Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 16 kwietnia. Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina
22/08/2021 - 15:10

"Nie oszukujmy się, w górach trzeba ryzykować"

TOPR tworzą ludzie niezłomni, którzy pod słowem honoru biorą na siebie zobowiązanie niesienia pomocy, niezależnie od pogody, pory dnia i roku. To przyrzeczenie jest fundamentem TOPR-u. Tradycją i powodem do dumy.

– Odkąd jestem ratowniczką TOPR-u, stałam się w górach ostrożniejsza – mówi Ewelina Wiercioch. – Pamiętam słowa Romka Kubina, który na jednym ze szkoleń powiedział, że jeśli ktoś jest dobrym wspinaczem, to stając się ratownikiem, przestanie nim być, bo po tym, co tu zobaczy, daruje sobie brawurę. Nie oszukujmy się, w górach trzeba ryzykować. Jeżeli chcesz coś osiągnąć, zrobić coś ambitnego, nie ma mowy o zachowawczości i wycofywaniu się. Trzeba napierać, a wiadomo, że jak się napiera, to łatwo o wypadek. Praca ratownika wyraźnie mnie zmieniła. Teraz, zanim coś zrobię, pięć razy się zastanowię i upewnię, że podejmuję właściwą decyzję. Nie powiem, trochę mnie to wkurza, nie do końca podobam się sobie w takim wydaniu, ale to jest to, o czym mówił na szkoleniu Romek, o zmianie, która w nas zachodzi. W TOPR-ze, zwłaszcza na początku, prowadzą nas doświadczone osoby i to one studzą narwańcze zachowania, które gdzieś tam kołaczą się w nas, szczególnie w młodych chłopakach. Już lecą zrobić to i tamto, już są gotowi do wyjścia, ale kierownik wylewa im kubeł zimnej wody na głowę swoim: „Uspokój się, powolutku. Najpierw pomyśl, a dopiero potem działaj, bo w ratownictwie nie chodzi o to, żeby się ludzie zabijali, tylko żeby ratowali!”. Na szczęście tutaj, podobnie jak w każdej innej pracy, z czasem człowiek staje się stabilny emocjonalnie, nabiera doświadczenia i zdrowego dystansu.

– Ratownictwo górskie to rzemiosło i artyzm – mówi Marcin Józefowicz. – Są sytuacje, w których musimy wyjść poza pewne standardy, bo coś nas zaskakuje, jest inne, nietypowe, niepodobne do żadnej wcześniejszej sytuacji. Wtedy trzeba dać się ponieść fantazji. Sięgnąć do artystycznej strony naszej natury. Można to nazwać szaleństwem, ale ostrożnie dawkowanym. Oczywiście, na to mogą sobie pozwolić wyłącznie ludzie z ogromnym doświadczeniem – tego również uczymy na szkoleniach, ponieważ „młodzież” nie do końca to czuje. Nie rozumieją rzeczy dla nas, starszych, już oczywistej – że nawet w ściśle technicznym działaniu potrzebna jest iskra boża. Dla „młokosów” sprawa często bywa bardzo prosta: skoro jesteśmy świetnie wyszkoleni technicznie, to możemy zdobywać świat. Nieraz widzę w ich oczach pytanie: dlaczego się tyle zastanawiasz? Dlaczego ten czy tamten kieruje zespołem w taki, a nie inny sposób? Dlaczego podejmuje taką, a nie inną decyzję? Czemu jest taki ostrożny? Wielu z nich nie widzi, że szuka się właśnie tego czegoś nieokreślonego, co sprawi, że zadanie zostanie wykonane perfekcyjnie. Czegoś, co obok wyszkolenia, doświadczenia, intuicji i właściwej oceny ryzyka jest istotą ratownictwa. Do czego dochodzi się latami. Z kolei siłą młodych jest ich młodzieńcza nadpobudliwość i ów syndrom Pana Boga, nie do końca pożądany, ale niewątpliwie rozpalający ideę, w imię której większość z nas przyszła do Pogotowia.


Beata Sabała-Zielińska, „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć”, Prószyński i S-ka, 2018
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie wybranych fragmentów
Książka nominowana do tegorocznej edycji konkursu literackiego o nagrodę im. ks. prof. Bolesława Kumora







Dziękujemy za przesłanie błędu