Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
09/03/2023 - 10:20

W sądeckich wsiach rodziły się genialne postacie. Agnieszka Filipek o chłopach-artystach

„Jak my krowy paśli to my się na listku grać naucyli. Nojlepiej na listku to grać na wiosno. Nojlepi to na listku bukowym. Na liściu z bzu tyz się gro”. Agnieszka Filipek przypomina kilka chłopów, którzy odnaleźli się w sztuce.

PRZYPOMINAMY! Już dziś, 9 marca, w Sądeckiej Bibliotece Publicznej przy ulicy Franciszkańskiej w Nowym Sączu odbędzie się spotkanie autorskie z redaktorami najnowszego kwartalnika „Sądeczanin HISTORIA: Sądeccy chłopi”. Nie może Was tam zabraknąć! Widzimy się o godzinie 17:00. Więcej przeczytasz tutaj: Oni zawsze mają w zanadrzu jakąś ciekawostkę. Przyjdź na spotkanie z historykami

W najnowszym kwartalniku „Sądeczanin HISTORIA” Agnieszka Filipek pisze o utalentowanych chłopach, którzy z pewnością wyróżniali się na tle sądeckich wsi. Poniżej przytaczamy fragment materiału jej autorstwa:

- W umyśle wychowanym na klasyce literatury polskiej te wspomnienia jednego z sądeckich muzykantów przywodzą zaraz skojarzenie z sienkiewiczowskim Jankiem Muzykantem. Mały, drobniutki, wiejski chłopaczek, syn komornicy, często przymierający głodem, w lichej koszulinie, bardzo słabego zdrowia... I chociaż los Janka jest bardzo smutny, a życie krótkie, Henryk Sienkiewicz z mistrzostwem nakreślił tę jego ogromną wrażliwość i postrzeganie otaczającego świata głównie poprzez dźwięki.

Jankowi wszystko grało... Mózg wyłapywał tylko melodie, które tworzyły mu cały świat. Chęć gry na skrzypcach, tworzenia melodii i wygrywania jej na instrumencie zdeterminowała wszystkie działania chłopca, co w efekcie skończyło się dla niego tragicznie! Bo któż by przejmował się potrzebami biednego, wiejskiego dziecka. Któż wreszcie podejrzewał by je o samorodny talent, którego biedny Janko nie zdążył nikomu zaprezentować...

Janko Muzykant jest postacią fikcyjną, jednak inspirowaną, jak wiele nowel sienkiewiczowskich, wnikliwą obserwacją polskiego społeczeństwa i jego problemów. Zmarnowane talenty, rodzące się na polskiej wsi – taki obraz nosi w sobie czytelnik po lekturze. A przecież wśród włościan samorodne talenty wcale nie były rzadkością. Pewnie znamy takie opowieści z własnych, rodzinnych domów.

Jan Bednarczyk, rocznik 1929, skawiański chłop, który całe swoje dorosłe życie spędził w Chabówce. A może należałoby uściślić – chłoporobotnik! Taka to bowiem była powojenna rzeczywistość. Zawodowo pracował na kolei, a po pracy, razem ze swoją małżonką Stanisławą prowadzili niewielkie, ale w zasadzie samowystarczalne gospodarstwo rolne i wychowywali dzieci. Podstawy kowalstwa miał w jednym palcu, podkucie konia nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania, z czego skrupulatnie korzystali sąsiedzi bliżsi i dalsi...

Na jednej z rodzinnych fotografii stoi dumnie wyprostowany, w kolejarskim mundurze, a w ręce trzyma blaszaną trąbkę. Oczywiście zapytałam o tę trąbkę. Okazało się, że Jan umiał i nieźle na niej grał, umilając wiele rodzinnych uroczystości! Ile uporu musiało go kosztować to samokształcenie!

Jak silny musi być imperatyw skłaniający człowieka do powtarzania danej czynności, do próbowania różnego ułożenia ust, tak aby w prawidłowy sposób wtłoczyć powietrze w ten dęty instrument blaszany, by w następnej kolejności wydobyć z niego w końcu czysty dźwięk, a potem kolejny i kolejny. A te dźwięki następnie ułożyć w linię melodyczną, tak aby przyjemnie było utworu wysłuchać, zaśpiewać do akompaniamentu, a może nawet zatańczyć!

Jakim przywilejem i ułatwieniem wydaje się przy tym możliwość kształcenia muzycznego, chociaż każdy zawodowy muzyk przecież potwierdzi, że to ogromny wysiłek! Ilu było Janków Muzykantów na sądeckiej wsi? Nie wiadomo! Zapewne wielu, jeśli wziąć pod uwagę ogromną umieralność ludzi, a zwłaszcza dzieci w tej grupie społecznej.

Trudne warunki życia, brak higieny i opieki medycznej oraz marna oświata potęgowały ilość zmarnowanych talentów. A jednak twórczość na sądeckiej wsi była widoczna. Wystarczy przypomnieć sobie jak barwnie mieszkańców parafii podegrodzkiej opisywała w swoim pamiętniku Zofia Skąpska, na początku XX w., kiedy razem z mężem objęła dopiero co dzierżawę majątku w Brzeznej:

W tej cudnej krainie, w tym zakątku nie tak bardzo oddalonym od Nowego i Starego Sącza, zachował się specjalny typ wieśniaka w swym malowniczym stroju, z tradycyjnymi, odwiecznymi zwyczajami, obyczajami, z wierzeniami pełnymi przesądów, z specjalną medycyną ludową, obrzędami, w których wzrasta od dziecka i które mu towarzyszą aż do grobu. A przy tym pełno w nim odczucia piękna i samorzutnych zdolności. (...) Radością napawały mnie łańcuszkowe ozdoby na strojach mężczyzn i kobiet. Hafty czerwone lub białe na koszulach, czepcach i poduszkach, wykonywane przez proste dziewczęta, co nie znają rysunku i tak sobie z głowy szyją te piękne ażury, zwane „sitkami”, foremne serca i inne ozdoby.

Okazją szczególną do zaprezentowania przepięknych, lachowskich strojów były Święta Wielkanocne w podegrodzkim kościele:

Białe jak śnieg koszule, pełne bogatych białych haftów pysznią się swą pięknością. Szeleszczą wykrochmalone spódnice z wzorami barwnych kwiatów, obszyte różnokolorowymi wstążeczkami. Wzorzyste chusty podegrodzkie otulają ramiona kobiet. Spod barwnych chusteczek ze strzępkami kolorowymi lub też suto haftowanych czepców wyłaniają się głowy z gładko zaczesanymi włosami. Mężczyźni, gospodarze i co zamożniejsi parobczacy, którzy już potrafią zarobić, przedstawiają się nie mniej wspaniale. Nic dziwnego, że „dziopom” aż oczy wyłażą, gdy ujrzą tak odświętnie przyodzianego „chodoka”.

Rozważając luźno o twórczości na sądeckiej wsi myślimy głównie o twórcach ludowych, ale spróbujmy ująć temat nieco szerzej. Ludzie tworzący to przede wszystkim osoby odczuwające tak silny imperatyw szeroko pojętej kreacji i związanego z tym samokształcenia, że pochodzenie i, w większości przypadków, brak możliwości kierunkowego uzupełniania wykształcenia nie stanowiły dla nich istotnego ograniczenia.

Tworzyli z potrzeby serca i wyrażenia wszystkich odczuwanych emocji w sposób głębszy, dla własnej satysfakcji i przyjemności kreowania. Czerpali natchnienie z przyrody, wiary i patriotyzmu, a w sferze artystycznej prezentowali całą gamę twórczości: malarstwo, rzeźbę, tkanie gobelinów, haft, wykonywanie wieńców żniwnych, kwiatów z bibuły, ozdób i obrazów ze słomki, koronkarstwo.

Zajmowali się ceramiką, szydełkowaniem, snycerstwem, kowalstwem... Na warsztat brali słowo pisane w prozie i w wierszu, mając naturalną potrzebę poetyzowania, jakby ujął to prof. Edward Balcerzan. Możliwość rozwoju determinowało także pochodzenie. Inaczej kształtowały się losy dzieci bogatych gospodarzy i wiejskiej biedoty, bo przecież polska wieś była mocno rozwarstwiona.

Poznajmy wybranych, a wybór, co należy wyraźnie podkreślić, jest subiektywny. W rankingu sądeckich osobowości twórczych na czołówkę wysuwa się postać Wojciecha Migacza! Człowiek obdarzony wieloma talentami, choć trudno byłoby o nim powiedzieć – twórca ludowy! Był osobowością, która wymyka się wszelkiej kategoryzacji.

Syn bogatego gospodarza z Gostwicy – Józefa i Marianny z domu Szczygieł, urodzony 7 września 1874 r. Jego życia nie można w żaden sposób porównać do losu Janka Muzykanta! Wojciech bowiem otrzymał wykształcenie. W 1890 r. ukończył ludową szkołę powszechną w Gostwicy, a w l. 1890-1895 uczęszczał do C.K. Zawodowej Szkoły Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, gdzie uczył się stolarstwa, tokarstwa i snycerstwa.

Jako chłopskie dziecko miał więc Wojciech dużo szczęścia. Po pierwsze jego rodzina należała do zamożnych włościan, a po drugie napotkał na swojej drodze ludzi, jak przypuszcza Anna Bomba, gostwickich nauczycieli, którzy szybko poznali się na jego zdolnościach manualnych i pokierowali jego dalszą edukacją. Umysł miał Wojciech Migacz bez wątpliwości nieprzeciętny.

Jego ogromną pasją stała się fotografia, a on sam został jednym z pierwszych fotografów chłopskiego pochodzenia. Ogromna kolekcja zdjęć jego autorstwa stanowi niewyczerpane źródło historyczne i etnograficzne, ale przede wszystkim pieści zmysły odbiorców kochających fotografie. Jego zdjęcia można oglądać bez końca, a każdy kto raz się z nimi zetknął, ma swoje ulubione.

Robił je głównie w plenerze, a w jego zbiorze można znaleźć przede wszystkim fotografie rodzinne, często zbiorowe, zgodnie z konwencją fotografowania na przełomie XIX i XX w., pozowane, statyczne. Są także zdjęcia z uroczystości kościelnych, narodowych, zdarzają się reportaże, a także rodzinne tableau. W swojej wielkiej życiowej pasji samokształcił się.

Kupował branżowe biuletyny, z których czerpał wiedzę i nowinki techniczne związane ze sztuką fotografii. Ale jego twórczy umysł nie ograniczał się do jednej pasji. Wojciech Migacz był także bardzo zdolnym konstruktorem-wynalazcą. Skonstruował oryginalny aparat fotograficzny, kinematograf, aparat do powiększania zdjęć i gramofon.

W zasobie archiwum Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu zachowały się przepiękne rysunki projektowe bogato zdobionej fajki „niewykurki”, fragmentu aparatu fotograficznego, a nawet – przechowywany w zbiorach prywatnych – projekt ołtarza do kaplicy św. Jana Nepomucena w Mokrej Wsi.

Jednocześnie był świadomym dokumentalistą i taki właśnie charakter mają jego prace zarówno fotograficzne, jak i projektowe. Fotografował fragmenty stroju lachowskiego i rysował charakterystyczne dla niego motywy. Przekazywał także swoje zdjęcia do placówek muzealnych, dążył do ich zachowania, i jak słusznie zauważyła A. Bomba mentalnie był człowiekiem bliskim naszych czasów – dbał o własną autopromocję.

Warto także podkreślić, że angażował się w wiele inicjatyw patriotycznych i społecznych. W 1901 r. dzięki staraniom W. Migacza w Gostwicy otwarto Czytelnię Krakowskiego Towarzystwa Oświaty Ludowej, a do wsi przyjeżdżało kino objazdowe. Zainicjował powstanie Kółka Rolniczego, w ramach którego zaczął funkcjonować także sklep. Był komendantem założonej w 1910 r. Ochotniczej Straży Pożarnej. Powołał do życia Drużynę Bartoszową.

Brał udział w corocznie organizowanych przez Koło Towarzystwa Szkoły Ludowej i Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” obchodach Konstytucji 3. Maja. W 1910 r., w czasie uroczystości, po mszy pochód złożony ze wszystkich warstw społecznych wyruszył z rynku w kierunku plant, a drużynę kosynierów prowadził właśnie Wojciech Migacz, jako naczelnik Drużyny Bartoszowej. Pisał także krótsze lub dłuższe utwory wierszowane, np. celnie puentujące zaobserwowane problemy społeczne chłopstwa. Zakończył swoje pracowite i nietuzinkowe życie w Wigilię 1944 r.

Rzeźby ludowe powstawały głównie z pobudek religijnych. Najczęściej możemy je oglądać w przydrożnych kapliczkach, które są charakterystycznym elementem polskiej, a więc także sądeckiej wsi. Przedstawienia Matki Bożej, zafrasowanego Jezusa Chrystusa, często także pasyjne, i naturalnie świętych, chroniących lud wiejski przed klęskami – św. Floriana – przed pożarem, św. Jana Nepomucena, przypominającego słowiańskiego świątka – przed powodzią, to figury które możemy dostrzec mniej lub bardziej ukryte pod dachami kapliczek.

Ich twórcami byli wiejscy rzeźbiarze, tacy jak Mateusz Izworski z Kokuszki (1859-1946), autor przepięknej kapliczki skrzynkowej z „Pasyjką” z 1906 r., którą można podziwiać w Muzeum Regionalnym Towarzystwa Miłośników Piwnicznej. Pochodził z ubogiej, wiejskiej rodziny, zamieszkującej niewielki dom. Z zawodu był stolarzem, ale pasję twórczą uzewnętrzniał rzeźbiąc kapliczki. To przynosiło mu satysfakcję twórczą i religijną, a także dodatkowy zarobek.

Ciekawą postacią był także Józef Broniszewski (1855-1930) z Piwnicznej. Samouk, utalentowany rzeźbiarz i malarz amator. Zawodowo pracował na budowach w Piwnicznej i Krynicy, wykonywał różne prace rzemieślnicze. Twórczo – rzeźbił w drewnie i betonie. Zdobił laski, wykonywał figury do szopek i kaplic. Malował obrazy o tematyce historycznej i sakralnej, ale także pejzaże i portrety. Jego cechą charakterystyczną było duże poczucie humoru, które przejawiało się w tworzeniu karykatur i rysunków satyrycznych przedstawiających sceny z życia miasta, które prezentował w oknie swojego domu w piwniczańskim Rynku. Ot, bystry obserwator życia codziennego!

Podobnie jak Wojciech Migacz angażował się społecznie. Założył Ochotniczą Straż Pożarną, której był długoletnim prezesem. Jego prace można podziwiać we wspomnianym już Muzeum Regionalnym TMP, w refektarzu piwniczańskiej plebani, czy też na tamtejszym starym cmentarzu…

Ciąg dalszy artykułu można przeczytać w najnowszym kwartalniku „Sądeczanin HISTORIA. Sądeccy chłopi”. Już dziś, 9 marca, w Sądeckiej Bibliotece Publicznej przy ulicy Franciszkańskiej w Nowym Sączu odbędzie się spotkanie autorskie z redaktorami kwartalnika.

Podczas spotkania będzie można wysłuchać opowieści o sądeckich chłopach oraz zadać pytania historykom. Tego nie można przegapić! Rezerwujcie czas na godzinę 17:00. Widzimy się w Sądeckiej Bibliotece Publicznej.

(oprac. [email protected])







Dziękujemy za przesłanie błędu