Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
05/12/2013 - 13:18

Rodzina i miłość rodząca się w codzienności. Dariusz Rychel

Kolejnym uczestnikiem konkursu, organizowanego przez Fundację Sądecką i redakcję Sądeczanin.info „Największa miłość rodzi się w codzienności. Opowieść o mojej rodzinie” był Dariusz Rychel. Poniżej jego rozważania dotyczące rodziny.
Dariusz Rychel wraz z żoną – Pauliną, dwójką wspaniałych dzieci oraz teściami mieszka w Piwnicznej Zdroju.
***
Największa miłość rodzi się w codzienności. Opowieść o mojej rodzinie.
[idea rodziny w naszym życiu]

Gdy byłem dzieckiem
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego co dziecięce.
(…)
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest,
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego,
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
(…)
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość-
te trzy: z nich zaś największa jest Miłość.
(1Kor, 13;1-13)

Właściwie, to powinienem zakończyć na tych słowach, jednak pozwolę sobie od nich rozpocząć.
Filarem społeczeństwa jest rodzina - zdrowa rodzina. A zdrowa rodzina może być tylko wtedy, gdy jej filarem jest miłość.
Gdy byłem dzieckiem, życie nie oszczędzało mi wrażeń.
Coś było złe - bo było, było dobre - bo było. Dzisiaj, wbrew popularnej modzie kolory dobra i zła nie zatarły się, mało tego, przestały po prostu być, a w ich istnieniu dostrzegam przyczyny i skutki. W czerni i bieli dostrzegam głębię, a nie odcienie szarości.
Odkąd pamiętam, zawsze musiałem czemuś przyglądać się lepiej, nad czymś rozmyślać, zadawać nietuzinkowe pytania.
Jak to wszystko ma się do rodziny?
Otóż, każdy w życiu musi mieć jakiś cel, jakieś marzenia.
Kiedyś chciałem być superbohaterem, obrońcą niewinnych... Takie mało realne, dziecięce marzenie. Chciałem stworzyć coś niepowtarzalnego, taki pomnik dla pokoleń.W końcu, być może zbyt wcześnie, jak wydawałoby się większości, marzyłem o rodzinie.
Gdy już wraz z moją ukochaną stworzyliśmy naszą małą wspólnotę, zrozumiałem, że to właśnie w niej można realizować nawet najmniej realne marzenia. Choć często w dość niespodziewanej formie.
Zrozumiałem, że:

sam
sam jeden
świata nie zmienisz
snów swych nie spełnisz
dziur nie zalepisz

sam
sam jeden
jak mucha w sieci
szamocząc się mocno
już nie polecisz

sam
sam jeden
ze świtem nie wygrasz
biczem podniosłych ideałów
ulotnych zapałów

już
nie sam
nie jeden
świat staje się piękniejszy
taki jak powinien

nie sam
nie jeden
walczysz o świat
nie dla idei
nie dla siebie

Wszystkie wielkie kultury w dziejach ziemi, miały swój kres, gdy zbyt oderwały się od natury, w pogoni za ulotnym. Teraz, kiedy od natury dzieli nas tak wiele, ostatnim jej bastionem są więzi rodzinne. To w rodzinie jest największy potencjał, pozytywny obraz przyszłości.
Gdy byłem na studiach, usłyszałem trzy sformułowania, które poniekąd łączą się ze sobą: „albo studia, albo praca”; „albo rodzina, albo studia”; „albo rodzina, albo praca”.
Szczerze mówiąc bardzo mnie zabolały i zdaje się miały duży wpływ na to, co było później. Na pewno zrozumiałem z nich jedno przesłanie - wielu ludziom poprzestawiały się priorytety. Zamiast w rodzinie dostrzegać potencjał, widzą przeszkodę, zagrożenie, zbytek.
Z żoną staramy się pokazywać, że więzi rodzinne w konfrontacji ze światem materialnym, są znacznie istotniejsze, pierwszorzędne. Mamy tu już małe i duże sukcesy oraz niestety małe i duże porażki.
Na dzień dzisiejszy, oboje z żoną nie pracujemy, mieszkamy w domu rodzinnym żony wraz z jej rodzicami. To bolesne, iż z powodu, że jesteśmy małżeństwem i posiadamy dzieci, tak wiele razy dano nam do zrozumienia, że bylibyśmy ciężarem dla firmy, bo urlopy, dodatkowe koszty, bo nie poświęcalibyśmy się w całości pracy zawodowej, bo (jak ładnie ubierano to w słowa) nie jesteśmy dyspozycyjni.
Ludzie szukają gwarancji, poręczenia, stabilizacji, a w tym życiowej ekscytacji. Próbują uzyskać ją poprzez dobra, które licznie gromadzą i przeliczają. Tak warunkując istnienie, czy byt rodziny. Zapominając, że powinno być na odwrót, że istotą stabilizacji jest rodzina. To ona ją zapewnia, a nie jest jej rezultatem.
Gdy dobra się ulatniają, ulatnia się wszelka stabilizacja na nich oparta.
Jeśli podstawą relacji jest rodzina, gdy zabraknie wszystkiego, nie zabraknie wsparcia z jej strony.
W dobie kryzysu różni ludzie i instytucje prześcigają się w metodach zaradzania problemom ekonomicznym państwa, przez co ma się poprawić sytuacja rodziny.
Jaki ma sens istnienie rodziny, której filarem stabilizacji są rzeczy nietrwałe?
Jaki ma sens gromadzenie dóbr, z takim wysiłkiem, skoro nie ma okazji się nimi dzielić i cieszyć. Natomiast jedyna pociecha z tego tytułu, to wspólny (o ile) niedzielny obiad, który wygląda jak krótki wypad do kina. Ludzie zbyt dużo poświęcają iluzji.
Niedawno zmarł dziadek mojej drugiej połówki. Była do niego bardzo przywiązana.
Na jego pożegnanie napisałem wiersz:

STARY DĄB

Stary dąb użyźnia ziemię
Stary dąb gorzkie owoce daje
Gdy umiera, biada tym, na których spadnie
złamie ich, przygniecie, ze skorupy obedrze
i tak zostawi.
Szczęśliwi ci na których spadnie
Ci choć złamani, skorzystają nakarmieni jego ciałem
Szczęśliwi ci blisko w sąsiedztwie konarów
Poczuwszy oddech jego śmierci, łoskot
poniosą liśćmi świadectwo jego wielkości dalej
mając swój wkład w użyźnianie nieurodzajnych krain.
Stary dąb przemawia milcząco, napomina szumiąc
Stary dąb najlepsze kryje głęboko
Stary dąb powiela co było pierwsze, pierwotne
dobre, więc żyje.
Stary dąb świadek historii
Stary dąb okaleczony
swymi ranami schronienie maluczkim daje.
Stary dąb umarły, pochowany w sobie samym
Las milknie, las płacze, las się raduje
...gdy już rozumie.
Las czeka na jego następcę...
A może każde z drzew nim zostanie?
Stary dąb najlepiej użyźnia ziemię
...milczący przyjaciel.

Nie pisałem go, by wyeksponować Dziadka, raczej jako podziękowanie, gdyż miałem do niego ogromny szacunek, nie tylko dlatego, że był człowiekiem, osobą starszą, ale przede wszystkim dlatego że był dobrym człowiekiem i znał wartość rodziny. Pomógł mi zrozumieć, jak brakuje w naszym społeczeństwie takich ludzi. Ludzi rodziny, ludzi sumień, z którymi liczą się najbardziej zatwardziałe serca i umysły.
Wszystko to, co robimy z żoną dla nas, dla naszej rodziny, chcielibyśmy by było przykładem danym naszym dzieciom, że w życiu warto kierować się sumieniem, a za największy kapitał mieć rodzinę i więzi nią rządzące.
Prawdziwe, codzienne życie rodziny, to nie miłość sprowadzona do erotyki, ani uczycie sprowadzone do sloganów i kolorowych slajdów, ale ciągła walka wspólnymi siłami, by nie zostać zwierzyną a ludźmi z sumieniem i ideałami.

Dariusz Rychel






Dziękujemy za przesłanie błędu