Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
05/06/2021 - 13:45

Sądecki krajobraz z Cyganami w tle opisuje Adam Bartosz

Cyganie/Romowie, zamieszkujący charakterystyczną osadę, widoczną po prawej stronie szosy prowadzącej z Nowego Sącza do Łącka, należą do grupy (szczepu) określanego w nauce Cyganami Karpackimi, ostatnimi laty zaś nazywanymi, i tak określającymi się z cygańska, jako Bergitka Roma (Cyganie/Romowie Górscy) - pisze Adam Bartosz.


Prowadząc na przełomie lat 60. i 70. XX w. badania wśród Cyganów Karpackich, trafiłem również i do tej osady, wówczas niezwykle dla etnografa egzotycznej ze względu na szczególnie prymitywne warunki bytu jej mieszkańców, żyjących na zupełnym uboczu, z dala od zabudowań wiejskich.

Dzieląc moje ówczesne zainteresowania między muzealnictwo a tematykę cygańską, wystąpiłem z propozycją objęcia ochroną konserwatorską tego tradycyjnego budownictwa cygańskiego i udokumentowania wszelkich elementów zachowanej kultury mieszkańców cygańskich osad na terenie Sądecczyzny. Sam starałem się w miarę możliwości taką dokumentację kompletować. Tak m.in. powstał tekst, w którym na miarę ówczesnej mojej wiedzy opisałem cygańską osadę w Maszkowicach, tak jak ją widziałem przed niemal półwieczem[1].

***

Jadąc od Sącza w kierunku Łącka i Krościenka, widziało się po prawej stronie dwie wyniosłe sosny, a po lewej – równie wielką lipę. To był sygnał, że zbliżamy się do cygańskiej osady, położonej po prawej stronie szosy. Lipa ocieniała betonowy słup przystanku autobusowego, stojący – wydawałoby się – na zupełnym odludziu. Podjeżdżając bliżej, można było tam dojrzeć siedzącego w kucki starego Cygana, obserwującego leniwie przejeżdżające, wtedy o wiele rzadziej, samochody.

Czasem zatrzymał się jakiś samochód, wysiadł z niego ciekawski z aparatem fotograficznym, pstryknął zdjęcie z szosy, nie mając odwagi podejść bliżej do osiedla, gdzie widać było gromady biegających dzieciaków. Czasem zagadał do siedzącego Cygana, poczęstował papierosem „Sport”. Większe zainteresowanie na twarzy siedzącego malowało się na widok nadjeżdżającego autobusu. Zdarzało się bowiem, że się zatrzymał. I wtedy nadarzała się okazja spotkania z wysiadającym czy też grupką wysiadających.

Pojedynczy wysiadający byli na ogół miejscowymi góralami, gadziami, zamieszkującymi kilka domów położonych po drugiej stronie szosy, poza cygańskim osiedlem. Większe grupki stanowili Cyganie. Najczęściej Cyganki wracające z Łącka czy też z samego Sącza. Wracały objuczone zakupami, po które niekiedy trzeba było wystać wiele godzin w kolejkach. Czasem towarzyszyła im gromadka dzieci, niekiedy mężczyzna, który pierwszy wyskakiwał z autobusu i nie oglądając się na kobietę z torbami, zagadywał do starca, częstował go papierosem, właśnie zakupionym w mieście. „Dozorującego” na przystanku Kazka Szczerbę po latach zastąpił Kuba, także Szczerba, a kiedy i ten zmarł, nie znalazł się następca, czasy się zmieniły, ciekawsze – niżeli z szosy – obrazy widzieć się dało w domowym telewizorze. Przystanek stał się z czasem tylko zwykłym przystankiem.

Jeśli ktoś jednak wtedy zatrzymał się na drodze, ujrzał z szosy charakterystyczne, niewielkie skupisko ubogich, maleńkich domków, których wygląd pozwalał bez najmniejszej wątpliwości określić, że ma się do czynienia z mieszkaniami Cyganów. Domy położone na płaskim terenie doliny rzecznej otaczało kilka wierzb oraz nadwodne zarośla. Od szosy szło się do nich ścieżką, przechodząc przez kładkę na płynącym tu równolegle do szosy potoku. Odległość domostw od szosy to zaledwie kilkadziesiąt metrów.

Adam Bartosz

Początki osady wiążą się z modernizacją drogi Krościenko – Nowy Sącz. Prowadzono te prace w początkach lat 50. XX wieku. Cyganie byli wówczas zatrudniani przy tego typu robotach, zwłaszcza zaś jako specjaliści od rozdrabniania kamieni, czyli jako kamieniotłuki. Do utwardzania dróg używano w tym czasie miejscowy kamień (piaskowiec), który dostarczany na drogi z lokalnych kamieniołomów w wielkich bryłach, należało rozbić na mniejsze kawałki, odpowiednie do wyłożenia nawierzchni. Cyganie byli uważani za specjalistów w tym dziele. Jako ludzie szczególnie ubodzy nie mieli wielkich wymagań co do warunków zamieszkania, toteż wraz z posuwaniem się ekipy budowlanej, konstruowali sobie prymitywne szałasy i w nich nocowali. I tak, na miejscu obecnej osady pobudowały się przed laty 2 cygańskie rodziny pochodzące ponoć z Ochotnicy Górnej.

Miejsce to jest bardzo charakterystyczne dla lokalizacji cygańskich osad na terenie Karpat. Oto wydzielano im i wskazywano do osiedlenia się tereny bezużyteczne, zalewowe, położone jak najdalej od zabudowy wsi, chętnie na samych pograniczach wiosek, nienależące do prywatnych właścicieli. Z czasem osada się rozrosła, drogą małżeństw przybyło nowych mieszkańców z innych osad: Czarnej Góry, Szczawnicy, Ochotnicy, Krośnicy i Nowego Sącza. Występowały tu następujące nazwiska: Szczerba, Mirga, Oraczko. Były to nazwiska wtedy bardzo częste u Cyganów na Podtatrzu, rzadsze zaś w Nowosądeckiem.

Między sobą rozmawiali wyłącznie po cygańsku, a małe dzieci, na skutek nikłych kontaktów z nie-Cyganami, prawie zupełnie nie znały języka polskiego. Małżeństwa zawierane były wyłącznie między partnerami cygańskimi.

Na początku 1975 roku osada składała się z 6 domów jednoizbowych i 1 dwuizbowego. Z tego 1 dom jednoizbowy stał niezamieszkały, natomiast dom niegdyś dwuizbowy stanowił 2 samodzielne mieszkania jednoizbowe, zamieszkałe przez oddzielne rodziny. Mieszkały w tych domkach 43 osoby, w tym 29 dzieci do lat 18. Każda rodzina cygańska zajmowała osobne mieszkanie. Miały one powierzchnię około 8-15 m2, w niektórych domach panowało ogromne zagęszczenie.

Poza przestrzenią mieszkalną Cyganie starali się wygospodarować jakiekolwiek dodatkowe powierzchnie użytkowe. Tak więc pod podłogą znajdowały się wykopane w ziemi piwniczki (,,dołki”) na ziemniaki, do których wejście zasuwano jedną z desek podłogi. Powierzchnię nad stropem, zamkniętą połaciami dachu, użytkowano zaś jako rodzaj stryszka, gdzie można wrzucić drewno opałowe, większe sprzęty niecodziennie używane (np. balię) oraz różne stare rzeczy. Dostęp na ten stryszek był z zewnątrz. Trzy domy posiadały też sień, powiększającą powierzchnię użytkową mieszkania. Składowano tam opał, stał tam pniak do rąbania drewna, a na drążkach wisiały stare ubrania i pościel. W osadzie znajdowały się też dwa małe chlewiki, w których kiedyś trzymano świnie, stały jednak puste. Otoczenie domów sprawiało przygnębiające wrażenie. Pełno było tu kości, starych garnków, dziurawych wiader, fragmentów zużytych sprzętów domowych itp.

Budynki cygańskie były ogólnie w bardzo złym stanie. Rzadko poprawiane, a jeśli już, to tylko doraźnie, byle jak. Dachy przeciekały w wielu miejscach, okna i drzwi na ogół były bardzo nieszczelne, z oszalowania szczytów powyrywano deski. Jak udało się ustalić, domy te zbudowane były w latach: około 1950 (numery 2, 3, 4, 4a), około 1957 (nr 5), około 1959 (nr 6), około 1960 (nr 7), 1972 (nr 1). W końcu lat 70. XX wieku na początku osady, tuż za mostkiem, ustawiono stary wagon kolejowy, który przez kilka lat służył za mieszkanie jednej z rodzin. W ciągu lata życie Cyganów skupiało się głównie na zewnątrz, między domami. Z kolei w zimie, na skutek niedostatecznej ilości odzieży, bez szczególnej potrzeby prawie nie wychodziło się z mieszkania.

Cygańskie domki miały konstrukcję węgłową, budowane na planie prostokąta. Dachy dwuspadowe miały szczyty szalowane pionowymi deskami. Dachy pokrywano papą i częściowo kawałkami blachy. Ściany zewnętrzne oblepiano gliną, nakładaną wprost na belki lub też na przybite do belek gałęzie wikliny. 1 dom (1) był ponadto obity płytami pilśniowymi. Wejście do domu umieszczone było zawsze w ścianie szczytowej. Prowadziło ono wprost z dworu, z wyjątkiem wymienionych 3 domów (4, 5, 6), do których dobudowano sień. W 1 domu (1) nad wejściem wysunięto zadaszenie, które być może obudowane, w przyszłości miało utworzyć małą sień. Z wyjątkiem 1 domu (4), gdzie były podwójne, częściowo oszklone drzwi, w innych budynkach były tylko drzwi pojedyncze. Drzwi te nie miały klamek ani zamków, zamykało się je na jakiś haczyk, skobel itp. W czasie ostrych mrozów od wewnątrz zawieszało się koc czy jakąś płachtę dla ochrony przed zimnem. Okna pojedyncze, z reguły dwuskrzydłowe, otwierały się na ogół na zewnątrz.

2 domy miały po 2 okna, pozostałe – tylko 1. Wewnętrzne ściany domów, wylepione gliną, w większości były bielone wapnem lub malowane olejno. Dodatkowo ściany oklejano kolorowym papierem, podobnie jak sufit, który czasem wyklejano tekturą z większych pudeł kartonowych. Wszystkie mieszkania miały podłogi z desek, w jednym mieszkaniu podłoga przykryta była częściowo kawałkiem gumoleum.

Podstawowymi elementami wyposażenia ówczesnego domu/mieszkania/izby cygańskiej był piec i łóżka. Inne sprzęty pełniły rolę drugo-, jeśli nie trzeciorzędną. Wskazuje to wyraźnie na minimalistyczne potrzeby mieszkańców i ich status materialny. Proste piece, budowano wedle jednej formy, z kamienia spajanego oraz oblepianego gliną, a następnie bielono. 1 piec zbudowany był z cegły. Dym z pieca odprowadzano ponad dach żelazną rurą.

W lecie posiłki gotowano najczęściej na otwartym ogniu przed domem, do czego służyły proste trójnogi lub kilka wbitych w ziemię prętów żelaznych. Sypiano na łóżkach żelaznych lub drewnianych pryczach, niekiedy zbitych z nieheblowanych desek. Pościel używano na ogół bez poszew, nie używano też prześcieradeł. Łóżek nie zaścielano na dzień, pierzyny zsuwano tylko na bok lub wieszano na żerdkach. Łóżka bowiem służyły w ciągu dnia za siedziska oraz miejsce baraszkowania dla małych dzieci. Kobiety najchętniej siadały na łóżkach „po turecku”. W każdym domu na 1 łóżku sypiało po kilka osób. Jednak nie wszędzie tych łóżek starczało. Wtedy rozkładano na podłodze sienniki.

Do spożywania posiłków prawie zupełnie nie używano stołu. Tam, gdzie był jakikolwiek stół (na ogół mały, zbity z kilku desek) stał on w kącie i służył do celów dekoracyjnych, tzn. umieszczania na nim różnych figurek, obrazków religijnych itp.

Cyganie jadali, siedząc na łóżku, z talerzem trzymanym na kolanach. Jeśli kilka osób jadło z 1 miski, wówczas kładziono ją na stołeczku lub – dzieciom – na podłodze. W całej osadzie było 1 lub 2 krzesła. Siadało się, poza łóżkami, na niskich stołeczkach lub ławeczkach zbitych z kilku kawałków desek. Ubrania i części pościeli zawieszali na żerdkach, umocowanych u sufitu ponad łóżkami.

W 2 mieszkaniach mieli szafy ubraniowe. Spotykało się też wiszące półki na naczynia kuchenne. W zależności od potrzeby, w rogu mieszkania zawieszali kołyskę – uwieszoną na drążku płachtę, w której sypiały dzieci, nawet 2-letnie. Taką kołyskę poruszało się za pomocą przymocowanego do płachty sznurka. Wszystkie meble robiły wrażenie bardzo starych i zniszczonych. Wiele z nich (łóżka, półki na naczynia, ławeczki, stoliki) wykonanych było topornie, nieudolnie, z odpadków desek, nierzadko nieheblowanych. W 1 tylko domu (5), gdzie mieszkało starsze bezdzietne małżeństwo, panowała większa niż gdzie indziej schludność, a meble (szafa i rozkładany fotel) robiły wrażenie, że zostały kiedyś nabyte jako nowe.

We wszystkich domach ściany zdobione były rozmaitymi obrazkami, oprawionymi w ramki zdjęciami członków rodziny i obrazkami o treści religijnej, zwieszonymi rzędem pod sufitem.

Ponieważ osada nie była podpięta do linii elektrycznej, w każdej izbie znajdowała się lampa naftowa. Zimą często siedziało się wieczorami przy świetle padającym z wnętrza pieca. Zdarzało mi się sporządzać notatki także przy kaganku zrobionym z małej puszki metalowej, do której gospodyni nalała trochę przepalonej margaryny i do której wetknęła kawałek sznurówki służącej za kopcący knot. Innym razem kagankiem była połówka buraka, z knotem ze sznurka. Z brakiem prądu radzili sobie, używając kilku odbiorników radiowych zasilanych bateriami (tranzystorki). Jedynym ujęciem wody był przepływający przy osadzie potoczek, wpadający do Dunajca, powyżej zanieczyszczany przez innych mieszkańców, jak to na wsi bywało. Woda z potoku służyła zarówno do picia, jak i do higieny.

W osadzie nie było żadnych urządzeń sanitarnych. Potrzeby fizjologiczne załatwiało się w pobliżu domów, stąd teren wokół zabudowań był bardzo zanieczyszczony. Walające się obok domów kości i inne odpady sprawiały, że zwłaszcza w lecie już z daleka odczuwało się charakterystyczny zapach padliny zmieszany z odorem ekskrementów.

W tekście z 1975 roku, z którego zaczerpnąłem powyższe treści, podkreślałem, że ta bardzo uboga kultura materialna miejscowych Cyganów jest interesującym reliktem lokalnej kultury tradycyjnej. Wszak już rzut oka na typ budownictwa, wyposażenie i użytkowanie wnętrz wyraźne wskazują na zapożyczenia od góralskich sąsiadów.

W konstrukcjach biednych domków cygańskich nie było nic „cygańskiego” poza ubóstwem, inaczej – wyraźnym nawiązaniem do najprostszych konstrukcji przejętych z lokalnej kultury. Taka petryfikacja archaicznych form lokalnej kultury materialnej jest charakterystyczna dla ubogich grup, nie tylko cygańskich. W tym przypadku jest to przykład szczególnej transformacji elementów kultury otoczenia w ich bardzo pierwotnym stopniu rozwoju. Dla etnografa to świetna ilustracja zjawiska przejmowania i utrwalania elementów kultury miejscowej, które już u lokalnej społeczności wyszły z użycia, a u Cyganów zachowały się w formie kulturowych reliktów. Przy czym chodziło mi nie tylko o kulturę materialną, ale i inne jej przejawy, jak np. kuchnia (również czerpiąca z lokalnej kuchni biedoty), ubiór, a także niektóre obyczaje czy wpływy w języku.

Podkreślałem konieczność dokumentowania tej ubogiej architektury – utrwalającej pewien specyficzny wycinek rzeczywistości, od której nie można się odżegnywać – jako drobny ułamek całości kultury regionu, tym bardziej wart zachowania, że był dokumentem swoistej egzotyki kulturowej. Przecież obok Łemków i Żydów, Cyganie we wsiach sądeckich mieli swoje tradycyjnie wyznaczone miejsce, pełniąc funkcję kowali, wróżąc, a w końcu żebrząc i kradnąc.

Postulowałem przeniesienie do skansenu kilku obiektów cygańskich z Maszkowic, a może i całej osady, co wedle moich rachunków kosztowałoby bardzo niewiele, w porównaniu z kosztem przeniesienia jakiegokolwiek innego zespołu o zbliżonej kubaturze i funkcji. Pozostawałaby tylko kwestia nowych mieszkań dla 7 rodzin cygańskich. Co, gdyby udało się wtedy zrealizować, sprawiłoby, że dziś o osadzie cygańskiej w Maszkowicach zostałyby tylko etnograficzne zapiski mojego autorstwa. Udało się to jednak tylko częściowo - do skansenu w Nowym Sączu trafiły w kilka lat później 2 obiekty z tej osady.







Dziękujemy za przesłanie błędu