Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Niedziela, 4 czerwca. Imieniny: Christy, Helgi, Karola
21/03/2023 - 16:00

Rosyjski baby boom w Argentynie

Od wybuchu wojny w Ukrainie ponad 10 000 ciężarnych Rosjanek przybyło do Argentyny, żeby tam urodzić. Argentyński rząd sugeruje, że ​​kobiety zamierzają w ten sposób uzyskać podwójne obywatelstwo dla swoich dzieci.

Przedstawiciele organów kontrolujących migrację argumentują, że około 70 procent Rosjanek, które urodziły na terenie Argentyny, nie pozostają w tym kraju na dłużej niż kilka miesięcy – czyli tyle, ile potrzeba, by niemowlę uzyskało miejscowy paszport. Sprawą zainteresowały się już służby amerykańskie, gdyż podejrzewają, że rzeczywistym celem tego manewru jest ułatwienie dostępu do argentyńskich paszportów mężczyznom, którzy podają się za ojców nowonarodzonych dzieci, a w rzeczywistości pracują dla rosyjskich służb wywiadowczych. Konsekwencje tego fenomenu mogą więc stanowić zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa.

Argentyna jest ostrożniejsza w potępianiu rosyjskiej inwazji na Ukrainę niż Europa czy Stany Zjednoczone. Podobnie jak reszta Ameryki Łacińskiej, kraj ten zdecydował się nie nakładać sankcji na Rosję i kwestionuje ich skuteczność. W dziejach Argentyny znajdziemy też wiele momentów, gdy z otwartymi ramionami przyjmowano rosyjskich imigrantów: pod koniec XIX wieku wielu rosyjskich Żydów przepłynęło Atlantyk, uciekając przed biedą i pogromami, a mniej liczna fala Rosjan przybyła do tego kraju także po upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku.

Choć obecnie przesadą byłoby mówić o migracyjnej fali, to coraz więcej osób korzysta z faktu, że Argentyna nie wymaga wiz dla obywateli Rosji, co pozwala im wjechać do kraju w charakterze turystów i przebywać tam przez 90 dni. W razie potrzeby zezwolenie można przedłużyć o kolejne 90 dni.

Swobodny wjazd na terytorium Argentyny umożliwił rozwinięcie się następującego fenomenu: coraz więcej zamożnych Rosjanek przybywa do kraju, rzekomo jako turystki, z intencją urodzenia tam swoich dzieci. Według oficjalnych danych w ciągu ostatniego roku do Argentyny przybyło około 10 500 ciężarnych Rosjanek, z czego 7 000 zdążyło już opuścić granice tego kraju.

Zjawisko urosło do takich rozmiarów, że na stronach prywatnych klinik ginekologicznych w Buenos Aires pojawiły się zakładki w języku rosyjskim. Na drzwiach oddziału położniczego Szpitala Publicznego Fernandez wisi nawet kartka, gdzie cyrylicą napisano: „Drodzy pacjenci, jeśli nie mówią państwo po hiszpańsku, prosimy o przybycie z tłumaczem. Dziękujemy”.

Tylko na tym oddziale, w 37 ze 122 grudniowych porodów matkami zostały obywatelki Rosji. Nieopodal, w prywatnej klinice Finochietto, gdzie w grudniu przyszło na świat 170 dzieci, 50 było pochodzenia rosyjskiego.

W wywiadzie udzielonym lokalnej telewizji 10 lutego, szefowa argentyńskiego Urzędu Imigracyjnego, Florencia Carignano, podkreślała: - Nawet w skali dnia te liczby są bardzo duże. Zeszłej nocy, ostatnim lotem linii Ethiopian do Argentyny przyleciały 33 obywatelki Rosji, które były między 32 a 33 tygodniem ciąży.

Według ekspertki, znaczący wzrost wskazujący na tzw. „turystykę urodzeniową” rozpoczął się w sierpniu 2022, a wszystkie analizowane przez nich przypadki są bardzo podobne. Rosjanki przekraczające granice są w ostatnim trymestrze ciąży i przyjeżdżają z pełnym pakietem, który zawiera m.in. umowę najmu tymczasowego.

W obliczu szybkiego przyspieszania tego zjawiska – ponad 5 000 rosyjskich ciężarnych przybyło do Argentyny w ciągu ostatnich trzech miesięcy – Urząd Imigracyjny zaostrzył kontrole, a w połowie lutego 2023 na stołecznym lotnisku Ezeiza doszło do zatrzymania sześciu kobiet w zaawansowanej ciąży. Brzemienne Rosjanki podawały się za zwykłe turystki, ale nie miały biletu powrotnego i nie były w stanie wytłumaczyć, co właściwie zamierzają zwiedzać.

Po szczegółowym przesłuchaniu w obecności adwokata cztery z nich otrzymały zgodę na wjazd do kraju, a dwóm go odmówiono. Zaangażowany w sprawę prawnik, Christian Rubilar, twierdzi, że ​​jego klientki padły ofiarami dyskryminacji. Służby imigracyjne zezwoliły bowiem na wjazd tych ciężarnych, które przybyły do Argentyny z partnerami, zatrzymując wyłącznie te, które podróżowały samotnie.

Na łamach El País wyznał: - Wygląda to tak, jakby przyjęli kryterium, żeby wyłapywać ciężarne kobiety bez mężów, jak w jakimś kalifacie islamskim. Mamy tu do czynienia z dyskryminacją i przemocą ze względu na płeć.

Jednak rząd Argentyny odpiera podobne zarzuty, tłumacząc, że chodzi wyłącznie o sprawdzenie czy ​​celem przybyłych kobiet nie jest podstępne uzyskanie podwójnego obywatelstwa dla ich dzieci. Raczej nie chodzi im o osiedlenie się w kraju na stałe, zwłaszcza, że Argentyna zmaga się obecnie z poważnym kryzysem gospodarczym – w zeszłym roku miała czwartą najwyższą inflację na świecie, sięgającą niemal 100 procent.

Dlatego fakt, że Buenos Aires stało się magnesem dla tysięcy Rosjanek, które chcą urodzić tu swoje dzieci, słusznie budzi podejrzenia. Florencia Carignano tłumaczyła postawę władz w sposób następujący:

- Cieszymy się, jeśli ludzie przyjeżdżają do Argentyny, żeby wieść tu życie. Problem polega na tym, że te kobiety przyjeżdżają, rodzą dzieci, rejestrują je jako Argentyńczyków, zwiększają dochód tych, którzy na tym zarabiają, po czym wyjeżdżają i nigdy nie wracają. To są osoby, które czerpią korzyści z naszego paszportu.

Argentyński paszport umożliwia wjazd do 171 krajów bez konieczności posiadania wizy, w tym do Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i Japonii. Jest to liczba ponad dwukrotnie większa niż w przypadku paszportu rosyjskiego, który nawet przed wybuchem wojny umożliwiał swobodny wjazd jedynie do 80 państw. Po tym, jak Putin wysłał swoje wojska na Ukrainę, wiele krajów europejskich praktycznie uniemożliwiło Rosjanom przekroczenie granicy, a w Moskwie w kolejkach po wizy do zachodnich konsulatów spędza się miesiące.

Ponadto rodzice dziecka urodzonego w Argentynie sami mogą uzyskać obywatelstwo w ciągu dwóch lat, o ile są w stanie udokumentować nieprzerwany pobyt w kraju. Z kolei argentyńskie obywatelstwo otwiera drogę do uzyskania wizy do USA na okres 10 lat, co dziś jest daleko poza zasięgiem dzieci urodzonych w Rosji.

- Jeśli nie zaczniemy kontrolować, komu wydajemy paszport, stracimy zaufanie, jakim cieszymy się w innych krajach – dodała Carignano. W wywiadzie odniosła się też bezpośrednio do niedawnego incydentu, gdy w Słowenii zatrzymano trzech rosyjskich szpiegów, posługujących się argentyńskim paszportem.

- Trzech rosyjskich szpiegów narodowości argentyńskiej zostało znalezionych w Słowenii… gdy zbadamy tę sprawę z pewnością okaże się, że ci ludzie przybyli do Argentyny, żeby tu urodziło się ich dziecko.

Zjawisko, jakie obserwujemy obecnie w Buenos Aires, a określane mianem „turystyki porodowej”, nie jest niczym nowym. Występuje przede wszystkim w tych krajach, gdzie obowiązuje ius soli, czyli prawo ziemi, które stanowi, że wszyscy urodzeni na danym terytorium automatycznie otrzymują obywatelstwo. Większość krajów z ius soli znajduje się na terenie obu Ameryk. Dotychczas głównym celem turystyki porodowej były Stany Zjednoczone, gdyż amerykański paszport jest jednym z najbardziej pożądanych na świecie.

Maria Kiseleva z rosyjskiego serwisu BBC zwróciła uwagę, że w ostatnich dekadach dzieci bogatych  i sławnych Rosjan często rodziły się w Miami, gdzie zresztą wielu oligarchów ma posiadłości, a powodem tego trendu była właśnie chęć zapewnienia potomstwu drugiego obywatelstwa. Jednak ta praktyka załamała się, gdy świat obiegł wirus Covid-19, a Stany Zjednoczone zamknęły swoje granice dla Rosjan.

Wojna na Ukrainie dodatkowo utrudniła Rosjanom podróże do USA, i to właśnie początek rosyjskiej inwazji stał się impulsem Do relokowania turystyki porodowej do Ameryki Południowej. Bo choć argentyńska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie siatki przestępczej, która ma stać za organizowaniem wyjazdów ciężarnych Rosjanek do Buenos Aires i czerpać milionowe zyski z tego procederu, to w zaangażowanie „mafii” trudno tu uwierzyć. Wystarczyło, że duże pieniądze wyczuli zwykli przedsiębiorcy, którzy teraz dbają, by ten biznes się kręcił.

Kirill Makoveev, założyciel agencji Baby.RuArgentina, przeniósł się do Argentyny w 2014 roku. Początkowo pracował jako przewodnik turystyczny, lecz szybko dostrzegł potencjał tego kraju jako atrakcyjnej destynacji dla turystyki porodowej. Swoją agencję otworzył w 2018 roku.

– Jesteśmy teraz kompletnie obłożeni, aż do maja 2023. Jest też lista oczekujących – opisywał w lutym Makoveev, tłumacząc, że codziennie w argentyńskiej stolicy ląduje ponad tuzin ciężarnych Rosjanek. – Od początku wojny popyt gwałtownie wzrósł – dodał.

Liczne firmy oparły swój model biznesowy na determinacji zamożnych Rosjan, by ich dzieci rodziły się za granicą. Rosjanki, które podróżują do krajów Ameryki Południowej, aby urodzić, płacą duże sumy pieniędzy biurom, które oferują różnorodne usługi mające ułatwić ten proces. Pakiety mogą ograniczać się wyłącznie do wsparcia w uzyskaniu dokumentów, lub też opiewać na usługi dodatkowe, takie jak asystowanie przy wizytach lekarskich i samym porodzie, co jest szczególnie ważne w obliczu bariery językowej. W pakiety VIP wchodzą m.in. sesja zdjęciowa, wycieczki objazdowe, intensywne kursy lokalnego języka, osobisty kierowca i wyposażenie pokoju dziecięcego (łóżeczko, przewijak).

Dla przykładu, według informacji dostępnej na stronie internetowej Baby.RuArgentina pakiet „ekonomiczny” obejmuje przygotowanie podróży, konsultacje lekarskie, asystę na lotnisku, pomoc przy porodzie oraz „dokumentację noworodka”. Ten pakiet, najtańszy, kosztuje 5 500 dolarów. Natomiast cena najdroższego pakietu wynosi 15 000 dolarów.

Poza kwestią podwójnego obywatelstwa, Rosjanki z klasy średniej i wyższej często szukają za granicą doświadczenia naturalnego czy choćby godnego porodu, co w Rosji jest niemal niemożliwe do zagwarantowania. W relacjach turystek porodowych powraca wątek pozytywnego doświadczenia jakością otrzymanej opieki medycznej oraz podejściem personelu, tak różnym od lekarzy rosyjskich.

- Byłam otoczona troską, której kobieta w takiej chwili potrzebuje. W Rosji wygląda to zupełnie inaczej, tam przemoc porodowa jest niestety na porządku dziennym – powiedziała Alena, 41-letnia rosyjska prawniczka, która swoją czwartą córkę urodziła w Sao Paulo w lutym 2021. Mimo bariery komunikacyjnej (do kontaktu z personelem musiała używać translatora w telefonie) mile wspomina to doświadczenie. Do Brazylii przybyła tylko po to, by tam urodzić, a po 1,5 miesiąca wróciła do kraju, z córką o brazylijskim paszporcie.

Bo Argentyna nie jest jedynym krajem w Ameryce Południowej, który objął rosyjski baby boom. Ekspertka ds. migracji Svetlana Ruseishvili, wykładająca socjologię na brazylijskim Uniwersytecie Sao Carlos, powiedziała BBC Brasil, że od 2022 roku zaczęto rejestrować znaczny wzrost liczby Rosjanek, które przyjeżdżają rodzić w Brazylii i innych krajach regionu, np. w Meksyku.

Ruseishvili wyjaśniła, że nie jest jednak możliwe oszacowanie liczby rosyjskich dzieci urodzonych w ostatnim czasie w Brazylii, ponieważ ten kraj nie prowadzi ewidencji narodowości matek. Niemniej brazylijskie media donoszą, że to zjawisko przybiera na sile. W lutym, w Financial Timesie można było przeczytać, że „w brazylijskim mieście Florianópolis rodzi się tak wiele rosyjskich dzieci, że rodzice zrzeszają się, by zatrudnić prawosławnego księdza do chrztu nowych członków ich rodzin”.

Brazylia, podobnie jak Argentyna, ma do zaoferowania Rosjanom nie tylko bezwizowy wjazd do kraju, ale też paszport umożliwiający swobodne poruszanie się po wielu miejscach na świecie. Z punktu widzenia turystyki porodowej kolejną zaletę brazylijskiego prawodawstwa stanowi stosunkowo duża łatwość, z jaką rodzic małego Brazylijczyka może uzyskać prawo stałego pobytu, a później – obywatelstwo.

Jeśli obcokrajowiec zamieszkuje na stałe na terenie Brazylii i zda egzamin z języka portugalskiego, może uzyskać obywatelstwo nawet po upływie roku od osiedlenia się w tym kraju. Z kolei rodzice otrzymują dokument pobytu stałego w Brazylii od razu po narodzinach dziecka na terytorium tego państwa.

Nic więc dziwnego, że Ameryka Południowa, choć tak odległa i obca, staje się obecnie dla Rosjan – zmęczonych konfliktem, sankcjami i widmem poboru do armii – tak atrakcyjnym kierunkiem. (Gabriela Kozakiewicz, fot. Pixabay)









Dziękujemy za przesłanie błędu