Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
04/02/2020 - 18:20

Przeżył piekło Auschwitz. Kpt. Stefan Kulig wspomina najtrudniejsze dni [WIDEO]

14 czerwca minęła rocznica pierwszego transportu polskich więźniów do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Kpt. Stefan Kulig przeżył piekło obozu Auschwitz-Birkenau, był jedną z ofiar eksperymentów doktora Mengele, a kiedy ten koszmar się skończył, lekarze stwierdzili, że nie żyje i trafił do kostnicy...

Kapitan Stefan Kulig żyje na przekór wszystkim. Dziś w rozmowie z "Sądeczaninem" powrócił do najtrudniejszych wspomnień swojego życia - wrócił do Oświęcimia. 

Kpt. Stefan Kulig urodził się w Obłazach Ryterskich w 1926 roku. W czasie nauki w szkole został członkiem Związku Harcerstwa Polskiego, należał też do ,,Orląt". W roku 1939, kiedy wybuchła wojna, miał zaledwie 13 lat. Jako nastolatek wstąpił do Związku Walki Zbrojnej i po zaprzysiężeniu przyjął pseudonim konspiracyjny ,,Gorol".

Pan Stefan początkowo zajmował się przeprowadzaniem uciekinierów z Polski na Węgry. Starał się nie przybywać w domu rodzinnym, zatrzymywał się w szałasach, bacówkach i u przyjaciół. Bywało, że noce spędzał w lesie - nie chciał narażać rodziny na niebezpieczeństwo. 

Jak się okazało, dom rodzinny Kuligów od tygodni był obserwowany. Kapitan został aresztowany przez gestapo w Boże Narodzenie, 24 grudnia 1942 roku, kiedy przyjechał odwiedzić swoich bliskich. Trafił do punktu zbornego w Tarnowie, skąd - wraz z innymi aresztowanymi - pojechał do Auschwitz-Birkenau.

Nocą wyładowano z wagonów transportowych 1477 więźniów, których następnie popędzono do obozowych baraków. Następnego dnia rankiem zostali wpisani na listy, wytatuowano im także numery. Stefan Kulig otrzymał numer 95664 - Nic już z tym nie zrobię, będę tak miał do końca życia - dodaje ze smutkiem kapitan.

W obozie obowiązywała zasada: człowiek jest numerem bez wartości. Więźnia pozbawiano imienia i nazwiska. - Same wspomnienia z Auschwitz sprawiają kapitanowi ogromną przykrość, był wtedy jeszcze dzieckiem - mówi Jan Ruchała, członek Polskiego Towarzystwa Historycznego w Nowym Sączu, który opiekuje się Stefanem Kuligiem. Głodny i chory, niezależnie od pogody, wśród krzyków, bicia i kopania był zmuszany do pracy ponad ludzkie siły i poddawany nieludzkiemu traktowaniu.

- Kapitan był jedną z ofiar eksperymentów doktora Mengele, wszczepiono mu tyfus plamisty, stąd jego zdrowie teraz jest jakie jest - dodaje. Choroba w czasach wojny i w trudnych obozowych warunkach zbierała śmiertelne żniwo. 

Dwa lata później Stefan Kulig trafił do obozu w Sachsenhausen, a w kwietniu 1945r. został przetransportowany do Ravensbrück. Niedługo później przyszła upragniona wolność. W maju 1945 roku kapitan został odbity przez Armię Czerwoną. Po wojnie nie zaprzestał konspiracyjnej działalności. Wrócił w rodzinne strony i mimo wycieńczenia przygotowywał się do walki z reżimem stalinowskim. 

W czerwcu 1948 roku Stefan Kulig wstąpił do Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców, w której otrzymał pseudonim ,,Wicher". Po kilku miesiącach został aresztowany. Trafił do krakowskiego więzienia na Montelupich, a następnie do Rawicza, gdzie zmuszony był pracować kilkanaście godzin dziennie. Niedługo potem kapitan został przewieziony do więzienia w Potulicach. Najgorzej jednak wspomina pobyt w ośrodku pracy więźniów w Strzelcach Opolskich. 

W 1988 roku wyjechał z żoną do Australii, gdzie wcześniej przeprowadziła się jego córka. Otrzymał australijskie obywatelstwo. Od 30 lat mieszka w Nowym Sączu. Kapitan często wyjeżdża do Znamirowic, gdzie ma swój domek letniskowy.

- Wiele lat temu miał miejsce wypadek - kapitan jechał na motocyklu. Natknął się na pijanych mężczyzn, którzy nie zachowali ostrożności. Młodzieńcy trafili do szpitala, a Stefan... do kostnicy. Lekarze uznali go za trupa, stwierdzili, że nie żyje. Kiedy dzień później lekarz przyszedł potwierdzić zgon, okazało się, że kapitan jeszcze oddycha. Przeżył! I żyje do dziś, na przekór wszystkim, którzy już dawno uznali go za zmarłego - wspomina Jan Ruchała. 

- Trudno mi się mówi, przepraszam was. Wszystko mi się miesza. Bili mnie tak strasznie po głowie, od tego mam tak pomieszane. Prętami nas bili - powiedział po zakończeniu rozmowy kapitan. Los zesłał mu tak długie życie, aby świadczył. To człowiek, który jeszcze żyje, a już jest legendą. [email protected], fot. Sądeczanin







Dziękujemy za przesłanie błędu