Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
26/12/2019 - 13:55

Austriacy i Czesi – jak Sądecczyzną w XIX wieku zarządzali obcy urzędnicy

Mieliście już w rękach kwartalnik "Sądeczanin HISTORIA"? Znajdziecie tu wiele ciekawych materiałów - dziś jeden z tekstów pochodzący z drugiego numeru. Tomasz Jacek Lis pisze o CK urzędnikach - obcokrajowcach, którym przyszło reprezentować cesarstwo na Sądecczyźnie. Jacy byli? Przeczytajcie!

Ojciec Józefa Dietla również był austriackim urzędnikiem

Stereotyp gorliwych sługusów

Nie dość, że biurokracja była dla Polaków czymś nowym, narzuconym przez zaborcę, to jeszcze na dodatek w jej szeregach znaleźli się obcy. Trudno więc się dziwić, że w tej sytuacji doszło do uprzedzeń i wytworzenia się stereotypu urzędnika będącego gorliwym sługusem austriackiego cesarza, który swoim umiłowaniem niemczyzny lekceważy własne korzenie (w przypadku Czechów), a także walczy z polskością. Tego typu stereotypowe postrzeganie urzędnika obcego pochodzenia można spotkać w wielu źródłach z epoki. Jak Galicja długa i szeroka, zwłaszcza ziemianie krytykowali austriacką administrację. Antoni Józef Mars w swoich wspomnieniach pisał:

„Samowolne postępowanie urzędników państwowych pociągnęłoby za sobą ten skutek, że wielu mężów zaufania straciwszy nadzieje jakiegokolwiek ze swej pracy pożytku, dawali za wygrane, zrzekali się swych mandatów, nie chcąc być naocznemu świadkami bezprawia, ani martwą ręką kuć niedolę dla współobywateli. W powiecie limanowskim usunął się w ten sposób od pracy katastralnej Marceli Drohojewski, usprawiedliwiając swą nieobecność chorobą.

Tak pozostałem sam i prowadziłem dalej podjazdową walkę a nie mogąc dojść z komisarzami do jakiegokolwiek ładu, robiłem przynajmniej tyle, że posyłałem pisma do inspektora ze skargami na ich niesumienność”.

Niechęć do urzędników i nieraz skomplikowanej biurokracji była więc duża. Jako ciekawostkę należy potraktować, że lekceważące określenie Czecha – Pepik – swoimi korzeniami sięga właśnie tamtego czasu. W okresie galicyjskim Jan Lam, autor satyrycznych tekstów, stworzył literacką postać Wencla Pretzlitschka, który stał się symbolem takiego nielubianego, zgermanizowanego urzędnika czeskiego pochodzenia (od jego nazwiska wzięła się kariera słynnego Precliczka-Pepiczka).

Warto zauważyć pewną prawidłowość, która jeszcze dobitniej tłumaczy ten stan rzeczy. Galicja w latach 30. i 40. była pełna rewolucyjnego, antyhabsburskiego ducha. Władze starały się więc kontrolować sytuację przy pomocy urzędników. Ci natomiast, egzystując na swoich stanowiskach (często słabo opłacanych), musieli być całkowicie lojalni wobec przełożonych, pod groźbą usunięcia ze stanu urzędniczego.

Mówiąc bardziej obrazowo: Wiedeń rękami urzędników obcego pochodzenia wyciągał ziemniaki z galicyjskiego ogniska. Stąd niechęć, która swoje apogeum osiągnęła w czasie rabacji galicyjskiej w 1846 r., kiedy to oskarżono urzędników o podżeganie chłopów do wystąpień przeciwko szlachcie.

Nie wszyscy jednak urzędnicy byli potępiani w ten sam sposób. Zdarzały się również osoby, które ze względu na swoje kompetencje i profesjonalne podejście do pełnionych obowiązków budziły powszechne zaufanie.Należał do nich choćby prezes sądu powiatowego w Limanowej Ferdynand Melzer, który podług słów Jana Sitowskiego był: „[…] niskiego wzrostu,  szczupły, uczciwy, prawy człowiek, prawnik o niezwykłych zdolnościach, sam załatwiał najtrudniejsze i najzawilsze procesy a zwłaszcza gruntowe: wydane przez niego wyroki Sąd najwyższy zatwierdzał. Był Czechem, mówił źle  po polsku, ale pisał pięknie i bez błędów – Zostawił po sobie pamięć sumiennego i gorliwego pracownika”.

Nie tylko Limanowa, ale również Nowy Sącz posiadał swojego „dobrego Czecha”. Mowa tu oczywiście o dr. Karolu Slaviku, ożenionym z córką hrabiego Brunickiego z Pisarzowej, Julią. Początkowo pracował on jako lekarz, później praktykę medyka łączył z karierą polityczną. Od lat 60. XIX w. zatrudniony był w magistracie miasta, na którego czele stanął w 1887 r. Funkcję burmistrza pełnił przez 5 lat, aż do śmierci w 1894 r.

O tym, jak dobrym był gospodarzem, najlepiej świadczy fakt, że Rada Miasta jednogłośnie podjęła decyzję, by zorganizować jego pochówek z budżetu Nowego Sącza. Zapoczątkował on m.in. odbudowę miasta po pożarach z lat 1890 i (przede wszystkim) 1894. Mieszkańcy zawdzięczali mu również budowę koszar wojskowych a także wyznaczenie miejsca na park zwany jordanowskim. Niestety ze względu na nagłą śmierć spowodowaną zakażeniem, wielu działań, jakich się podjął, nie mógł dokończyć. Mimo to przeszedł on do historii jako jeden z najlepszych gospodarzy w historii miasta.

Wraz z upływem czasu zmieniała się sytuacja osób przybyłych do Galicji z różnych stron mnarchii. Niemieckie szkolnictwo zarówno na poziomie gimnazjalnym, jak i wyższym kształciło coraz więcej Polaków, którzy nadawali się do sprawowania administracyjnych funkcji, dlatego nieopłacalne stało się zatrudnianie obcokrajowców. Tym samym od połowy wieku drastycznie spadła ilość nowo zatrudnianych Czechów, Austriaków i Morawian.

Pierwszą jaskółką zwiastującą nadejście nowych czasów był Agenor Gołuchowski, który nie dość, że wywodził się ze znakomitej polskiej szlachty, to jeszcze nie odrzucał niemczyzny. Wręcz przeciwnie - był lojalnym cesarskim urzędnikiem, przez co piastował funkcje najpierw namiestnika Galicji (1849-1859), a później ministra spraw wewnętrznych Austrii (1859-1861). Również i inni Polacy, zniechęceni niepowodzeniami w walkach o niepodległość, nie mogąc wygrać z zaborcą, postanowili się z nim, wzorem Gołuchowskiego, dogadać.

Zmiana postawy polskich mieszkańców Galicji, a także sytuacja polityczna Austrii, która musiała zgodzić się na federalizm i wyodrębnienie Królestwa Węgier, spowodowały, że od lat 60. XIX w. Królestwo Galicji i Lodomerii mogło cieszyć się autonomią. Wydarzenie to pociągnęło za sobą reformy administracyjne oraz polonizację urzędów, szkół i uniwersytetów. Wciąż używano języka niemieckiego, jednak dokumentacja urzędowa musiała być już prowadzona również po polsku.

W efekcie urzędnicy, którzy sukcesywnie osiedlali się w Galicji, stanęli przed groźbą polonizacji. Część zdecydowała się opuścić Galicję, ale nie wszyscy mogli sobie na to pozwolić. Po pierwsze nikt ich nie usuwał siłą ze stanowisk (wymagano jedynie komunikatywnej polszczyzny), po drugie wielu urzędników było zżytych z miejscem zamieszkania. Ponadto nierzadko wchodzili w związki małżeńskie z Polkami lub asymilowali się pod wpływem polskich sąsiadów i przyjaciół.

Proces ten miał jeszcze większe znaczenie w przypadku ich dzieci, które mimo obcego pochodzenia jednego lub nawet obojga rodziców, pod wpływem środowiska przyjmowały polską tożsamość narodową. Stąd mamy wielkich polskich patriotów z Galicji, m.in. rodziny Zollów, Dietlów, Birkenmayerów itd.

Czesi, Morawianie, Austriacy na Sądecczyźnie

Także na naszych terenach spotykamy przykłady wielu urzędników z Czech, Austrii, Węgier czy Moraw (często wywodzących się z zacnych rodów), których los rzucił do Nowego lub Starego Sącza czy też na Limanowszczyznę. Pokazuje to, jak wielobarwną mozaiką była ówczesna Galicja, oraz wskazuje na płynność tożsamości narodowej, w dużej mierze uzależnionej od czasu i miejsca. 

Ciekawym przypadkiem jest rodzina Kőppelów. Senior rodu Jan Kőppel był Morawianinem. W Galicji pojawił się dopiero w 1855 r. – wtedy to wraz z rodziną przeniósł się do Krakowa. Tam też objął stanowisko profesora na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wcześniej był on rektorem uczelni w Ołomuńcu, a także posłem sejmu morawskiego. Jego syn Otto nie utożsamiał się już z Morawami. W czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim deklarował on niemiecką narodowość.

Już po ich ukończeniu, w 1870 r. trafił do Limanowej, by zastąpić na stanowisku sędziego wzmiankowanego Melzera. W mieście powiatowym spędził 6 lat. W tym czasie dochował się syna Otto juniora, który podtrzymując rodzinną tradycję, także został jurystą. Co ciekawe, wnuk Morawianina i syn Niemca deklarował się już jako Polak. Ponadto po I wojnie światowej urodzony na Limanowszczyźnie Koppel (zapisywał swoje nazwisko już bez dwóch kropek nad „o”), przeniósł się do Bydgoszczy, gdzie zajął się polonizacją sądownictwa na terenach byłego zaboru pruskiego.

Podobnie było w przypadku nowosądeckiej rodziny Kirschnanków. Protoplasta rodu Józef przybył z Czech do Nowego Sącza w 1819 r., kiedy to otrzymał posadę organisty w kościele św. Małgorzaty. Zamieszkawszy na ul. Jagiellońskiej, gdzie wybudował niewielką drewnianą posiadłość, założył rodzinę, która znacznie zasłużyła się dla historii całego miasta. Zarówno jego syn Aleksander, jak i wnuk Kazimierz byli znanymi nowosądeckimi muzykami.

Pierwszy z nich, wychowawca młodzieży, opiekował się chórem chłopięcym działającym przy Cesarsko-Królewskim Gimnazjum. Ponadto założył on orkiestrę w kościele farnym. Kazimierz natomiast związany był z działającym w Nowym Sączu „Sokołem”, gdzie pełnił funkcję opiekuna orkiestry smyczkowej, a także dyrygował Orkiestrze Pracowników Cesarsko–Królewskich Warsztatów Kolei Wschodniej (warto wspomnieć, że po jej koncertach oddawał się piwnej uczcie z muzykami). Z całą pewnością czuł się on Polakiem (najprawdopodobniej jego ojciec także).

Sławni Mengerowie

Nie zawsze jednak rodziny obcokrajowców traciły swoją tożsamość. Niektóre, jak familia Antona Mengera (syndyka nowosądeckiego piastującego tę funkcję na przełomie lat 30. i 40. XIX w.), mimo przebywania wśród Polaków nie utraciły swojego austriackiego charakteru. Być może duża w tym zaleta czeskiej żony Mengera, Caroline (z domu Gerzabek), która wychowywała dzieci w duchu poszanowania Austrii. Synowie Antona – Max, Carl i najmłodszy Anton junior – zrobili wybitne kariery.

Najstarszy z braci, urodzony w Nowym Sączu w 1838 r. Max, był wziętym prawnikiem. Uzyskał doktorat na Uniwersytecie Wiedeńskim. W latach 1882-1885 pełnił funkcję radnego w Wiedni. Zasiadał również na czele partii liberalnej, reprezentującej interesy czeskich Niemców. Z kolei jego brat Anton, profesor uniwersytetu w Wiedniu, był znanym działaczem socjalistycznym, a także jego popularyzatorem. W swoim umiłowaniu sprawiedliwości społecznej bardzo mocno krytykował jednak Marksa, którego pod koniec XIX wieku starał się skompromitować jako plagiatora.

Zobacz: Czy Carl Menger zostanie patronem ronda w Nowym Sączu?

Twierdził on, że ojciec marksizmu tak naprawdę nie wymyślił nic oryginalnego. Ponadto Anton Menger posiadał największą w tamtym czasie bibliotekę literatury socjalistycznej (kolekcję tę prezentował m.in. w Paryżu, Londynie czy Berlinie). Najbardziej interesującym jednak spośród braci był urodzony w Nowym Sączu Carl Menger, który jako jeden z pierwszych zakwestionował powszechnie wówczas obowiązującą wykładnię ekonomii według Adama Smitha.

Uchodzi on dzięki temu za twórcę tzw. szkoły austriackiej w ekonomii, której przedstawiciele twierdzili, że cena towaru nie jest obiektywna, lecz zależy od tego, ile ktoś chce za nie otrzymać. Do dzisiaj jego prace stanowią kanon literatury z zakresu ekonomii. Warto podkreślić, że Carl, mimo że podobnie jak bracia studiował w Wiedniu, doktorat z prawa obronił w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego syn Karl był wybitnym matematykiem austriackim.

Losy urzędników, którzy przybywali do Galicji od końca XVIII aż do połowy XIX w., były bardzo różnie. Początkowo traktowano ich z rezerwą, jako obcy element, który legitymował władzę zaborców, później jednak, jak pokazują przykłady z naszego terenu, wielu z nich zasłużyło sobie na zaufanie i szacunek lokalnej społeczności. Wreszcie niemało urzędników, pozostawszy w coraz bardziej polskiej Galicji, ulegało wraz ze swoimi rodzinami polonizacji.

Nie był to jednak proces, który dotyczył wszystkich, bo deklaracje tożsamościowe były bardzo różne. Niemniej jednak duża część potomków przybyszów z Czech, Moraw, Węgier czy Austrii została spolonizowana. Nie można zapomnieć, że wielu z nich wniosło wybitny wkład w kulturę polską, stając się, jak Jan Matejko czy Józef Mehoffer, jej wizytówką.

Tomasz Jacek Lis

Tomasz Jacek Lis – limanowianin, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, na którym to w 2018 r. obronił pracę doktorską z zakresu historii. Ponadto studiował w Splicie i w Sarajewie. W swoich badaniach skupia się na historii XIX i pierwszej połowy XX wieku w szczególności Półwyspu Bałkańskiego i Galicji. Uczestnik projektów naukowych finansowanych przez Polską Ambasadę w Sarajewie.

Tekst pochodzikwartalnika Sądeczanin HISTORIA







Dziękujemy za przesłanie błędu