Jak straż miejska drozda w Nowym Sączu ratowała
Śpieszyłam się po pracy do domu, ale z samochodu wypatrzyłam sporego ptaka, leżącego nieruchomo na chodniku – opowiada mieszkanka Nowego Sącza, pani Agnieszka, która razem z miejskimi strażnikami ratowała drozda. Pojechałam dalej. Pomyślałam, że pewnie jest martwy, ale potem wróciłam i postanowiłam to sprawdzić.
Czytaj też Te ptaki możesz spotkać w sądeckich lasach. Potrafisz je rozpoznać? [QUIZ]
Okazało się, że ptak jest żywy. Był poraniony w głowę, przerażony i bezradny, tak jak w pierwszej chwili bezradna była pani Agnieszka.
– Wszyscy tego biedaczynę obojętnie mijali. Tylko jakiś mocno zawiany mężczyzna się zatrzymał i litościwie przeniósł skrzydlatego zwierzaka na trawnik. Ja zadzwoniłam do straży miejskiej i poprosiłam, żeby przyjechali z pomocą. Pojawili się po dziesięciu minutach. Zachowali się super i pomogli.
- Jeśli tylko możemy uratować jakieś zwierzę, nawet to najmniejsze, to pomagamy – mówi Dariusz Batkowski. To on odebrał telefon od mieszkanki Nowego Sącza.
Drozda ratowali Bogdan Dziadosz i Wioletta Krzyż, która troskliwie zabrała poranionego ptaka do furgonetki straży miejskiej.
Drozda strażnicy zawieźli do lecznicy weterynaryjnej zajmującej się rannymi stworzeniami. tymi dużymi i tymi małymi
Co się stało z rannym ptakiem?
- Najprawdopodobniej zaatakowały go sroki – mówi Jan Serwin, który opatrzył zwierzaka. - Stąd ta rana na głowie. Leżał na chodniku, bo był mocno potłuczony. To młody ptak. Opatrzyłem mu tę ranę, odpoczął przez noc, napił się i rano go wypuściłem. Odleciał. Da sobie radę.
Jak dodaje weterynarz, kiedy sroki napotkają słabszego młodego ptaka, potrafią go nawet zabić. Ten nieszczęśnik uszedł z życiem, ale nie miałby szans, gdyby nie ratunek, który nadszedł w porę.