Nr 5- „Mikołajem każdy może być.- trzeba tylko chcieć”
Ja w tym roku postanowiłam nie sprawdzać czy byłam grzeczna i czy Mikołaj przyniesie mi prezent (niektórzy powiedzą, że byłam bardzo niegrzeczna).
Jak to zrobiłam? Dla zmyłki adres pobytu zmieniłam. A więc – byłam bardzo grzeczna, a że prezentu nie dostałam to wina posłańców ( że trafić z prezentem nie mogli, gdy pod stałym adresem nikogo nie zastali i przekazać dla mnie prezentu nie zdołali ), no bo przecież nie Świętego - on na pewno prezent dla mnie przygotował.
W tym roku to raczej ja zabawiłam się w pomocnika Mikołaja i parę prezencików dla dzieciaków mam przygotowanych tylko jeszcze je doręczyć pozostaje ( plus historia, gdzie Mikołaja spotkałam i dlaczego to ja dla nich prezenty mam i przekazuję).
Mam także prezent dla czytelników: przepis na ciasteczka, z cyklu dwa w jednym – prezencik +naprawa błędu, który popełniłam w tekście o pieczeniu ciasteczek - piszę i piszę o ciasteczkach, a żadnego przepisu nie podaję - niektórzy mi nie wierzą, że upiekłam ciasteczka, że tak dobrze smakują, brak przepisu to wstyd i obraza, gdzie przepis, no gdzie.
A więc oto i on:
ORZECHOWE CIASTECZKA CIOCI ZOSI:
- 35 dag mąki, 28 dag masła,15 dag cukru, 15 dag ( dajcie troszkę więcej- 18 ) zmielonych orzechów lub migdałów, jedno jajko- zarobić ciasto, do lodówki na minimum 20 minut ( ja daję do zamrażarki), wyjąć, rozwałkować, wykrawać różne kształty ( w zależności od świąt- albo gwiazdki i buciki na prezenty albo kurczaczki czy jajeczka), piec krótko w 180 stopniach do uzyskania złotego koloru. Posypać cukrem pudrem.
I to wszystko. Prawda, że prosty przepis?
W planach dzisiejszy tekst miał być całkiem o czym innym, ale jak to w życiu bywa zbłądziłam. Już powracam na właściwe tory. Duch świąteczny, nastój i pogoda związana ze Świętami Bożego Narodzenia nie zależą tak naprawdę od tego, czy spełnimy życzenia naszych najbliższych i kupimy im dokładnie takie prezenty, jakie oni sobie wymarzyli (czasami przekracza to nasze możliwości finansowe, brakuje czasu i sił, a czasami – to czego chcemy nie zawsze jest tym, czego naprawdę potrzebujemy).
Poszukajmy „magii świąt” w nas samych, w naszym otoczeniu- czy to będzie uśmiech, jakaś drobna dekoracja świąteczna, gest życzliwości ( ustąpienie miejsce dla zmęczonej mamy czy przepuszczenie ktoś, kto ma mało zakupów, a kolejka do kasy długa) - nie kosztuje to wiele, a zapewniam spełni swoje zadanie i świąteczny nastrój mamy gotowy.
Dowodem jak to niewiele kosztuje, niech będzie historia z ubiegłego roku- w mikołajki dzwonek do domu, otwieram a tam w drzwiach Mikołaj staje, a dokładnie „Siostra Bernadeta” przebrana za Mikołaja z koszyczkiem cukierków i słodyczy odwiedzająca wszystkich samotnych, chorych i starszych – zjawiając się tak ubrana z uśmiechem i życzeniami wszystkich obdarowała tym co najcenniejsze – dobry słowem i bożonarodzeniowym nastrojem. Zapewniam - nikt nie pozostał obojętny na jej wizytę, opowieści o tym długo krążyły i krążą, pomimo upływu czasu dalej działają i uśmiechy na twarzy wszystkich wywołują.