Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
14/12/2019 - 12:50

"Powrót na Sądecczyznę" Antoniego Kroha - jak On pisze o Janie Stachu...

Szczęśliwa to ziemia, mająca kronikarzy, potrafiących tak prawdziwie opisać jej historię. Opisać piękno i odrębności, nie tylko w dziejach, krajobrazie, ale w ludziach tkwiące. Gdy zaś znajdą się i ci, co potrafią pisarza w jego staraniach wesprzeć, powstają dzieła wyjątkowe. Takie jak "Powrót na Sądecczyznę" Antoniego Kroha, wydane dzięki Zygmuntowi i Marioli Berdychowskim.

"Powrót na Sądecczyznę" trzeba przeczytać. Tę książkę będzie można wziąć do rąk już w najbliższy czwartek, podczas spotkania z Autorem w nowosądeckim "Sokole". Jak ona jest napisana! Dziś tylko przedsmak w postaci początku opowieści o Janie Stachu. Niby znanej, ale czy na pewno? Przeczytajcie choćby ten fragment:

----

"(...) Budowa Zapory Rożnowskiej i spiętrzenie wód Dunajca w latach trzydziestych-czterdziestych przerwały sieć komunikacyjną po obu stronach rzeki, ukształtowaną we wczesnym średniowieczu, a zapewne jeszcze dawniej. Gościniec wzdłuż lewego brzegu, zamykający od wschodu Znamirowice, znalazł się pod wodą. Przysiółek o pięknej nazwie Zapaść, położony na stoku, został odcięty od świata. Gospodarował tam Jan Stach z rodziną. Uprawiali truskawki, pomidory, śliwki. Sprzedawali je w Nowym Sączu na Maślanym Rynku. Jedyna droga, którą mogli wywozić swoje plony, przechodziła przez posesję sąsiada. A sąsiad ni z tego, ni z owego zabronił przejazdu.

Co mu szkodziła jedna furmanka, przejeżdżająca raz, dwa razy dziennie? Historię Stacha i zbudowanego przez niego mostu, łączącego Zapaść z resztą świata opisywano wielokrotnie, ale racji sąsiada nie znamy. Nikt tego nie dochodził, nawet jego nazwisko nie pojawiło się w druku. Może dlatego, że stronił (tak to ostrożnie ujmę) od obcych, a może dziennikarze byli na tyle ucieszeni samym mostem, wzniesionym gigantycznym wysiłkiem jednego człowieka, że nie próbowali dociekać, jaka była przyczyna budowy? Przyjmijmy wersję najbardziej prawdopodobną: sąsiad odmawiał rozmów, ponieważ nie miał nerwów tłumaczyć w kółko rzeczy oczywistych. Przecież jeśli nie przepuszcza, to nie przepuszcza, o czym tu gadać.

Filozofowie nazywają to aksjomatem czyli pewnikiem, prawdą niewymagającą dowodu. Wieś używa zwrotów „bo tak i jus”, „nie istnieje”, „dupa z panem na wieki wieków amen” albo zbliżonych. Nie trzeba jeździć do Znamirowic, aby się domyślić, że gdy jedna strona uważa coś za aksjomat, a druga nie, dyskusja nie ma sensu. Któregoś razu rozpajedzona żona sąsiada rzuciła się na drogę, wprost pod nogi krowom ciągnącym wóz. Stach ledwo je zatrzymał. Gdyby mu się to nie udało, kobieta zostałaby kaleką. No to co, że na własne życzenie. A potem codzienne piekło, ciąganie po sądach. Chyba na to liczyła, choć raczej trudno ją pomawiać o wyrachowanie. Po prostu musiała tak zrobić, bo przepełniała ją nienawiść.

Po latach Stach wspominał, że kiedyś go zwyzywała jak nikt przedtem ani potem, a to było wiele powiedziane, skoro za młodych lat muzykował po weselach, a podczas wojny, wywieziony do Niemiec, robił u bauera. W opisach tej historii nie ma wzmianki o miejscowych autorytetach – sołtysie, księdzu, nauczycielu czy którymś z szanowanych gospodarzy, który poszedłby w odwiedziny do zawziętego sąsiada, wypił z nim po jednym i powiedział życzliwie: człowieku, co się wygłupiasz? Wstyd! A dajże spokój, nie rób z siebie pośmiewiska! To się chyba nie zdarzyło.

Zobacz też: Ruszył Konkurs o Nagrodę ks. prof. Bolesława Kumora. Zgłoś autora i tytuł!

Dalej czytaj na następnej stronie







Dziękujemy za przesłanie błędu