Zderzenie ze zwierzęciem skończyło się dramatem dla młodego człowieka
Czytaj też Przeklęta DK 75. Bus pełen dzieci zderzył się z osobówką w Łososinie [ZDJĘCIA]
Było wcześnie rano, kiedy zwierzę wybiegło na jezdnię, prosto pod koła audi, za kierownicą którego siedział dwudziestolatek. Siła uderzenia była tak duża, że auto wpadło do rowu.
- Kierowca, która ma dwadzieścia lat jest bardzo ciężko ranny i został przewieziony do sądeckiego szpitala – mówi Katarzyna Cisło z biura prasowego wojewódzkiej komendy.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie dwudziestolatek może mieć złamany kręgosłup. Jest mieszkańcem powiatu nowosądeckiego. Co się stało z dzikiem, czy zderzenie z autem przeżył, tego policjantka nie wiedziała.
Cierpią ludzie i cierpią zwierzęta, które giną pod kołami aut. - Kiedyś dróg było bardzo niewiele, a zwierzęta wędrują, bo szukają pożywienia albo swojej drugiej połówki – mówił w rozmowie z „Sądeczaninem” nadleśniczy z Piwnicznej Stanisław Michalik. – Te miejsca, gdzie wiadomo, że zwierzyna się często pojawia, są zazwyczaj oznakowane. To sygnał, żeby zwolnić. Wtedy jest szansa, że w świetle reflektorów kierowca dostrzeże sarny czy dziki i w porę zdąży wyhamować. Niestety, nie wszyscy kierowcy biorą sobie to do serca.
Czytaj też Nieszczęście przyszło do nich nad ranem. W ciemnościach uciekali z domu
Nieraz pokaleczone konają przez kilka godzin. Jak wyjaśnia Michalik, obowiązują odpowiednie procedury mówiące, że jeśli zwierzę da się uratować, to każda z gmin powinna mieć umowę z weterynarzem, który powinien na miejsce przyjechać i ocenić, czy zwierzę da się uratować, czy też należy mu skrócić cierpienie.
Bywa, że zderzenie z dzikim zwierzęciem kończy się śmiercią dla człowieka. Dwa lata temu, koło Brzeska, kierowca chciał uniknąć potrącenia sarny, gwałtownie skręcił, uderzył w przepust i doszło do tragedii, bo zginęła czteroosobowa rodzina.([email protected]) zdjęcie ilustracyjne fot. RG