Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
15/02/2018 - 11:15

Dobra książka. Sądeczanin poleca „Słuch absolutny”, Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem (4)

„Słuch absolutny” pomaga zrozumieć, skąd biorą się ludzie wyjątkowi, jak wielkiej pracy i pasji wymaga zrealizowanie marzeń. W rozmowie z wydawcą i przyjacielem Jerzym Illgiem profesor Szczeklik opowiada o swoim dzieciństwie, domu, mistrzach i najważniejszych lekturach, etapach kariery i przygodach na zagranicznych stażach. Snuje opowieść o zaangażowaniu w Solidarność i represjach w stanie wojennym, spotkaniach z Papieżem, wyprawach w ukochane góry.

Powiedz mi, czy ten góralski rzeźbiarz, który zrobił rzeźbę Piotra Skrzyneckiego stojącą przed twoją kliniką, to ten sam, który wyrzeźbił świętego Kevina?

Rzeźbę Piotra zrobił syn Michała Gąsienicy Szostaka, Karol…

Syn?!

… który też jest po studiach ASP, chyba w Warszawie, jest także rzeźbiarzem. Piotruś Skrzynecki był moim serdecznym przyjacielem, do Piwnicy chodziłem od lat licealnych. Długie lata leczył się u nas w klinice, coraz ciężej to szło. Nie czuł się tam źle, nazywał naszą klinikę „Hotelem snów”, pisał o niej wierszyki.

On chyba miał tam nawet swój pokój czy może raczej gabinet?

Śmiałem się: „Piotrze, tylu ludzi przychodzi mi tu, do mojego gabinetu, zawracać głowę. Ja będę ich kierował od rana do ciebie. Bo po cholerę tu siedzisz, jesteś zdrów!” – tak mu trajlowałem, on się z tego śmiał. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że otwierałem nowe skrzydło, pięciopiętrowe, bardzo nowoczesne, z doskonałymi warunkami dla chorych, udało mi się połapać różne granty na Zachodzie, zbudowałem laboratorium. Przed kliniką był półokrągły skwer, dosyć ładny, który obsiałem trawką. Zastanawiałem się, co zrobić, co by tam postawić. Po śmierci Piotra wiedziałem na pewno, że to powinno być coś dedykowanego jemu.
Jakieś dwa czy trzy miesiące później miało nastąpić uroczyste otwarcie kliniki. Rozmawiałem z Andrzejem Wajdą i on mówi: „Słuchaj fajnie się składa, bo przyjeżdża do Warszawy Mitoraj, może byś z nim pogadał”. Ponieważ mi na tym zależało – Mitoraj był u nich w domu, na kolacji – pojechałem do Warszawy na wieczór, poznałem się z Mitorajem. Jemu się ta koncepcja spodobała, przystał na to. (…) Umówiliśmy się, że jak będzie w Polsce trzy tygodnie później, przyjedzie do Krakowa zobaczyć, jak wygląda to miejsce, żeby to sobie naszkicować. (…)
Z Mitorajem nie doszło to do skutku, choć chciał się z tego wywiązać. Przyleciał do Warszawy, miał jakieś auto, które poprzednio kupił i które czekało na niego w Warszawie. To był bardzo ładny sportowy wóz. Jechał z Warszawy do Krakowa i w Grójcu stanął, żeby nabrać benzyny. Wszedł do środka, żeby zapłacić, a kiedy wrócił, auta już nie było.
A to Polska właśnie!
Pamiętasz te lata? Dzisiaj to zdarza się rzadziej, ale wtedy to było dosyć nagminne. Biedny Mitoraj machnął ręką na wszystko, na projekt,  i wrócił do siebie, do Włoch. (…)
Wtedy zacząłem szukać dalej i spotkałem syna tego naszego rzeźbiarza, który się nazywa Karol Gąsienica Szostak. Spędziliśmy z nim z Marysią, moją żoną, wieczór czy dwa - wiedząc czego byśmy nie chcieli, ale nie wiedząc jak by to miało wyglądać. Na pewno nie chciałem ani ja, ani ona, żeby to było popiersie, postument przedstawiający Piotra w wesołej czy jakiejś innej postaci. (…) Któregoś wieczoru przyszedł do nas i przyniósł coś, co nam się od razu bardzo spodobało, i co ostatecznie stoi przed budynkiem szpitala i stoi tam do dzisiaj, będąc jakby małym emblematem tej kliniki. Mianowicie młody Szostak, że tak go nazwę (…) naszkicował parę akrobatów, którą potem odlano w Poznaniu w brązie. On stoi na dwóch kulach, tak że bardzo trudno mu złapać równowagę, a trzyma na ramieniu akrobatkę-tancerkę, taką wdzięczną dziewczynę, która ma ręce złożone nad głową. W ten sposób widać wyraźnie, jak oni balansują, ale zręcznie utrzymują równowagę. (…) Z jednej strony symbolizowało to tę lekkość Piotra, powiedzmy, jego sztukę, a z drugiej strony – mnie się to kojarzyło w ten sposób, że w jakimś stopniu jest to odległa paralela do tej sztuki, którą i my się paramy – to przecież także balansowanie między życiem i śmiercią. Bardzo mi to przypadło do gustu.

(…) No ale właśnie – Piotr i Piwnica pod Baranami to osobny rozdział twojego życia, bardzo ważny. Pamiętasz, jak pierwszy raz tam trafiłeś? Jak to było, ktoś cię zaprowadził?

Ja nie odgrywałem żadnej roli w Piwnicy jako artysta czy występujący. Po prostu bardzo mnie tam ciągnęło. Przychodziłem, słuchałem, bawiłem się, zostawałem po kabarecie, przy barku. Poznawałem tych ludzi, zaprzyjaźniałem się z nimi, no a później, później, leczyłem i dzisiaj leczę jeśli nie całą, to trzy czwarte Piwnicy.

„Słuch  absolutny”, Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem, wyd. Znak, Kraków 2014
Cytowane fragmenty pochodzą z rozdziału „Księżna tańczyła w Piwnicy z takim wariatem”







Dziękujemy za przesłanie błędu