Wrzesień - dramat w portfelu! Ile kosztuje szkoła?
Wrzesień - dzieci i młodzież zaczynają rok szkolny. Tyle się mówiło o darmowych podręcznikach. No i są, tyle tylko, że jedynie w podstawówkach i gimnazjach. Mój syn zaczął właśnie naukę w szkole ponadgimnazjalnej.
Do tej pory na podręczniki - jest w ekonomie o kierunku informatycznym i z góry zastrzegam, że poza Nowym Sączem - wydałam już ponad osiemset złotych.
Część książek ma wielkość i pojemność kolorowego miesięcznika plus płytkę. Koszt jednej? Około 40 - 50 złotych. I już po pierwszych kilku dniach zajęć wiem, że trzeba będzie dokupić kolejne, uzupełniające podręczniki.
Zobacz też: Robisz wyprawkę szkolną? Gdzie są zniżki dla rodzin wielodzietnych?
Mundurek. Szkoła liczy sobie kilkuset uczniów. Za kamizelkę, która występuje w roli mundurka musiałam zapłacić… 120 złotych. Z czego ta kamizelka? Ani ze skóry, ani z kaszmiru. Dramat, ale pyskować nie będę choć dużo słów cisnęło mi się na usta. W końcu to pierwsza klasa, nowe miejsce i początek najważniejszego etapu edukacji… Ale za kurtkę nieprzemakalną bardzo dobrej firmy na przecenie zapłaciłam 199 złotych. Kurtka - kamizelka…
Ubezpieczenie. Kolejne 60 złotych. Ani nie mam wpływu na wybór firmy, ani na warunki ubezpieczenia. W razie „w” syn dostanie 10 tysięcy złotych. Jeszcze w gimnazjum po wypadku, którego efektem była noga rozcięta do kości, kilka szwów i kilkutygodniowe zwolnienie odszkodowania dostał… 120 złotych. W tym oczywiście zwrot koszów leków.
Strój na w-f. Trampki tylko z białą podeszwą. Bo sala gimnastyczna odświeżona a czarne podeszwy brudzą. Kupiłam takie, i nawet nie drogo, ale ile się musiałam nabiegać po mieście - najlepiej wiedzą inni rodzice. W głowie kołatało mi pytanie - to oni - znaczy się szkoła - boją się zmywać tę cenną salę?
Koszulka - bezwzględnie biała i bez żadnych napisów, znaczków firmowych itp. Kolejna akcja kurcgalopkiem po sklepach. Reklamy robić nie mogę, ale litościwie podpowiem, że takie koszulki są do kupienia w jednej z sieciówek w Trzech Koronach.
Dwie moje córki są w przedszkolu. Starsza w zerówce - 120 złotych na zestaw książek. Fru… 75 złotych na materiały plastyczno - techniczne u młodszej - fruuu. Tu nie protestuję, bo wiem, ile kilkulatki zużywają farb, plasteliny, kredek, kartek i wiem ile, jest miejskich przedszkoli i jaki jest ich budżet. A sumarycznie - patrz wyżej - buuu.
I teraz wydatki „pozbierane” w rozmowach z innymi rodzicami: segregatory, teczki, cyrkle, zestawy (ekierka, kątomierz, linijki itp.), kleje, nożyczki, papiery kolorowe - wycinanki i samoprzylepne, blok zwykły, blok techniczny, farby, kredki akrylowe, zestaw różnej grubości pędzelków, zestaw różnej twardości ołówków, kolorowe bibułki, plastelina, modelina, arkusze kalki (!!!), blok milimetrowy, plecaki, worki na stój na w-f, buty zmienne, słowniczek ortograficzny, składki klasowe, komitet rodzicielski, odzież w odpowiednich kolorach, baletki (!) - para za 39 złotych..
Sumarycznie? Setki znikają z konta.
Zobacz też: Bezpłatne przejazdy do szkoły dla sądeckich uczniów
Ale na tym nie koniec. Część dzieci wraca po wakacjach lub zaczyna uczęszczać na zajęcia dodatkowe. I tu zaczyna się kolejna historia. Dowóz, dojazd, opłata miesięczna. Kolejne obciążenie w wysokości - lekko - 150 złotych. A gdy dziecko chce być aktywne w różnych dziedzinach - strach pomyśleć.
Kiedyś z moją koleżanką po fachu, która ma dziecko w prywatnej szkole podjęłyśmy dyskusję - do jakiej szkoły lepiej posłać dziecko. Koleżanka zasypała mnie informacjami w ilu różnych zajęciach - od Sasa do lasa - uczestniczy jej córka na terenie szkoły w ramach miesięcznego czesnego. W jednym miejscu, bez konieczności dowożenia i ustawicznego patrzenia na zegarek. Byłam w szoku. Bo za całość wychodziło łącznej opłaty około 400 złotych…
Do czego zmierzam? Chciałabym doczekać czasów, kiedy moje dzieci po pierwsze nie będą musiały nosić codziennie podręczników i pracować na garba, będą miały zapewnione zajęcia dodatkowe w szkole, szkoły będzie stać na to, żeby we własnym zakresie wyposażać sale techniczne, plastyczne, informatyczne itp. już o kserowaniu dodatkowych materiałów edukacyjnych nie wspomnę.
Chciałabym doczekać czasów, w których być może co miesiąc będą musiała uiszczać jakieś rozsądne czesne, ale we wrześniu nie będę rwać włosów z głowy patrząc na paragony z szkolnych i około szkolnych zakupów i zastanawiać się, udziału w jakich zajęciach dodatkowych muszę odmówić.
I niech mi nikt nie mówi, że zawsze można odłożyć i nie dać się zaskoczyć jak drogowcy zimą, bo to w przeciętnej rodzinie nierealne.
ES [email protected] Fot.: ilustracyjne sadeczanin.info