Wojciech Kudyba na Dzień Matki. Dwa wiersze
Wojciech Kudyba, znakomity poeta z Nowego Sącza, profesor literatury, laureat trzeciej edycji Konkursu im. Ks. Prof. Bolesława Kumora, w Dniu Matki przysłał nam dwa wierze o najdroższej istocie na świecie.
Posłuchajmy:
Mama
Zapomniana kryjówka, wciąż trzeba jej szukać
W pośpiechu, w górach, w śladach
W złotych trawach; ciągle się zmieniać
W przejrzystych strumieniach, nigdy do końca
Zawsze jest ucieczką.
W różach, w buczynach ktoś ją wciąż ukrywa
W łaskawych zamkach, wiernych lipach
W jarzębinach. Trwa jak warowne miasto
Ktoś ją wciąż ochrania – w czarnych bzach
W grotach, w twardych skałach.
Jest jasnym źródłem, zamkniętym ogrodem
W samym środku świata
Naszym dawnym domem
Nie można jej zatrzymać, jakby była bramą
Za każdym razem inna
Jest gwiazdą zaranną.
Ciągle w tym samym miejscu, zawsze w długiej drodze
Na Jaworzynie, w białej wieży Bulandowej
Zapala się w ciemnościach, nieci iskrę srebrną
I biegnie prędko, nieustannie wewnątrz.
**
Pogoda
(pamięci mamy)
Była wtedy pogoda, jedliśmy w ogrodzie
Słońce – jakby ukryte – obracało świat.
Przedmioty były lekkie
Zmieniała się ziemia
Kładłaś na głowie rękę
Miała w sobie blask.
Wszystko było w przemianie – zaufanie, taniec
Wszystkie kolory rzeczy, jakby opadł brud
W tym, co chcieliśmy chronić, w trosce
Ktoś odsuwał ciemność.
Pytaliśmy czy umrzesz
Obiecał, że nie.
Mama
Zapomniana kryjówka, wciąż trzeba jej szukać
W pośpiechu, w górach, w śladach
W złotych trawach; ciągle się zmieniać
W przejrzystych strumieniach, nigdy do końca
Zawsze jest ucieczką.
W różach, w buczynach ktoś ją wciąż ukrywa
W łaskawych zamkach, wiernych lipach
W jarzębinach. Trwa jak warowne miasto
Ktoś ją wciąż ochrania – w czarnych bzach
W grotach, w twardych skałach.
Jest jasnym źródłem, zamkniętym ogrodem
W samym środku świata
Naszym dawnym domem
Nie można jej zatrzymać, jakby była bramą
Za każdym razem inna
Jest gwiazdą zaranną.
Ciągle w tym samym miejscu, zawsze w długiej drodze
Na Jaworzynie, w białej wieży Bulandowej
Zapala się w ciemnościach, nieci iskrę srebrną
I biegnie prędko, nieustannie wewnątrz.
**
Pogoda
(pamięci mamy)
Była wtedy pogoda, jedliśmy w ogrodzie
Słońce – jakby ukryte – obracało świat.
Przedmioty były lekkie
Zmieniała się ziemia
Kładłaś na głowie rękę
Miała w sobie blask.
Wszystko było w przemianie – zaufanie, taniec
Wszystkie kolory rzeczy, jakby opadł brud
W tym, co chcieliśmy chronić, w trosce
Ktoś odsuwał ciemność.
Pytaliśmy czy umrzesz
Obiecał, że nie.