„Nasza miłość jest jak wiatr nie widzę jej ale czuję”- Jesienna Miłość Nicholasa Sparksa.
Tytuł dzisiejszej recenzji jest cytatem z filmu Szkoła Uczuć będącego ekranizacją książki, o której opowiem. To właśnie niezwykle wzruszająca filmowa adaptacja sprawiła, że postanowiłam sięgnąć po papierowy pierwowzór. Czy było warto ? Jasne, że tak.
Jesienna miłość to opowieść o dwójce młodych ludzi, których dzieli praktycznie wszystko. Status i pochodzenie społeczne, zainteresowania, a łączy tylko jedno- uczucie, którego początkowo sami nie potrafią nazwać. Nie wiedzą czy tylko chwilowe zauroczeni czy miłość od pierwszego wejrzenia. Znajdą odpowiedź na to pytanie dopiero wtedy, gdy jedno z nich wyzna długo skrywaną prawdę, kiedy powie Mam białaczkę. Czy wtedy nie będzie za późno ? Czy to uczucie przetrwa tak ciężką próbę ? O tym już w powieści.
Historia opowiedziana przez Sparksa jest niezwykła z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że, choć bohaterami autor uczynił ludzi młodych ich miłość jest dojrzalsza i silniejsza niż u niejednego małżeństwa z wieloletnim stażem. Po drugie bardzo merytorycznie podchodzi on do tematu białaczki niczego przed czytelnikiem nie ukrywa prezentując problem takim jakim jest. U niego każde słowo jest tam gdzie być powinno.
Sparks wyciska z oczu czytelnika łzy, ale nie robi tego na siłę. Łzy płyną same, bo nie można się nie wzruszyć, czytając o cudzym cierpieniu; o tym jak jedna lekarska diagnoza obraca czyjeś życie o sto osiemdziesiąt stopni. Ostatnim argumentem przemawiającym, za tym, że to szczególna książka jest fakt, iż można do niej wracać wielokrotnie , a i tak wciąż odkrywa się w niej coś nowego na co wcześniej nie zwróciło się uwagi.
Myślisz sobie: Ale jak to możliwe ? Przecież czytając coś powtórnie wiem z jaką historią mam do czynienia, znam jej zakończenie oraz bohaterów. Owszem to prawda historia jest ta sama, ale być może Ty po latach odbierzesz z ją inaczej, zrozumiesz lepiej, bo jesteś inną, dojrzalszą osobą, potrafiącą zauważyć to co widzi się nie oczami, a np. sercem?
Amerykański powieściopisarz na kartach Jesiennej miłości nie tylko opowiada o losach nastoletniej Jamie i zakochanego w niej Landona , ale też daje lekcję. Czego ? Najprościej byłoby napisać, że życia i tego co tak naprawdę się w nim liczy. Konkretniej ? Pokazuje jak ważne jest, by w najtrudniejszych chwilach mieć przy sobie kogoś kto cię wesprze i pocieszy, kto jest i będzie bez względu na wszystko. Udowadnia, że to miłość daje siłę do walki. Czasem pozwala też pogodzić się z tym co nieuniknione.
Dla bohaterów recenzowanego utworu miłość jej czymś, co nigdy się nie kończy, pokonuje wszelkie przeszkody nawet te, których teoretycznie nie da się zwalczyć. To uczucie, które uskrzydla i odmienia czyjeś życie.
Jest to tytuł dostarczający wzruszeń, jego zakończenie sprawia, że ma się ochotę zrobić tylko jedno cofnąć czas i napisać je inaczej. Jednak po chwili zmienia się zdanie i pyta samego siebie : Może tak właśnie musiało być przecież koniec oznacza początek czegoś nowego , innego, ale nie gorszego .
Jesienną miłość czyta się szybko lecz pamięta długo, a może nawet nie zapomina. Dzięki niej czytelnicy, którzy nie znają twórczości Sparksa , albo ją pokochają , albo znienawidzą.
Z jakiego powodu ? Autor nie unika pewnych schematów, nutki lukru, romantyzmu . Powtarza to także w kolejnych swoich książkach. Chociażby Liście w Butelce, Ostatniej Piosence czy Wciąż ją kocham. Za to osoby zabiegane pragnące na chwilę uciec od zgiełku codzienności znajdą w niej to czego szukają. Spokój, emocje i siłę do dalszych życiowych działań.
Na koniec Drogi Czytelniku, aby jeszcze bardziej zachęcić Cię do lektury zacytuję z niej dwa zdania, które mówią naprawdę wiele:
"Nazywam się Landon Carter i mam siedemnaście lat. Oto moja historia; przyrzekam, że niczego nie opuszczę. Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem”.
Daj jej szansę, czeka Cię mnóstwo wzruszeń.
Anna Głód.