Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 20 kwietnia. Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha
19/07/2012 - 08:12

O literaturze i jej powinnościach. Spotkanie z Julią Fiedorczuk

„Poetka na nowy wiek” takim tytułem opatrzył wieczór z warszawską pisarką Witold Kaliński, organizator i prowadzący wczorajsze spotkanie w sali Sichrawy MCK SOKÓŁ. Podróż przez poezję i prozę Fiedorczuk z czasem przerodziła się w dyskusję na temat roli literatury.
Poetka przybyła na spotkanie nie wprost ze stolicy, ale z Wierchomli, gdzie twórczo spędzała czas, pracując nad najnowszym, piątym tomikiem „Tuż tuż”, który ukaże się we wrocławskim „Biurze Literackim”. To nie przypadek, że zawitała na spotkanie organizowane przez Towarzystwo Literackie im. Cypriana Norwida, bo na Sądecczyźnie mieszkała u samego Witolda Kalińskiego. Do Wierchomli (lub jak kto woli na Wierchomlę) przywiozła notatki, zaczęte i gotowe wiersze, by tutaj w zaciszu beskidzkich gór i lasów pracować nad ostatecznym kształtem zbiorku poezji. Na spotkaniu przeczytała nawet poemat „Matematyka”, który powstał podczas ostatnich dni, oraz zdradziła, że jeden z wierszy poświęcony jest psu pana Witka – Loli.
Witold Kaliński pytał autorkę o literackie fascynacje i pisarskie juwenilia. – Pierwszą przygodą z literaturą było czytanie. Moment, w którym zaczęłam dobrze rozumieć, to, co czytam, był przełomowy w moim życiu – opowiadała Julia Fiedorczuk. Wraz z lekturą pojawiały się pierwsze autorytety literackie: Tadeusz Różewicz czy później, w przypadku prozy, Virginia Woolf. Jej debiut wydawniczy „Listopad nad Narwią” powstawał długo, bo przez około 10 lat. Później zaczęła przyzwyczajać się do myśli, że jest/staje się pisarką. Po pierwszych tomikach poetyckich przyszła potrzeba narracji, a właściwie, jak to określiła, „gadania”. – Proza to twórczość bardzo kobieca, bo opowiadanie to forma lecznicza – pomaga zarówno piszącemu, jak i czytającemu. Uzdrawianie to taka kobieca domena. Są doświadczenia, o których najzwyczajniej w świecie chce się gadać – wskazała, podkreślając, że pisanie dłuższych form wymaga dużego zaufania do siebie i przekonania, że powstająca historia dokądś prowadzi.
Autorka podczas spotkania przeczytała kilka wierszy, m.in.: „Lądy i oceany” i „Spis strat i zysków” z bardzo osobistego tomiku „Planeta rzeczy zagubionych” (2006), bo powstającego kilka lat po śmierci ojca, a podczas pierwszych miesięcy życia jej córki, oraz tytułowy wiersz z tomu „Tlen” (2009). Przeczytany później fragment opowiadania „Zetka” z „Poranku Marii i innych opowiadań” (2010) wywołał spore zamieszanie i stał się tematem kończącej spotkanie dyskusji. – A dlaczego musi pani tak przeklinać? – pytali goście spotkania, przyzwyczajeni raczej do słownictwa z XIX-wiecznych romansów i lektur szkolnych niż współczesnej prozy. – Książki mają być autorytetem dla młodych także pod względem kultury języka – padł głos z sali. – To nie jest mój język, tylko mojej bohaterki – tłumaczyła Julia Fiedorczuk, broniąc „licencji na język” nie tylko w swojej twórczości. Jej zdanie podzielił prowadzący, zamakając spotkanie cytatem ze Stendhala: „Powieść jest zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu. To odbija lazur nieba, to błoto przydrożnej kałuży”.

***
Julia Fiedorczuk - ur. w 1975 r. w Warszawie, poetka, tłumaczka i krytyczka literacka. Doktor nauk humanistycznych, prowadzi zajęcia na Uniwersytecie Warszawskim (anglistyka). Współpracuje z wydawnictwem „Biuro Literackie” oraz z miesięcznikiem „Literatura na Świecie”. Za swój poetycki debiut otrzymała nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. W 2005 roku została wyróżniona austriacką nagrodą Huberta Burdy. W prasowej ankiecie „Kto zdobędzie Nobla w roku 2040” znalazła się na… siódmym miejscu. Wydała tomy poezji: „Listopad nad Narwią"; „Bio"; „Planeta rzeczy zagubionych"; „Tlen, a także prozę: „Poranek Marii i inne opowiadania" i powieść „Biała Ofelia". Przekłady z języka angielskiego, m.in.: John Asbery, „Inne tradycje"; Laurie Anderson, „Język przyszłości"; dzieła Laury (Riding) Jackson.

(JB)
Fot. JB







Dziękujemy za przesłanie błędu