Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
13/03/2021 - 23:35

Arkadiusz Mularczyk: reparacje wojenne od Niemiec to kwestia naszej determinacji

Z Arkadiuszem Mularczykiem, posłem PiS, wiceprzewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa i wiceprzewodniczącym Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy o wojennych reparacjach od Niemiec rozmawia Tomasz Kowalski.

Arkadiusz Mularczyk. Fot. ESOdpowiadając na pana pytanie, zadane w trakcie obrad Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Heiko Maas, minister spraw zagranicznych Niemiec wymienił 2 miliardy euro jako łączną kwotę odszkodowań, wypłaconych Polakom za krzywdy II wojny światowej. Uznał pan, że to ważna informacja. Dlaczego?
- Po raz pierwszy wysoki urzędnik niemiecki powiedział, jaką kwotę wypłaciły Niemcy jednorazowo tytułem zadośćuczynienia dla części polskich ofiar wojennych tj. ofiar eksperymentów medycznych i pracy przymusowej. To kwota niezwykle mała wobec ogromu krzywd naszych rodaków, ponadto w ogóle nie uwzględnia zniszczeń w majątku państwa. Dla porównania, Niemcy po drugiej wojnie światowej wypłaciły niektórym swym ofiarom równowartość około 80 miliardów euro i nadal płacą świadczenia rentowe Żydom i obywatelom zachodniej Europy, w tym - co najbardziej bulwersujące - byłym żołnierzom Wehrmachtu i SS.

Sprawa odszkodowań dla Polski, niestety, długo nie była podnoszona w relacjach wzajemnych i dlatego właśnie kwota wypłacona Polakom jest tak porażająco niska. Do dziś żyje jeszcze kilkadziesiąt tysięcy osób, bezpośrednich ofiar bombardowań, pacyfikacji i represji, jakie spadały na miasta i wsie. Nigdy nie dostali ani centa odszkodowania, a co gorsza, nie mają prawa dochodzenia należnych im pieniędzy przed sądami w Polsce, ani w Niemczech.

Z jakiego powodu tak się dzieje?
- W prawie międzynarodowym obowiązuje zasada immunitetu jurysdykcyjnego, która chroni państwa przed pozwami obywateli innego państwa w sadach swojego kraju. Obywatel Polski nie może więc w Polsce pozwać Niemiec; taka jest praktyka międzynarodowa, na takim stanowisku stanął też polski Sąd Najwyższy w 2010 roku, odrzucając pozew o milion złotych przeciw urzędowi kanclerza Niemiec pana Winicjusza Natoniewskiego, który jako 6-letnie dziecko, ciężko poparzony cudem uszedł z życiem z masakry 360 mieszkańców Szczecyna na Lubelszczyźnie, do jakiej doszło 2 lutego 1944 roku podczas pacyfikacji wioski przez niemieckich żołnierzy.

Problem w tym, że przed żadnym sądem w Polsce ani w Niemczech taki człowiek nie mógł i nadal nie może dochodzić roszczeń. Ofiary wojny umierają więc bez zadośćuczynienia, a moim zdaniem żaden przepis nie może chronić państwo agresora, sprawcy zbrodni wojennych, czy ludobójstwa. Tym bardziej, że są już kraje, których sądy w takich sprawach orzekają, tak dzieje się na przykład we Włoszech, czy Grecji, choć inną sprawą jest uznawanie tych wyroków przez Niemcy i ich egzekucji.  Ale to właśnie praktyka sądów w największych krajach tworzy zwyczaj międzynarodowy.

Jestem przekonany, że mogą mieć na to wpływ również nasze starania w Polsce; zwłaszcza, gdyby wypowiedział się w tej kwestii Trybunał Konstytucyjny. To mogłoby też skłonić Niemców, by zaczęli poważnie rozmawiać z nami o reparacjach i indywidualnych odszkodowaniach. Dotychczas w Polsce nie było do takich rozmów woli politycznej, co wykorzystywali nasi sąsiedzi Niemcy, odkładając te
sprawy ad calendas graecas. Dlatego teraz intensywnie podejmujemy działania polityczne i prawne by przywrócić elementarne zasady sprawiedliwości. Właśnie dlatego podnoszę te kwestie na Radzie Europy, podczas spotkań międzynarodowych, a także z ambasadorem i politykami z Niemiec, dlatego także w imieniu grupy posłów złożyłem do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o otwarcie ofiarom zbrodni wojennych możliwości dochodzenia roszczeń przed polskimi sądami.

W mojej ocenie skuteczne i realne jest domaganie się wypłacenia w najbliższych latach kwot reparacji, odszkodowań czy zadośćuczynienia dla ofiar. Dlaczego nie, skoro, jak wspomniałem, dostają je Żydzi, a nawet renty żołnierze Wehrmachtu i SS z innych krajów. Do dziś rząd Niemiec wypłaca prawie 2000 holenderskim obywatelom służącym w Wehrmachcie i SS nieopodatkowane renty.

Jaka jest kwota należnych Polsce reparacji? Mówi się o setkach miliardów, nawet bilionie dolarów.
- To znacznie więcej niż bilion dolarów. Jeśli mówimy o roszczeniach, proszę pamiętać, że Rzeczpospolita Polska podczas wojny straciła ponad 6 milionów obywateli, a niemal 12 mln obywateli ubyło z terytorium naszego państwa. Rzeczpospolita straciła w wyniku wojny połowę swego terytorium i 40 procent gospodarki. Nie mówimy tu już nawet o grabieży na wielką skalę gospodarki, lasów, dóbr państwowych, prywatnych, czy rabunku choćby dzieł sztuki. Niemcy prowadzili też w Polsce grabieżczą politykę monetarną, dzięki której jeszcze bardziej wyzyskiwali zasoby naszego kraju.

Skala tych strat wielokrotnie przekracza kwoty, jakie kiedykolwiek Polska otrzymała z budżetu Unii Europejskiej. Należne nam odszkodowania są ogromne, aczkolwiek, biorąc pod uwagę budżet Niemiec i stan ich gospodarki, nie jest to kwota, która byłaby nie do zapłacenia. Niemiecka gospodarka jest największa w Europie i czwarta na świecie, więc nie są to dla niej niewyobrażalne środki finansowe. Dla nas zaś to środki znaczące, myślę, że wsparłyby ogromnie budżet państwa.

Pozwoliłyby nam przyspieszyć nadrabianie zaległości po drugiej wojnie światowej?
- Przez zniszczenia i rabunkową politykę niemiecką, państwo polskie cofnęło się w swym rozwoju co najmniej o 40 -50 lat. Przed drugą wojną światową polska gospodarka była na poziomie hiszpańskiej, na 10-11 miejscu na świecie.

Dziś gospodarka hiszpańska jest 12, a polska dwudziestą gospodarką. To pokazuje skalę tego, co straciliśmy wskutek wojny. Gdyby nie było wojny, lub gdyby po wojnie Polska dostała uczciwe reparacje, to biorąc pod uwagę obecne tempo naszego rozwoju, bylibyśmy już zapewne na poziomie Francji, czy Włoch, trzecią lub czwartą gospodarką Europy. Reparacje wojenne pozwoliłyby nam odtwarzać infrastrukturę - drogi, mosty, instytucje publiczne takie jak szkoły, szpitale, uniwersytety, posłużyłyby na stypendia dla naukowców i wiele, wiele innych rzeczy, których zostaliśmy pozbawieni.

Kiedy zostanie opublikowany raport polskich strat wojennych, opracowywany przez zespół pod pana przewodnictwem?
- Raport jest już właściwie gotowy. To ogromna praca dwudziestu osób, są jeszcze uzupełniane niektóre elementy, bowiem końcówka prac przypadła na czas pandemii, czyli zamkniętych bibliotek,
archiwów i czytelni. To miało wpływ na terminy, ale zapewniam, że raport jest już właściwie gotowy i będzie niebawem pokazany w całości.

Czasem można usłyszeć tezę, że powrót do tematu reparacji wojennych to jedynie przeciwwaga dla niemieckich pomysłów na kształt polskiej praworządności. Swego rodzaju moralny szantaż wobec Niemców – nie macie prawa wtrącać się w nasze sprawy bo na waszych rękach jest krew sześciu milionów polskich obywateli i wciąż niezapłacone rachunki krzywd. Naprawdę wierzy pan, że tak gigantyczne reparacje w 76 lat po wojnie uda się uzyskać?
- Uważam, że to jest jedynie kwestia naszej determinacji. Proszę pamiętać, że kiedy podniosłem ten temat na arenie międzynarodowej, większość ludzi było zdumionych dlaczego w ogóle się o tym mówi. Część z nich w ogóle nie wiedziała, że to jeszcze nie jest załatwione. Obecnie według sondaży ponad 60 proc. Polaków popiera nasze roszczenia reparacyjne; jestem przekonany, że powoli zmienia się również zdanie opinii publicznej w Niemczech. Część tamtejszych elit już przyznaje, że trzeba rozmawiać o kwestii odszkodowań dla Polski i dla osób fizycznych.

Najbardziej otwarci w tej sprawie są politycy niemieckich Zielonych, spotykam się również z niemieckimi politykami innych partii. Podniosłem kwestie reparacji również podczas niedawnego połączonego
posiedzenia komisji spraw zagranicznych Sejmu i Bundestagu, kilka dni temu spotkałem się z ambasadorem Niemiec. To zapewne dłuższy proces, Niemcy muszą to przetrawić, ale jestem przekonany, że Polska ma duże szanse uzyskać duże fundusze reparacyjne. Powinniśmy je przeznaczyć przede wszystkim na rozwój gospodarki i nauki, na stypendia, ale także na edukację, oświatę, służbę zdrowia i kulturę.







Dziękujemy za przesłanie błędu