Księżna Kinga, Tatarzy i Jerzy Szowarski, czyli rzecz o węgierskim rycerzu i jego sądeckiej rycerskiej przygodzie
Zbojnícky hrad Soľnohrad – rekonstrukcja (http://www.regionalnedejiny.sk/)
Lokacja Nowego Sącza, którego kolejną rocznicę w mijającym roku obchodziliśmy, przyczyniła się diametralnie do zmian osadniczych w ziemi sądeckiej. Niebawem po utworzeniu miasta zaczęły wokół niego powstawać coraz to nowe miejscowości, a tutejsze dziewicze dotąd lasy zaczęły szybko ustępować miejsca gospodarstwom i polom uprawnym. Działo się to jednak dopiero w XIV w., podczas gdy pierwotne centrum osadnicze naszego regionu leżało w innej okolicy – w rejonie dzisiejszego Podegrodzia (gdzie istniał pierwszy sądecki gród).
Na prawym brzegu Dunajca i Popradu przed lokacją Nowego Sącza odnotowujemy ze źródeł pisanych ledwie kilka wsi, leżących zresztą większości blisko siebie i zazwyczaj tuż przy wspomnianych dwóch rzekach. Były to idąc od południa: Żeleźnikowa, Myślec, Biegonice, Kamienica, Łubnia, Zabełcze, Wielopole, Wielogłowy, Zbyszyce i nieco dalej na północ Tropie.
Każda z wymienionych miejscowości posiada własną wyjątkową historię i o każdej można by wiele mówić i pisać. My jednak, chcąc trzymać się głównego „rycerskiego” wątku naszych comiesięcznych rozważań, skierujemy swoją uwagę ku trzem z nich, tj. Zabełczu, Wielopolu i Wielogłowom. Z tymi trzema dawnymi wioskami (gdyż Zabełcze stanowi dziś część Nowego Sącza) wiąże się niezwykle interesująca postać rycerza, który pochodził z Węgier i tam też ostatecznie znowu osiadł, jednak „po drodze” zapisał też ważną kartę w dziejach ziemi sądeckiej.
Wspomniane trzy miejscowości pojawiają się po raz pierwszy w źródłach w 1273 r., kiedy to książę krakowsko-sandomierski Bolesław Wstydliwy nadał je swemu podkomorzemu (później wojewodzie) Ottonowi z rodu Toporów. Warto przy tym zaznaczyć, że wsie te powstać musiały już jakiś czas wcześniej, skoro w nadaniu mowa jest o nich jako o istniejących już osadach.
Toporczyk niezbyt długo utrzymał jednak w swoich rękach otrzymane wsie. Już w 1285 r. odebrał mu je bowiem książę Leszek Czarny. Powodem, dla którego tak się stało, był udział Ottona w buncie małopolskich możnych przeciw Leszkowi. Otton wspólnie z krewniakami Żegotą i Januszem próbował nie dopuścić księcia do rządów w Krakowie, jednak bunt zakończył się klęską; 3 maja 1285 r., w starciu pod Bogucicami książę Leszek rozgromił swoich przeciwników.
Zbojnícky hrad Soľnohrad koło Preszowa – fragment ruin dawnej siedziby Jerzego Szowarskiego i jego potomków, fot. Jozef Kotulič
I w tym właśnie miejscu pojawia się nasz wspomniany Węgier: rycerz Jerzy Sóvári, zwany też przez naszych dawnych autorów Szowarskim oraz Szymonowicem. Pochodził on z węgierskiego rodu Bokszów (Baksa), był synem Szymona, a wnukiem Tamása, znanego z lat 1217 – 1231 protoplasty rodu. Sam Jerzy (o którym Słowacy mówią Juraj, a Węgrzy – György) pojawia się w źródłach węgierskich w roku 1271.
Odwrotnie niż Otto, Jerzy stanął po stronie Leszka Czarnego. Przybył on do Małopolski z Węgier na czele posiłków przysłanych na pomoc krakowskiemu księciu przez zaprzyjaźnionego z nim króla Węgier Władysława IV. Brał udział w zwycięskiej dla Leszka bitwie pod Bogucicami, gdzie został ponoć nawet dość poważnie ranny. To jednak nie wszystko; później, na przełomie 1287 i 1288 r. wspomagał również Małopolan w obronie przed najeźdźcami tatarskimi. I w uznaniu tych właśnie zasług książę Leszek nadał mu trzy wsie nad Dunajcem.
Co szczególnie dla nas ciekawe, Jerzy walczyć miał z Tatarami na terenie ziemi sądeckiej, ratując nawet z opresji siostry klaryski i samą księżną Kingę. Zachowały się w interesujące opisy tych walk, przekazane nam przez Szczęsnego Morawskiego oraz ks. Jana Sygańskiego, pełne niesamowitych i cudownych zdarzeń.
Zgodnie z przekazami obu zacnych dziejopisów świątobliwe panny (w liczbie ponad siedemdziesięciu) miały skryć się w zameczku w Pieninach, gdzie jednak najeźdźcy wytropili je i zaczęli niewielką górską warownię atakować zawzięcie z pobliskich wzgórz. Wtedy właśnie na pomoc przybył rycerz Jerzy, choć i siły natury z Bożego rozkazu stanęły przeciw barbarzyńskim najeźdźcom. Oddajmy zresztą głos samemu ks. Sygańskiemu, który tak niezwykłe te wydarzenia opisuje:
„Kinga w kapliczce zamkowej wśród sióstr i duchowieństwa padłszy na kolana, gorącemi łzami, żarem modlitwy żebrała od Boga zmiłowania i Bóg ją wysłuchał! Mimo chłodnej pory zawisła gęsta mgła, a potem zawyła sroga burza: powyrywane nią drzewa i skały walą się na oblegających, huczy i wzbiera coraz bardziej Dunajec, utrudniając przeprawę; na dalszych pagórkach poczynają się ukazywać waleczni żołnierze węgierscy Jerzego Szowarskiego”, „musieli zatem Tatarzy zaniechać zdobycia zamku i uchodzić śpiesznie, lecz w odwrocie tym napadnięci niespodzianie przez Węgrzynów pod Starym Sączem, tak krwawą od nich i od samych mieszkańców dwukrotnie ponieśli porażkę, iż najspieszniej opuścili ziemię sądecką i już nigdy do tych okolic nie dotarli więcej.”
Tyle na ten temat ks. Sygański; a Szczęsny Morawski pisze jeszcze o innym, wcześniejszym starciu sił Jerzego z Tatarami – gdzieś w rejonie Piwnicznej i Mniszka, w miejscu zapamiętanym w ludowym podaniu, zwanym Kobylik. Podczas tej walki pod Jerzym paść miał koń i uratował go jeden z wiernych jego ludzi, który w chwili najgorętszych zmagań podał mu innego wierzchowca. Stamtąd, pokonawszy Tatarów, udał się Szowarski ze swym wojskiem w Pieniny, do oblężonej Kingi, a następnie skierował się w kierunku Rytra. Tutaj ulokował się na górze Makowicy, skąd obserwował Tatarów panoszących się po Sączu i tamtejszym klasztorze. Tak doczekał tego dnia zmroku, a pod osłoną nocy puścił się ze swymi ludźmi w dół ku wrogom.