Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
22/03/2023 - 07:35

Jak chłopi z Żeleźnikowej mieli na pieńku z nowosądeczanami

Jak naprawdę żyło się na sądeckich wsiach? Profesor Mateusz Wyżga pisze o chłopskich realiach na przykładzie Sądecczyzny i różnorodności życiowej, w jakiej wiedli swój los mieszkańcy.

„Czas na historię chłopstwa” – artykuł autorstwa Mateusza Wyżgi pod takim tytułem można przeczytać w najnowszym kwartalniku „Sądeczanin HISTORIA”.  Poniżej publikujemy jego fragment:

- Poddaństwo chłopów względem właścicieli wsi nie oznaczało, że byli oni traktowani jedynie jak rzeczy. Poddaństwo możemy rozumieć jako narzędzie polityki migracyjnej w Rzeczypospolitej jako kraju nisko zaludnionym, gdzie określenie przynależności formalnej chłopa do danego gospodarstwa, wsi i więzi z dworem zapewniało odpowiednią wysokość siły roboczej.

W przeciwieństwie do silnie objętej administracją absolutystycznej Szwecji tego czasu o wiele trudniej było wyciągnąć podatki od wiecznie będącej w ruchu ludności Rzeczypospolitej, gdzie część władzy królewskiej czyli państwowej została przekazana szlachcie. W zamian za „przywiązanie” do ziemi dwór był zobligowany do świadczenia opieki socjalnej nad poddanymi.

Chłopi byli podmiotami prawa i aktywnymi uczestnikami rynków lokalnych i regionalnych. Posiadali oni użytkowe (czyli niepełne) prawo do zajmowanych gospodarstwach i pól. W tym rozumieniu nadrzędne prawo posiadania całej wsi miał jej właściciel (król, szlachcic-dziedzic, Kościół, magistrat), który w momencie jej sprzedaży nie pozbawiał jednocześnie poddanych zajmowanych przez nich gospodarstw.

Pełnowymiarowe gospodarstwa, zatem zapewniające możliwość utrzymania się, posiadali chłopi określani mianem kmieci. Z jednej strony byli to najbogatsi rolnicy, z drugiej ponosili największe obciążenia związane z pańszczyzną i różnymi daninami względem dworu, państwa i Kościoła.

Posiadali nawet po kilkadziesiąt hektarów pól, dziesiątki owiec, bydło i konie. Potrafili dorobić się pokaźnych fortun, co sprawiało, że było ich stać (i musiało być ich stać) na zatrudnianie siły roboczej do pracy w swych gospodarstwach. Nadto, swoje własne pieniądze pożyczali nierzadko uboższej od nich szlachcie i sprawy te, wśród wielu innych dotyczącej wiejskiej codzienności, były zapisywane w dokumentacji urzędowej dworów, grodów, miast i Kościoła.

Zdarzało się i tak, że rozsiana po Mazowszu, ale spotykana i gdzie indziej drobna szlachta szukała u takich gospodarzy możliwości zarobku. Na polach gospodarzy pracowali ubożsi mieszkańcy wsi, zagrodnicy, chałupnicy i komornicy, a kmiecie, których odpowiednicy na Żuławach byli zwani gburami, a na ziemiach wschodnich bojarami, organizowali wespół z dworem wiejski rynek pracy.

Oni też stanowili elitę wsi, jej właściwych „obywateli”. Zresztą tak określani byli w dokumentacji dworskiej. Oni również tworzyli organ decyzyjny we wsi czyli gromadę samorządową. Gospodarze rekrutowali siłę roboczą, parobków, dziewki, służbę domową nie tylko spośród miejscowych rodzin małorolnych lub bezrolnych. Ściągała do nich sezonowa siła robocza z miast i okolicznych wsi. Na niziny co roku z wiosną nadchodzili mieszkańcy nieurodzajnych terenów górskich, szukając pracy przy sianokosach, żniwach, roznosząc po miastach i wsiach swoje rękodzieło.

Pozycja prawna i społeczna elity wsi zależała od czasów oraz koniunktury gospodarczej. Jednak od XV aż po XIX w. można dostrzec, że los chłopski nie pozostawał w zupełności w rękach szlachty. Istotną rolę pełniły wszelkiego rodzaju negocjacje pomiędzy stanami społecznymi, wliczając w to mieszczan (korzenie wielu z nich wywodziły się ze wsi), ogniskując się wokół rynku pracy i wymiany dóbr.

Przykładem są sprawy wnoszone przez sąd grodzki (państwowy), urzędujący w królewskim zamku w Nowym Sączu. Przykładowo w 1532 r. sąd ten przyznał poddanej z osady Dobranowice odszkodowanie w wysokości 10 grzywien, które miało być wpłacone przez Jana Morawca, właściciela wsi Poborowice. Kobieta była więc traktowana jako strona w procesie.

Przed tym sądem dochodziło także do wyrównywania rachunków pomiędzy chłopami. W 1545 r. Piotr Tokarz ze wsi Siekierczyna odebrał mieszkańcom wsi Wilkowiska konia. Jego czyn wynikł z tego, że cztery psy wilkowiczan zagryzły pasterza świń, kiedy ci przewozili piwo przez Siekierczynę.

Urzędy uznawały wartość procesową zeznań poddanych. Wiadomo, że poddani opata sądeckiego ze wsi Januszowa, Boguszowa i Librantowa zaświadczyli w 1570 r., iż za pozwoleniem opata sąd wiejski przy obecności przedstawicieli dworu zajął ruchomości innego poddanego z tych dóbr, młynarza Jana Jagiełki. Ów młynarz miał zamordować Józefa Koguta, poddanego pana Jędrzeja Strasza.

Z kolei w 1632 r. chłopi ze wsi Żeleźnikowa stanęli gremialnie po stronie mieszczan nowosądeckich w ich sporze granicznym z plebanem żeleźnikowskim. Blokowanie aktywności urzędowej sprawiało, że chłopi podnosili opór. Chociaż mobilizowali się poddani z różnych dóbr, to najśmielej poczynali sobie chłopi ze wsi królewskich, bo mieli formalną drogę do odwoływania się od decyzji zwierzchników wsi w sądzie referendarskim w Warszawie.

Wiadomo, że w 1681 r. mieszkańcy wsi Biesiadki i Żerków pozwali urzędników królewskich, starostę i podstarościego sądeckiego, w związku z niedopuszczeniem ich do apelacji od wyroku skazującego na grzywnę i więzienie. Dopiero w ostateczności chłopi chwytali za broń, choćby były to tylko narzędzia rolnicze.

W 1656 r. burmistrz oraz rada miasta Nowy Sącz zaświadczyli, że został odparty szturm zbuntowanych chłopów na miasto. Trzymając się języka zaczerpniętego ze źródeł historycznych, w starszych opracowaniach co i rusz napotykamy na przejawy „ucisku” chłopów i mieszczan ze strony szlachty.

Wraz ze zmieniającymi się realiami gospodarczymi szlachta tworzyła i powiększała powierzchnie folwarków, skupiając opuszczone przez chłopów gospodarstwa bądź przesuwając poddanych na inne miejsca. Zajmowano też sołectwa, osady i duże gospodarstwa wywodzące się jeszcze z czasów lokacji wsi.

Tym samym od XV w. gospodarka stopniowo ulegała zmianie – od czynszowej opartej na pieniądzu do folwarczno-pańszczyźnianej, gdzie podstawą była renta odrobkowa. Przykładowo w 1549 r. sądownie zostało przyznane szlachcicowi Mikołajowi Osieckiemu sołtystwo w Boczowie i Zabrzeziu, wsiach należących do konwentu starosądeckiego. Klasztor odebrał uprzednio to gospodarstwo chłopu i sołtysowi Stanisławowi Malcherowi, chociaż ten okazywał specjalny przywilej na wspomnianą posiadłość.

Takie przywieje z woli króla Zygmunta Augusta mieli okazywać posiadacze sołectw i wójtostw w starostwie sądeckim, inaczej miały im być odebrane (1570). Skupowano wielkie połaci chłopskiej ziemi, jak w klasztornych Siedliczach, gdzie w 1576 r. folwark jednorazowo wchłonął ponad 100 hektarów.

Sześć lat później Bartłomiej Rabrocki, rajca sądecki i posiadacz części wsi Brzezna wykupił tam dwie role kmiece, by połączyć je z folwarkiem. Inny rajca nowosądecki, Stanisław Smoczek, dzierżawca wsi Stadła zawarł przed sądem umowę z chłopem Wacławem Skrudzińskim o przekazanie zagrody za niewykonywaną przez zagrodnika robociznę (1546).

Folwarki poszerzały się także kosztem gospodarstw opuszczonych przez chłopów (np. z powodu zubożenia, choroby, epidemii) jak w Siedlcach w roku 1605. Nieco później zarządca dóbr starostwa sądeckiego, Krzysztof Markowicz wypędził trzy rodziny chłopskie ze wsi Biczyce. Z kolei Wojciech Fogiel, posiadający wieś Młynne tłumaczył wygnanie chłopów z jednego łanu upraw tym, że wylew rzeki Łososina przyniósł mu straty na polach i nie zamierzał z zajętej ziemi płacić podatku.

Pańszczyzna stanowiła sposób na wynagrodzenie za pomocą pracy rąk własnych posiadania przez chłopów ziemi należącej do właściciela dóbr. Do tego dochodziły rozmaite podatki i daniny. Poza pracą na folwarku w wyznaczone dni tygodnia chłopi zajmowali się również własnymi gospodarstwami, dzięki działalności handlowej w pobliskim mieście wytwarzając nadwyżkę finansową.

Były wsie, gdzie pańszczyzna była niewielka i ustępowała czynszom, czyli chłopi okupywali się z zajmowanych gospodarstw, które nabyli za gotówkę. Tak miało to miejsce w okolicach Andrychowa, gdzie dwory posiadały przede wszystkim obszary leśne, a chłopstwo posiadało w większości grunty rolne zakupne, zajmując się chałupniczo płóciennictwem.

W podsądeckiej wsi Chomranice czynsz roczny od jednego z kmieci bracia i właściciele osady Andrzej i Marcin Tęgoborscy zapisali swej siostrze Barbarze, zakonnicy w klasztorze starosądeckim (1546). Poza mieszkającymi we wsi chłopami dwór zatrudniał również odpłatnie migrującą siłę roboczą. Zakres robót był ustalany w negocjacjach między gromadą wiejską a dworem. Kopia dokumentacji w tej sprawie czyli inwentarz dóbr i różne przywileje były przechowywane pieczołowicie przez samorząd chłopski.

Pomagało to walczyć z niesłusznym zwiększaniem robocizn, zwykle kiedy właściciel wsi wydzierżawiał ją innej osobie. Dzierżawcami mogła być szlachta, jak i mieszczanie, a zdarzali się też karierowicze wywodzący się z chłopskich rodzin. Nie spłycając ludzkiej krzywdy i cierpienia należy tym samym podkreślić, że chłopi nie byli zupełnie bezwolni wobec zwierzchników. Oprócz ich własnych przejawów samoobrony pojawiały się osoby z wyższych stanów społecznych, stawające w imieniu chłopów przed sądem lub z szablą w ręku.

Oto garść zaledwie przykładów, które o wiele więcej nam powiedzą niż suche normatywy albo głosy publicystyczne z epoki. Mieszczanin sądecki Mateusz Łobeski, dzierżawiący dobra Wronowice i Gródek, które były własnością Krzysztofa Wronowskiego, musiał przed sądem grodzkim bronić się przeciw oskarżeniom o niszczenie majątku, obarczanie poddanych nadmiernymi powinnościami, a także ich wypędzanie i „ucisk” (1567).

Kiedy pan Stanisław Mężyk bezprawnie zaczął przymuszać do prac w starostwie sądeckim i zatrzymywać konie należące do poddanych wsi klasztoru klarysek starosądeckich, rządca owych dóbr bronił chłopów przed sądem (1581). Poddani sami też mogli się bronić przed niesprawiedliwością na rynku pracy, którego elementem w dawnej Polsce była pańszczyzna.

Przekraczanie przez zwierzchność norm rodziło opór. Stąd kiedy Władysław IV napominał w roku 1646 poddanych ze wsi królewskich leżących koło Nowego Sącza, aby wypełniali powinności poddańcze wobec starosty sądeckiego, możemy się domyślać, że mieli stosowne powody, by pracy takowej odmówić.

Czasem chłopi brali przykład ze szlachty w wojnach sąsiedzkich, albo byli angażowani w spory i zajazdy na okoliczne dwory i gromady. Niektórzy zbójowali. Szlachta powiatu sądeckiego w 1664 r. uchwaliła specjalny podatek na zaciąg i wyposażenie harników. Chłopi bowiem napadali na domostwa i kościoły, w czym i szlachta maczała palce.

Jeszcze w 1611 r. Jan Potocki, dziedzic wsi Łosie skarżył się przed sądem na Magdalenę z Zakliczyna, wdowę po kasztelanie sądeckim i jej poddanych ze wsi Ropa o zajazd. Wgląd w życie poza prawem dają nam zeznania składane przez aresztowanych zbójników. Jedno z takich to protokół z przesłuchania torturowanych w 1628 r. na zamku nowosądeckim kilku rzezimieszków, morderców i złodziei.

Przynamniej niektórzy z nich pochodzili bądź pracowali w ostatnich latach na wsi jak niejaki Marek, służący u Urbana karczmarza w Cichem, który z kompanami chodził na rozbój na Węgry, ale ich śnieg zapadł. Ich ofiarami padali zarówno mieszczanie, szlachta, jak i chłopi:

w ten czas, gdy panu Jaklińskiemu dwór spalili, poszli ku Barczycom [dziś zapewne Barcice] i chcieli najść na dwór i tam zabili chłopa na lesie, bojąc się żeby ich nie wydał, ale sprawa została nagłośniona, skoro na gwałt […] na nich dzwoniono, czyli mieszkańcy wszczęli alarm przeciw zbójom przy użyciu dzwonu.

Wiadomo dalej, że szlachcic Jan Baranowski, starosta czorsztyński, oskarżył w 1623 r. Stanisława Lubomirskiego i jego towarzyszy o to, że zebrawszy gromadę ludzi luźnych pod pozorem tworzenia oddziałów lisowczyków czyli najemnej, lekkiej jazdy, niszczył wsie należące do klasztoru starosądeckiego, zabierając stamtąd bydło, żywność oraz wielu poddanych.

Chłopi zawsze byli blisko miast ze względu na spieniężanie wytworów swej pracy rolniczej i możliwość dodatkowego zarobku. Niekiedy dochodziło przez to do sporów. W połowie XVI w. burmistrz Nowego Sącza protestował przeciw dawnym radnym sądeckim o uzurpowanie sobie władzy burmistrzowskiej. Ludzie ci mieli uwięzić kmiecia ze wsi Żeleźnikowa. Była to wieś należąca do miasta Nowy Sącz, gdzie sołectwo odebrano od Wawrzyńca Zycha i przyłączono do folwarku miejskiego.

Innym razem chłopi żeleźnikowscy zostali zatrzymani przez ludzi Jana, opata klasztoru nowosądeckiego i odebrano im kilkanaście łańcuchów i dwie siekiery, kiedy nielegalnie przewozili drzewo przez jego wieś Dąbrowę po drodze, która wedle skarżącego od dawna już nie istniała. Zarekwirowane narzędzia zostały przekazane sądowi grodzkiemu.

Z kolei Sebastian Wielogłowski, dziedzic wsi Klęczny, wstawiał się w sądzie przeciw rajcom nowosądeckim w imieniu swoich poddanych, którym urzędnicy nie chcieli wymierzyć sprawiedliwości w kwestii spadku po mieszczaninie Janie Ogilże. Źle i niesprawiedliwie traktowany chłop mógł podjąć decyzję o wyprowadzeniu się z zamieszkałej wsi bez powiadomienia swego pana i rozliczenia się z nim.

Nietrudno było znaleźć miejsce w innej wsi, gdzie dwór wyczekiwał na takie osoby i mimo, że przyjmowanie zbiegów groziło procesami sądowymi, oferował migrantom odpowiednio urządzone gospodarstwa. Dlatego może Stanisław Wiejski, pisarz grodzki sądecki, wystawił list żelazny dla swych zbiegłych poddanych ze wsi Gładyszów. Byli oni posądzeni o zabójstwo szlachcica i sługi pana Wiejskiego, ale ten ostatecznie uznał ich niewinność i wezwał do powrotu.

Pisemnie również zobowiązał się przed sądem, że nie uczyni im żadnych przykrości (1636). Dodajmy, że poddani mogli legalnie migrować np. jeżeli znaleźli godnego następcę na opuszczane przez siebie gospodarstwo. Jak już zaznaczono, zdarzało się, że właściciel dóbr nie mógł osobiście zarządzać każdą ze swych wsi i wypuszczał je w dzierżawę szlachcie.

Dzierżawcy mogli dopuszczać się nadużyć, wymagać zbyt wielu posług od poddanych. Powiadomiony o tym właściciel interweniował, również w sposób formalny i stąd wiemy o tym, bo przetrwały zapiski. Przykładowo dziedzice wsi Kąsna wystąpili przeciwko dzierżawcom o to, że ci wyrządzili w majątku różne szkody, poddanych gnębili, wypędzali, nakładali nadmierne robocizny i daniny, a także przydawali podatki wyższe niż w rzeczywistości (1726).

Podobnie Krzysztof Lisicki, dziedzic folwarku zwanego Straszowski koło Nowego Sącza, skarżył się na zawiadujących folwarkiem Linkiewiczów o „ucisk” swych poddanych, a zwłaszcza o zmuszanie do „niezwyczajnych prac” i czynienie szkód w zasiewach (1726). W tym samym niemal czasie swoich poddanych przeciw „uciskowi” wspierali Stradomscy, dziedzice części wsi Tymowa…

Dalszą część materiału przeczytasz w najnowszym wydaniu kwartalnika „Sądeczanin HISTORIA: Sądeccy chłopi”. Gdzie kupić miesięcznik? Co jeszcze znajdziecie w marcowym wydaniu? KLIKNIJ TUTAJ, aby przeczytać więcej.

(oprac. [email protected], fot. SKS)  







Dziękujemy za przesłanie błędu