Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 16 kwietnia. Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina
16/07/2021 - 14:15

Ratowała w Sączu drozda przed kocim mordercą. Pomogli miejscy strażnicy

- To był okropny widok. Z kociego pyska wystawały tylko skrzydła tego biednego pisklaka – opowiada Agnieszka z Nowego Sącza, która ratowała życie drozda schwytanego przez domowego drapieżnika. Z odsieczą przyszli też miejscy strażnicy.

- Mój kot to domowy pieszczoch, ale to przecież drapieżnik i bezlitosny myśliwy, który w moim ogrodzie poluje na nornice. Próbuje też łapać ptaki. Tym razem mu się udało - opowiada Agnieszka.

- Zobaczyłam jak z pyska wystają skrzydła niewielkiego ptaka. Najpierw byłam przekonana, że już jest martwy, potem okazało się, że jeszcze zipie i próbuje się uwolnić. Wyglądało to strasznie. Wcale nie było łatwo zabrać kotu tego nieszczęśnika. Czytaj też Co robił na gigancie piękny Szogun z Nowego Sącza? Kocia historia z happy endem 

Okazało się, że kot upolował małego drozda. Ptaszek był już opierzony. -  Kiedy wzięłam go w dłonie czułam, jak wali mu małe serduszko. Martwiłam się, że ma połamane skrzydła relacjonuje nasza rozmówczyni. - Pomyślałam, że zadzwonię do straży miejskiej. Słyszałam, że wożą ranne ptaki do lecznicy weterynaryjnej.

Agnieszka zapakowała drozda do kociej klatki i pojechała do siedziby strażników przy Lwowskiej. - Panowie byli bardzo mili. Mojej prośby nie zlekceważyli.  Zawieźli drozda do weterynarza.  Potem do mnie zadzwonili i przekazali dobrą wiadomość. Lekarz orzekł, że pisklakowi nic nie jest,  poza tym, że stracił trochę upierzenia. Ptaszek był tylko oszołomiony, ale potem doszedł do siebie i zaczął fruwać po lecznicy. Weterynarz, który go zbadał  orzekł, że można go wypuścić.

Małego drozda Agnieszka od miejskich strażników odebrała i wypuściła na wolność w bezpiecznym miejscu w pobliżu ogrodu.

Razem z mieszkanką  pisklę ratowali  dwaj strażnicy Michał Drozdek i Jarosław Guźniak.

- Mieszkańcy często proszą nas o pomoc w ratowaniu zwierząt. To zwykle ranne ptaki, psy i koty.  Staramy się w takich sytuacjach pomagać. Zwierzęta trafiają do lecznicy, z którą współpracuje miasto –  mówi Michał Drozdek.

Ale, jak dodaje, bywają sytuacje niebezpieczne.  - Niedawno musieliśmy złapać groźnego amstafa, który błąkał się w okolicach szpitala. Akcja zakończyła się szczęśliwie i pies trafił do schroniska w Wielogłowach. Miejmy nadzieję, że uda się odnaleźć właściciela.([email protected])fot. czytelniczka  







Dziękujemy za przesłanie błędu