Leszek Mazan: w szponach kogucicy. Panie i panowie, chamiejemy!
- Dawno, dawno (około 1400 lat) temu do stojącej nad Gopłem chaty Piasta Kołodzieja szło dwóch archaniołów, niosących gospodarzowi - z woli Niebios -złotą polska koronę. Tuż za bramą archanioł Gabriel potknął się o coś okrutnie - pisze Leszek Mazan. - O, kurwa! - zawołał zdziwiony, wypuszczając koronę z rąk, a gospodarz ryknął na całe obejście: - Rzepicha, żywo, pozbieraj to całe kurestwo do kurnika, bo mi się goście pozabijają!
Słowniki XVI-wiecznej polszczyzny odnotowują kilkadziesiąt użyć tego słowa. Szczególnie pięknie brzmiało ono w strofach Jana Kochanowskiego. Starą, dobrą kogucicę nobilitował i wprowadził na salony odwiedzane przez złotą młodzież dziadek Fredro. Byli cesarscy żołnierze przywieźli zaś z morawskiej twierdzy do Galicji bardzo popularną potem piosenkę, której dumne strofy brzmiały wprawdzie niewinnie: W Ołomuńcu na Freiplatzu, kiedym, Herrgott, w glidzie stoł, ale wkrótce zmieniono je na swojskie: Gdym na warcie, kurwa, stoł.
Ze smakiem prawdziwego konesera pieścili kurę pod wąsami i Tadeusz Boy-Żeleński w Zielonym baloniku i komendant Piłsudski („Polska to wspaniały kraj, tylko ludzie kurwy”). W czasach słusznie minionych politycy rzucali kurzym mięsem tylko na koleżeńskich wódeczkach lub w zaciszu gabinetów. Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w roku 1997, kiedy Jarosław Kaczyński publicznie rozszyfrował lansowane przez Porozumienie Centrum i AWS hasło TKM: - Teraz, kurwa, my.
Niedługo potem na trybunę sejmową małżonkę słowiańskiego kura wpuścił (prawda, że przypadkiem, ale zawsze) marszałek Józef Zych, zarabiając automatycznie w oczach rodaków na opinię prawdziwego, szczerego Polaka. Miał rację mądry ksiądz profesor Mieczysław Maliński, grzmiąc przed wielu laty z ambony: - Panie i panowie, chamiejemy!
W latach pięćdziesiątych Stefania Grodzieńska walczyła z powszechnymi wśród Lechitów okrutnie paskudnymi przekleństwami typu „psiakrew”, „cholera”, lecz już w wieku XXI ta sama cudowna skądinąd felietonistka w swej ostatniej książce beztrosko postulowała zmianę nazwy pełnego wiatrów „października” na „piździernik”).
Nieżyjący już krakowski dziennikarz Olgierd Jędrzejczyk używał kogucicy nawet w kontaktach z siłami nadprzyrodzonymi. Pewnego razu w kościele Mariackim (do którego chadzał - był demonstracyjnie bardzo pobożny i zawsze klękał przy balaskach), w czasie Podniesienia rozległ się ryk: - Gdzie jest ta kurwa? Kto widział tę kurwę? – Na boga, co się stało? – szepnął do ministranta zdumiony proboszcz.- Eeeee, nic takiego, – odpowiedziało pacholę - to tylko redaktor Jędrzejczyk szuka książeczki do nabożeństwa... Mariacki infułat kazał spuścić na ten incydent zasłonę miłosierdzia.