Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
20/07/2016 - 16:30

Dziewczyna z Sącza podbija Warszawę. Oglądamy ją w Dziewczynach ze Lwowa

Katarzyna Ucherska ma dopiero 24 lata, a za sobą m.in. role w dobrze przyjętym serialu „Dziewczyny ze Lwowa” czy w spektaklu „Mistrz i Małgorzata”. Jak wspomina, nie byłoby tej wielkiej przygody, gdyby nie wrażliwi sądeccy pedagodzy.

Pani Kasiu, w tym roku ukończyła Pani Akademię Teatralną, a za sobą ma już role w produkcjach telewizyjnych oraz nagradzanych spektaklach teatralnych. Nie ma Pani wrażenia, że Pani kariera rozwija się w bardzo szybkim tempie?  

Rzadko zdarza mi się zatrzymać, żeby zastanowić się i uzmysłowić sobie, co już mam na swoim koncie. Ile przepracowanych godzin, ilu spotkanych ludzi, ile radości i zmartwień. To oczywiście wszystko jest w głowie, to buduje moje fundamenty (bo nie zapominajmy- jestem dopiero na etapie stawiania sobie fundamentów). Boję się, że zmusiłoby mnie to do dystansu i uciszyło tego niecierpliwego diabla we mnie. A po co, skoro zawsze można więcej i lepiej. A z drugiej strony… czyż nie tak powinna wyglądać kariera każdego młodego człowieka, który opuszcza rodzinne miasto i wyjeżdża w nieznane zdobywać nauki i realizować swoje marzenia? Właśnie tak, jak Pan mówi – w bardzo szybkim tempie.
 

#wpodróży #sistersister

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Katarzyna Ucherska (@katarzyna_ucherska)

Co daje młodemu aktorowi granie w serialach takich jak chociażby „Dziewczyny ze Lwowa” i „Klan”? Co kusi bardziej teatr czy film i telewizja?

To jest trochę tak, jak z każdym innym zawodem. Pracodawcy najpierw pytają o wiek, a później o doświadczenie i umiejętności. I jeszcze najlepiej, gdyby młody wiek szedł w parze z trzydziestoletnim doświadczeniem. Jakim cudem? Dlatego trzeba korzystać z szans na zdobywanie tego doświadczenia. W przypadku aktora, czy jest to telenowela, czy trzynastoodcinkowy serial z zamkniętą fabułą, komedia, czy dramat – trzeba brać. Bo inaczej gdzie się nauczyć? Teatr mnie skutecznie kupił już w podstawówce. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Pytanie „co bardziej kusi”, to takie trochę droczenie się rodziców z dzieckiem – „kogo bardziej kochasz, mamusie czy tatusia?” – a biedne dziecko w kropce, bo kocha tak samo, ale pytanie jakby podchwytliwe…

Serial „Dziewczyny ze Lwowa” spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem przez publiczność. Każdy z odcinków oglądało prawie cztery miliony  widzów. Spodziewała się Pani takiego dobrego przyjęcia? W czym tkwi tajemnica sukcesu?

Pamiętam, że mieliśmy bardzo skrajne nastroje podczas kręcenia. Jednego dnia powtarzaliśmy sobie – będzie sukces, zobaczycie! Nasza praca przyniesie ludziom radość i zostanie doceniona! A następnego dnia chodziliśmy ponurzy, zastanawiając się – a co, jeśli jednak nie…  W głębi duszy powinno się wierzyć w to, co się robi i tak też było u mnie, ale rzeczywistość i tak przerosła moje oczekiwania. Tajemnica sukcesu, to tajemnica! Znają ją tylko widzowie, którzy śledzili losy Dziewczyn ze Lwowa.
 

Serial trafił też na Ukrainę...

Tak, nawet miał niezłą oglądalność. Emitowany  był w jednym z głównych kanałów telewizyjnych na Ukrainie. „Naszi Pani u Warszawy” – taki nosi ukraiński tytuł. Nasze cztery bohaterki są dubbingowane przez ukraińskie gwiazdy… Jeszcze nie słyszałam jak brzmię w ukraińskiej wersji językowej! W Warszawie na każdym kroku spotykam kogoś  zza wschodniej granicy. Sądzę, że ta historia jest dla nich tak samo ciekawa, jak dla nas, Polaków, bo jest ona pewnego rodzaju lustrem narodowych cech. Mogą się nie zgadzać, buntować, ale mogą też podnieść się na duchu, czy po prostu trochę pośmiać…

Teraz mówi się, że czeka nas druga seria. Czy mogłaby Pani przybliżyć kulisy powstawania drugiego sezonu „Dziewczyn ze Lwowa”?

Chciałabym powiedzieć coś więcej, ale póki co wszyscy czekamy na pomyślne zakończenie obrad, ostateczne decyzje, podpisanie umowy z Telewizją Polską i takie … formalne sprawy. Dowiemy się więcej pod koniec wakacji. Bardzo bym chciała poznać dalsze losy mojej bohaterki, ale na to też jeszcze trzeba poczekać.
 

Jak wspomina Pani swoją przygodę z Miejskim Ośrodkiem Kultury i swoimi pierwszymi krokami ze sceną teatralną?

Muszę zacząć od tego, że nie byłoby przygody z Miejskim Ośrodkiem Kultury, gdybym w szkole podstawowej nie trafiła na tak wspaniałą polonistkę i teatromankę, jaką jest Pani Basia Margasińska, opiekunka koła teatralnego. Rozkochała mnie w teatrze i nauczyła podstawowych znaczeń. Kiedy nastąpiła rozłąka wynikająca z mojego dorastania i przeniesienia do liceum, nauki te kontynuowałam w Miejskim Ośrodku Kultury, pod skrzydłami Pana Janusza Michalika - Człowieka Teatru. To był piękny czas. Wydawało mi się wtedy, że jak już będę zawodową aktorką, to będzie mi łatwiej stawiać te pierwsze kroki na scenie, więc się nie przejmowałam, że to ciało mnie tak nie słucha, że nie wiem co zrobić z rękami, że w ogóle nic nie wiem… Teraz wiem tylko tyle, że przeżywam te same męki twórcze, co wtedy, że scena nadal mnie obnaża i ta nierówna walka nigdy się nie skończy, i że za to właśnie kocham Teatr.  Dlatego MOK był bardzo solidnym wprowadzeniem do zawodu, który teraz wykonuję.
 

To może sądeczanie będą mieli okazję zobaczyć Panią na żywo, np. w trakcie którejś edycji Jesiennego Festiwalu Teatralnego?

Bardzo bym sobie tego życzyła!
 

Pani wyzwania aktorskie? Wymarzone role...

Czeka mnie niemałe wyzwanie aktorskie już od września. Rozpoczynamy próby do sztuki pt. „Edukacja Rity” w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego. W obsadzie Pan Piotr Fronczewski i ja. Premiera w grudniu w Cieszynie. Czytając scenariusz myślę sobie, że to właśnie jedna z moich wymarzonych ról. Chociaż jest ich wiele wymarzonych, do końca życia wystarczy!

Rozmawiał Janusz Bobrek, fot. archiwum Katarzyny Ucherskiej

#dubsmash #fun #fun #alotoffun

Film zamieszczony przez użytkownika Katarzyna Ucherska (@katarzyna_ucherska)

Dziewczyna z Sącza podbiła Warszawę. Oglądamy ją w Dziewczynach ze Lwowa










Dziękujemy za przesłanie błędu