Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
17/09/2017 - 09:15

Dobra książka (7). Sądeczanin poleca:„Wiara, nadzieja i miłość w opowiadaniach, baśniach i przypowieściach”

Brat Tadeusz Ruciński FSC w książce „Wiara, nadzieja i miłość w opowiadaniach, baśniach i przypowieściach” snuje refleksje na temat tych wartości, które wyznaczają sens ludzkiego życia. Bo czyż łatwo żyć, nie ufając nikomu…? Jak poradzić sobie z problemami, nie mając nadziei…? W jaki sposób znaleźć radość życia czy podejmować trudne wyzwania, nie kochając…? Zachęcamy do podróży literackiej po baśniowych opowieściach, które być może okażą się cenną inspiracją w naszym życiu.

Odcienie miłości

- Erich Fromm podzielił ludzi na briofilów i nekrofilów. Po polsku może byłoby lepiej: życiodajnych i śmiercionośnych. Są ludzie, przy których wszystko jakby zaczyna tętnić życiem, nadzieją… Ale są też tacy, przy których zamiera czyjaś radość, gaśnie wiara, umiera nadzieja… Może ci drudzy bardzo potrzebują miłości, czekają na nią, ale nie pozwalają jej ożywić serca, a kiedy nawet przychodzi, to… ginie w ich „martwej strefie” czy „klatce niemiłości” – piszę na kartach swojej książki brat Tadeusz Ruciński. - Przecież tak wielu ludzi wciąż oczekuje miłości! Może właśnie dlatego tak wielu, że oczekując na miłość, nikogo nie kochali i w tej chwili też nie kochają. Wiadomo, że oni oczekują na tę miłość wielką, szczególną, namiętną, przeobrażającą wszystko i ich samych… Ale jeśli nie ma w nich tej małej, zwyczajnej, do zwyczajnych ludzi, to czy ta wielka zjawi się sama? Czy niemiłość nie jest jakimś rodzajem klatki, w której trzyma się serce w jałowym oczekiwaniu?

- Tak jest, że im mniej ludzie potrafią kochać, tym bardziej stają się kochliwi, czyli zakochujący się nie w konkretnych ludziach, lecz w rzutowanych na nich tworach swojej wyobraźni, czyli w jakichś fantomach, w efemerydach. Kochanie własnego złudzenia jest podobne do brodzenia w jakiejś malignie, a przecież miłość ma nadawać życiu smak rzeczywistości. Trudno więc nazwać miłością to, gdy ktoś zakochuje się we własnym zauroczeniu, pożądaniu, marzeniu czy po prostu tylko w przywiązaniu do drugiego człowieka, a nie kocha go samego, jakim jest on w istocie. Tak tworzy się kochane fatamorgany, a potem płacze się, tragizuje, gdy one nas „oszukują”, czyli nie chcą chadzać w kostiumach i odgrywać ról, jakie im wyznaczyliśmy. I dobrze, bo gdyby naprawdę udało im się to zrobić, to dopiero byliby nie do zniesienia, jak jakieś twory-potwory.

- „Kocham cię, życie…” Tę znaną piosenkę Edyty Geppert podśpiewywała przed lustrem, zachwycona swoim odbiciem, makijażem, nową kreacją pewna kobieta. „Jakie życie? – zapytał on, przypatrując się starannie tworzonemu przez nią swojemu wizerunkowi. „Jak to, jakie? – powiedziała. – Takie mocne, szalone, podniecające, czarujące, upajające jak… wino, jak taniec, jak chyba… moje ciało w tej sukni?...” – spojrzała kokieteryjnie… Odpowiedział poważnie: „Ja wolałbym kochać w tobie to, co zostanie, gdy dojrzałość pozbawi cię już takich sukien i tego image’u, nad którym tak długo dziś pracowałaś. Chciałbym kochać w tobie coś, czego nawet śmierć nie będzie ci mogła odebrać, a czego jeszcze sama nie potrafisz kochać, śpiewając, że kochasz życie…”.

- Kilkunastoletnie zbrodniarki mówią, że wszystkiemu winien jest brak miłości w ich dzieciństwie… więc one nie czują się winne, bo tak im pani psycholog tłumaczy ich okrucieństwo i agresję. No tak, gdy się rozejrzeć, to wszędzie jest pełno niedokochanych i poranionych w dzieciństwie ludzi. Czy więc naprawdę to tam leżą wszystkie przyczyny ich dramatów, nałogów, rozwodów, przestępstw, nieudacznictwa, depresji? I ciekawe jest to, że wielu swoje dzieciństwo wspominało dość dobrze do czasu, aż im ktoś objaśnił, jakie ono było złe, jak toksyczni byli jego rodzice, nauczyciele, wychowawcy, i jak bardzo oni są winni tego, co się z nim teraz dzieje - tłumaczy Ruciński.

- Było to w żeńskim liceum. Jak co miesiąc przyjechał psycholog i zaraz przed gabinetem ustawiła się długa kolejka dziewcząt. Czytałem ich prace na temat sensu, a właściwie bezsensu życia. Teraz te prace można było czytać na ich twarzach. Po dwóch godzinach psycholog wyszedł z miną katorżnika. „To nieprawdopodobne – powiedział – żadna z nich nie była właściwie kochana, co druga podejrzewa kogoś o molestowanie… Wyliczają różne poranienia, jakby praktykowały u psychoterapeuty. Żadna nie czerpie radości z życia ani nie wierzy w miłość, bo jej nie zaznała”. Zamilkł, bo za dużo powiedział. Szliśmy korytarzem do furty. Tam od kilku dni siedziała 86-letnia zakonnica. Miała zawsze tak pogodne spojrzenie i takim szczerym uśmiechem witała każdego, że nie sposób było czymś podobnym nie odpowiedzieć. O coś zagadnęła i zaczęła się rozmowa. W pewnej chwili zapytałem ją o dzieciństwo i sekret pogody ducha. „Moje dzieciństwo? – uśmiechnęła się. – Byłam znajdą. Od chałupy do chałupy, a potem to… – Odwinęła rękaw i pokazała numer obozowy z Oświęcimia. – Tam byłam 2 lata – powiedziała – ale Bóg dał mi wyjść przez komin. I jakoś Mu nie mogę się za to życie wydziękować!” Psycholog patrzył na nią wytrzeszczonymi oczami. W końcu wyjąkał: „To może siostra pójdzie ze mną do tych dziewczyn… tak poranionych i smutnych, i więcej im opowie?”

- Czy to naprawdę brak czyjejś miłości zawinił wszystkiemu w czyimś życiu? A czy tamci, którzy niedokochali, byli dokochani? Kto z nas jest naprawdę dokochany? Przecież są tacy, co uciekają przed miłością, odrzucają ją… ku rozpaczy kochających! A może to brak chęci pokochania, przebaczenia, zatroszczenia się o kogoś, bycia dla niego tak za nic, a pięknie… jest większą winą? Ale kto teraz powie szczerze: moja wina…? Lepiej poobdzielać nią wszystkich, choć wcale to nie ulży ani nie pomoże… A gdzie jest wdzięczność taka, jak u tej siostry? We wdzięczności jest także wdzięk…

Cytaty pochodzą z książki: brat Tadeusz Ruciński FSC, Wiara, nadzieja i miłość w opowiadaniach, baśniach i przypowieściach, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2011.

I.S.







Dziękujemy za przesłanie błędu