef krynickiego Siedliska. Kulturalny menadżer?

Nie przestraszył się krynickiej, dyrektorskiej karuzeli Centrum Kultury, która podczas burmistrzowania Dariusza Reśki ciągle wiruje i wyrzuca z foteli kolejnych szefów placówki. W ciągu czterech lat było ich czterech. On będzie numerem piątym. Czy uda mu się przełamać złą passę?
Rozmowa Wojciechem Królem nowo mianowanym dyrektorem Centrum Kultury w Krynicy.

Objął pan posadę, która  podlega ciągłym rotacjom. W ciągu czterech lat z pracą w krynickim Centrum Kultury pożegnało się czterech dyrektorów, do tego dochodzi jeszcze dwóch pełniących obowiązki. To nie wróży niczego dobrego kolejnemu szefowi. Nie boi się pan tej klątwy, która zdaję się wisieć nad tym stanowiskiem?

- Wiele osób, które rozmawiają ze mną na temat objęcia przeze mnie tej funkcji pyta mnie czy przemyślałem swoją decyzję i czy nie boję się tej dyrektorskiej posady.

I co im pan odpowiada?

 -Że nie.

Naprawdę nie żywi pan obaw?


- Moja poprzedniczka wprowadziła  zmiany na lepsze. Uporządkowała wiele spraw. A poza tym jej rezygnacja wynikała z powodów pozamerytorycznych. Myślę, że mnie będzie już łatwiej, bo bałagan, który zakradł się w pewnym momencie do funkcjonowania tej instytucji został przezwyciężony. Poza tym istnieje dobra wola ze strony wszystkich zainteresowanych, żeby udało mi się zostać tu dłużej niż moim poprzednikom. Wiem, że łatwo nie będzie. Zdaje sobie sprawę z tego, że moja posada obarczona jest bardzo dużym ryzykiem. Ale z drugiej strony dostałem szansę, żeby odnieść sukces, który będzie zauważony i że coś się w tej krynickiej rzeczywistości zmieni.

Ludzie zwykle marzą o sukcesie w dużym mieście. Pan porzucił Kraków, biznes i przyjechał do nas, na prowincję. Co pana do tego skłoniło?


- Przede wszystkim ciekawość i chęć poznania nowej, zawodowej perspektywy. Do tej pory prowadziłem własną firmę zajmującą się pozyskiwaniem funduszy unijnych, także realizacją i nadzorowaniem projektów finansowanych ze środków wspólnotowych. To były przedsięwzięcia z zakresu kultury, takie jak imprezy czy inwestycje związane głównie z zabytkami. Zdarzyło mi się tworzyć muzea i je modernizować. Tak więc cały czas działałem w kręgu kultury i w tym się specjalizuję. To dziedzina bardzo mi bliska, bo z wykształcenia jestem historykiem, a z zawodu menadżerem projektów.

Zapewne te pana umiejętności sprawiły, że komisja konkursowa postawiła właśnie na pana.


- Myślę, że mam coś do zaproponowania i że moje menadżerskie doświadczenie związane z pozyskiwaniem unijnych funduszy i realizacją projektów okażą się przydatne i będą mógł wprowadzić odrobinę nowych rozwiązań.

Zamierza pan wprowadzić jakąś nową formułę funkcjonowania krynickiego centrum kultury?


- Jeśli chodzi o samo funkcjonowanie centrum to myślę, że moja poprzedniczka doprowadziła do wytworzenia w miarę spójnej i wydajnej struktury organizacyjnej. Na początku nie przewiduję specjalnych rewolucji, choć na pewno będę dążył do tego, żeby instytucja była nastawiona na zarządzanie projektowe.

Dotychczasowa praktyka związana z zarządzaniem krynickim Centrum Kultury dowodzi, że jej szef musi być kompatybilny z obecnym burmistrzem uzdrowiska, który ma dość jasno sprecyzowane poglądy na temat szefowania tej placówce. Dariusz Reśko twierdzi, że ta funkcja nie wymaga jedynie bycia ekspertem w dziedzinie kultury. Trzeba być przede wszystkim dobrym menadżerem, znać się na zarządzaniu i umieć współpracować z wieloma różnymi środowiskami.

- Uważam, że takie podejście jest w pełni uzasadnione. Oczywiście dyrektor instytucji kultury nie może być od kultury oderwany. Ja sam, całą moją karierę zawodową związałem z tym właśnie sektorem, ale na kulturę trzeba też umieć spojrzeć okiem menadżera. Krynicką placówkę tworzy zespół ludzi z pierwszej linii kultury. Rolą dyrektora jest stworzenie im odpowiednich warunków organizacyjnych i materialnych do tego, żeby mogli działać.

Menadżer ma im zapewnić odpowiedni komfort pracy?


- Właśnie tak. Bo to nie centrum jest od robienia kultury tylko ludzie, którzy są kreatywni pod warunkiem, że działają w przyjaznym otoczeniu. A co do współpracy z urzędem, to pan burmistrz zrobił na mnie wrażenie człowieka, który docenia znaczenie tej placówki dla miasta. Nie wyobrażam sobie funkcjonowanie jakiejkolwiek samorządowej instytucji kultury bez ścisłej współpracy z organizatorem. Liczę na to, że w ogóle urząd miasta jest pozytywnie nastawiony do centrum. Mam nadzieję, że to się nie zmieni i że zamiast kłócić się i spierać będziemy wspólnie działać na rzecz rozwoju kultury w Krynicy.

Jak to w życiu bywa i w kulturze też, najłatwiej pokłócić się o pieniądze. Burmistrz Reśko niejednokrotnie utyskiwał na dotychczasowych szefów centrum, którzy przychodzili do niego i mówili „daj mi pieniądze, bo chcę mieć to czy to”. Tymczasem jego zdaniem nadeszły takie czasy, że dyrektor placówki pieniądze ma zdobywać. Sprosta pan takim oczekiwaniom?

- Nie oczekuję, że ktoś da mi pieniądze na wszystko, co chciałbym zrealizować. Myślę, że właśnie takie nastawienie to jeden z moich atutów. Nie po to tworzy się kulturalną instytucję z całym zapleczem kadrowo-organizacyjnym, żeby potem nie była w stanie samodzielnie działać. Myślę, że krynickie centrum na taką samodzielność ma ogromne szanse, bo otwierają się nowe perspektywy unijne. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie obieca, że na sto procent będzie przywoził pieniądze, ale na pewno w ciągu najbliższych lat placówka będzie o te fundusze intensywnie zabiegać i to na profesjonalnym poziomie. Przy czym mam świadomość tego, że samo pozyskiwanie unijnych pieniędzy to piękne hasło, ale ono też kosztuje. Bo przecież do każdego projektu trzeba dopłacić swoją część. Dlatego myślę, że na początku przede wszystkim skupimy się na tym, żeby nasza sztandarowa impreza, czyli festiwal kiepurowski była finansowana ze środków Małopolskiego Programu Operacyjnego

Przed panem bardzo trudne zadanie. Musi pan w stosunkowo krótkim czasie przygotować kolejną edycję festiwalu. Finansowanie imprezy ze środków Małopolskiego Programu Operacyjnego w tym roku na pewno nie będzie możliwe. Nie może pan także liczyć na celową dotację Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bo projekt poprzedniej dyrektor, Małgorzaty Michałek, zyskał słabą ocenę resortu.

W ubiegłym roku ministerstwo też nie dało dotacji, a festiwal się odbył. Poza tym sama procedura przyznania dotacji jeszcze nie jest zamknięta. Moglibyśmy dyskutować czy wniosek został oceniony słabo czy też nie, natomiast był na tyle dobry, że upoważniał nas do złożenia odwołania. Teraz czekamy na ostateczną decyzję. Mamy szansę pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, że dotacja zostania przyznana. Tak więc jeszcze mamy nadzieję, jeszcze walczymy. Jeśli natomiast resort nam tych pieniędzy nie da, będziemy musieli sobie radzić tak, jak w zeszłym roku, czyli oprzeć się na środkach własnych i tych pozyskanych od sponsorów. Mam nadzieję, że nie będzie gorzej niż do tej pory. Festiwal to impreza z wyrobioną marką, która broni się sama. Poza tym, jako placówka nie zostaliśmy sami. W pozyskiwaniu sponsorów mamy przecież duże wsparcie ze strony urzędu miasta.

Jako nowy dyrektor będzie pan miał do zjedzenie nie tylko pasztet finansowy związany z festiwalem Kiepury. Po ubiegłorocznej imprezie i konflikcie między ówczesnym szefem Centrum Jackiem Sokołowskim i Alicją Węgorzewską, dyrektorem artystycznym festiwalu, ubyło artystów chętnych do współpracy. W Polskę „poszła” antyreklama Krynicy. Artyści skarżyli się w mediach, że w terminie nie zapłacono im honorariów. Zapowiedzieli, że pod Górę Parkową już nie wrócą.

-  Z tego co wiem, te zobowiązania finansowe zostały uregulowane i ten temat jest już zakończony. W zeszłym roku współpraca z Operą Krakowską przyniosła pozytywny efekt. Myślę, że w tym roku będziemy to kontynuować. Mam zamiar w najbliższym czasie spotkać się dyrektorem Bogusławem Nowakiem, ale z tego co mi wiadomo, Opera Krakowska nadal chce nas wspierać i tamten rozdział uznaje za zamknięty. Myślę, że każda kolejna edycja festiwalu i innym pozwoli zatrzeć to niemiłe wspomnienie.

Musi się pan zmierzyć z jeszcze jednym problemem. Centrum Kultury zmaga się z dużymi trudnościami finansowymi i obciążone jest kredytem hipotecznym.

- Stopniowo będziemy oddawać pieniądze do banku. Na razie udało się zwrócić 250 tysięcy złotych. Ten dług będziemy sukcesywnie spłacać. A ja… cóż, będę musiał być po prostu oszczędny.

Nie dość, że będzie pan musiał zaciskać pasa, to na dodatek wyrasta panu pod bokiem konkurencja. Zapewne obserwuje pan poczynania dyrektora spółki Uzdrowisko Krynica Żegiestów SA, Jarosława Wilka, który ruszył z cyklem imprez artystycznych w Pijalni Głównej i zamierza na tym zarabiać. Szykuje się ostra rywalizacja?

- Nie traktuje tego jako konkurencję. Prezes Wilk wypełnił niszę, bo tego typu imprez w Krynicy nie było. Myślę, że Centrum Kultury będzie się skupiać na działalności bardziej misyjnej i mniej komercyjnej. Natomiast spółka jest spółką. Istnieje po to, żeby przynosić dochód. Jeśli będzie chciała zarabiać na kulturze to na pewno będzie to z korzyścią i dla miasta i dla centrum. To tylko będzie sprzyjać promocji marki miasta i uzdrowiska.

Pozostaje zatem obu panom kibicować i bacznie obserwować tę kulturalną rywalizację dwóch menadżerów.

Rozmawiała Agnieszka Michalik



 






Dziękujemy za przesłanie błędu