Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
05/03/2013 - 14:10

Maria Giza-Podgórska: Pamiętam kazanie kardynała Wyszyńskiego

Trwają przygotowania do jubileuszu 50-lecia koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Pocieszenia z kościoła Ducha Świętego w Nowym Sączu. Główna uroczystość odbędzie się 1 września br. Mszę św. jubileuszową na sądeckim Rynku odprawi nuncjusz papieski w Polsce abp Celestino Migliore.



Dokumenty koronacyjne też Pani przepisywała?
- Tego właśnie nie mogę sobie przypomnieć, bo myśmy wtedy mieszkali już w Chełmcu, gdzieśmy się przenieśli w 1960 roku. Opracowania ojca Mieczysława Bednorza zatytułowanego „Obraz Matki Bożej Pocieszenia w Nowym Sączu” z 1962 roku, gdzie jest opisana historia wielowiekowego kultu obrazu i podane świadectwa osób, które doznały szczególnej opieki Matki Bożej Pocieszenia w najcięższych chwilach swojego życia, między innymi więźniów obozu w Oświęcimiu, nie przepisywałam. Ale na przykład przepisywałam „Krótki zarys historii i działalności zakonu Towarzystwa Jezusowego na przestrzeni czterech wieków”, autora już nie pamiętam.

Przepisaliśmy z mężem w sześciu egzemplarzach także opracowanie Jamesa Bredlica pt. „Powstanie i rozwój Towarzystwa Jezusowego”, która wyszła w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy. Książki religijne ukazywały się wówczas w bardzo małych nakładach, a ojciec Michalik chciał, aby ta pozycja była dostępna w bibliotece parafialnej. Tę książkę dedykowaliśmy naszemu synowi Tomaszowi, proszę posłuchać:


„Ukochanemu Tomaszkowi ofiarują tę książkę rodzice, z życzeniem, by bacznie prześledził drogi, jakimi Chrystus prowadził wybrany swój zakon i kierował życiem poszczególnych jego członków. Zauważ też synku, iż można być świetnym pisarzem, historykiem, tak jak autor tej książki, nie tracąc przy tym ani poczucia humoru, ani pełnego serdecznej życzliwości w stosunku do ludzi. Z myślą o Tobie syneczku przepisywali tą książkę Mama i Tata. Chełmiec 1963 rok”.

Piękna dedykacja dla małego chłopca.
- Tomek był zaznajomiony z wszystkim ojcami. Kiedy graliśmy w bridża, to się nam przyglądał. Pamiętam, jak raz ojciec Machajski przyszedł do nas, a akurat Tomek z Jurkiem (Gizą – przyp. red.), synem mojego brata, strzelali na tarasie z łuku do tarczy w ogrodzie. Chłopcy pozwolili ojcu Machajskiem spróbować swoich sił i proszę sobie wyobrazić, że trafił w sam środek tarczy, z odległości bodaj 30 metrów, co się chłopakom nie udawało. Bardzo im zaimponował, że jest takim świetnym łucznikiem (śmiech).

Od tej pory odnosili się do niego z najwyższą atencją. Jeszcze sobie przypominam taką śmieszna historyjkę z moją wnuczką. Jak byłyśmy razem w kościele kolejowym, to poszłam do Komunii świętej, a wnusia miała wtedy cztery lata. Wróciłyśmy do domu, a ona płacze. Szlocha tak rzewnie, że serce mi się kraje. Pytam, co się stało. „Babciu, mówi, ja płaczę dlatego, że Tobie ksiądz dał wafelek w kościele, a mnie nie dał, a przecież ja mu dałam pieniążka na tacę”. Tę historię ojciec Augustynek opisał w „Bethanii”. Więc takie były nasze stosunki z jezuitami, bardzo bliskie i serdeczne.

Co było dalej?
- W roku 1970 ojciec Michalik został przeniesiony do Wambierzyc, gdzie również doprowadził do koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Wambierzyckiej. On już wtedy miał opinię wielkiego budowniczego i koronatora świętych obrazów, specjalisty od takich niezwykłych czynów. Kontaktu nie straciliśmy. Przysyłał listy, opisywał jak zdobywał blachę miedzianą na pokrycie bazyliki w Wambierzycach, jak jeździł po różnych miejscach w poszukiwaniu materiałów budowlanych.

W Wambierzycach działał z takim samym zapałem, jak w Sączu. Przysyłał nam róże święte obrazki do rozprowadzenia. W miarę możliwości usiłowałam mu pomagać, choć pewnie miał w naszym mieście lepszych propagatorów. W każdym razie on był taki, że chciał dla Matki Bożej jak najwięcej zrobić.

Czy pamięta Pani dzień koronacji obrazu Matki Bożej Pocieszenia w Zawadzie - 11 sierpnia 1963 roku?
- To był przede wszystkim piękny dzień, jeśli chodzi o pogodę. Ciepła, sierpniowa niedziela. Mąż został z dziećmi w domu, a ja z mamą poszłyśmy piechotą do Zawady. Ludzie schodzili się z wszystkich stron. Podążali na piechotę, furmankami, na rowerach. Szli z chorągwiami, feretronami, wieńcami, uplecionymi z kwiatów i zbóż.

Wiele osób szło w strojach ludowych, jechała banderia konna. Panował szalony entuzjazm, który wzbudzała przede wszystkim obecność prymasa Wyszyńskiego. To były ciężkie czasy dla Polaków. Wszyscy zdawali sobie sprawę, co Wyszyński reprezentuje, jaki jest nieugięty jako prymas, i jako Polak.

W kościele w Zawadzie i na placu koronacyjnym zebrały się ogromne tłumy, mnóstwo księży, konfesjonałów, ołtarzy polowych. Pilnowałyśmy się z mamą, aby się w tym tłumie nie zgubić. Mama już była starszą osoba i bałam się, żeby nic jej się nie stało w tym ścisku.

Pamięta Pani homilię kardynała Wyszyńskiego?
- Szczegółów już nie pamiętam, tyle lat minęło, ale pamiętam, że wywołała wielki aplauz i wzruszenie, bo Prymas mówił również o niezbywalnych, przyrodzonych prawach człowieka, prawach Kościoła i prawach ludzi wierzących, deptanych przez komunistów. Myślę, że warto byłoby przypomnieć Sądeczanom tamtą homilię kardynała Wyszyńskiego, bo ona nie straciła na aktualności.

Koronacja obrazu Matki Bożej Pocieszenia to była wielka, podniosła uroczystość, która umocniła nas w wierze. To był wielki hołd oddany Matce Bożej, w Jej sądeckim wizerunku, która przez wieki opiekowała się Sądeczanami, a już szczególnie jezuitami w czasie drugiej wojny światowej. Pomimo upływu pięćdziesięciu lat, brzmi mi w uszach śpiew tysięcy ludzi i mocny głos kardynała Wyszyńskiego. Plac był zradiofonizowany i wszystko było doskonale słychać. To było jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim długim już życiu…

Rozmawiał Henryk Szewczyk. Fot. własne i archiwum Marii Gizy-Podgórskiej. Źródło: miesięcznik "Sądeczanin", nr 60, marzec 2013 r.

.                                                                                                    ***
Maria Giza -Podgórska, ur. 1921 r. w Nowym Sączu. Maturę zdała w maju 1939 roku w Katowicach. W czasie okupacji pracowała w starostwie w Nowym Sączu, jako łączniczka AK kolportowała podziemną prasę, rozwoziła konspiracyjną pocztę. Po wojnie rozpoczęła studia prawnicze na UJ, ale musiała je przerwać, by pomóc matce w utrzymaniu młodszych braci.

Pracowała następnie w Rejonie Dróg Publicznych w Nowym Sączu, prowadziła także kółko nauki języków obcych dla dzieci w Chełmcu. W 1993 roku wydała w Sądeckiej Oficynie Wydawniczej książkę pt. „Z Sącza rodem, Wspomnienia córki generała Józefa Gizy”.

Jej syn – Tomasz Podgórski - jest doktorem archeologii, uczy języka angielskiego w renomowanym II Liceum im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie. Ostatnio wydał „Listy z kraju Kemet. Diariusz egipski”.
 







Dziękujemy za przesłanie błędu