Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
25/03/2022 - 09:40

Rekolekcje wielkopostne cz. 5: „Już nigdy nie był takim samym człowiekiem”

W dzisiejszych rozważaniach rekolekcyjnych pochylimy się nad piątą stacją drogi krzyżowej. W duszy Szymona zrodziła się odrobina miłosierdzia. Odkrył, że udziela miłosierdzia samemu Bogu. To go tak wzruszyło i zmieniło, że został przez tę rzeczywistość pokonany. Już nigdy nie był takim samym człowiekiem.

- Na naszej wielkopostnej drodze krzyżowej docieramy do stacji piątej, w której Szymon z Cyreny pomaga Panu Jezusowi dźwigać krzyż. Jestem pewien, że bardzo nie chciał nikomu okazywać miłosierdzia. Pewnie wracał z pola, na chwilę przed świętem, był umęczony pracą, którą próbował dokończyć zanim nadejdzie wielka Pascha. Pewnie śpieszył się do domu, bo wyobrażał sobie, że tam zasiądzie ze swoimi najbliższymi do stołu i że będzie cieszył się codziennością – ludźmi, których kocha, że będzie miał wreszcie chwilę wytchnienia i odpoczynku. Pewnie tylko o tym marzył, pewnie tak sobie wyobrażał najbliższą przyszłość – wyjaśnia ojciec Michał Legan w piątym odcinku rekolekcji wielkopostnych.

Zobacz też Rekolekcje wielkopostne cz. 3: "grzeszki składają się na sytuację zmęczeniową"

Szymon pewnie gdy zobaczył z oddali ten przerażający widok skazańca dźwigającego krzyż i okupantów, którzy go prowadzą na rzeź, to pomyślał sobie, że trzeba ich wyminąć. A kiedy to się okazało niemożliwe, bardzo się starał, żeby jego wzrok nie spotkał się ze wzrokiem żadnego z żołnierzy. A już najbardziej, żeby jego wzrok nie spotkał się ze wzrokiem skazańca. Tymczasem to się nie udało. Patrzył wysoko w chmury. Patrzył w ziemię. Patrzył na boki. Ale oni go dojrzeli. Zobaczyli, że jest silny i bezbronny i kazali mu dźwigać krzyż, dźwigać tę ohydę, której nie chciał dotykać nawet jednym palcem. I kiedy wziął ten krzyż na swoje ramiona, zobaczył także człowieka, który jest zmiażdżony cierpieniem. Człowieka, który naprawdę już nie ma sił, który jest poraniony do granic możliwości i którego czeka jeszcze więcej bólu i jeszcze więcej kaźni - tłumaczy ojciec Legan. 

Być może na początku był głęboko zbuntowany na tę sytuację. Być może był wściekły na tego skazańca, że sobie sam nie poradził. Być może być wściekły na sytuację, w której był zmuszony czynić jakieś dobro. A potem coś się w jego sercu zmieniło, gdy zobaczył oczy tego człowieka. Gdy zobaczył jego ból, jego samotność. Pomyślał sobie, że ten człowiek jest podobny do baranków zabijanych w tym samym momencie w świątyni jerozolimskiej, że tak samo przelewa krew. I pewnie wtedy zrodziła się odrobina miłosierdzia, jakieś światło zrodziło się w jego sercu. Wtedy odkrył i zrozumiał, że niosąc krzyż nie tylko skazańcowi udziela dobra i odrobinę miłosierdzia. Odkrył, że ta odrobina dobra i miłosierdzia znalazła się w jego duszy. W duszy człowieka, który zajmował się pracą i codziennością, nie chodził do świątyni i nie żył wielkimi rzeczami. W duszy tego człowieka zrodziło się odrobinę miłosierdzia i to go tak wzruszyło i zmieniło, że odkrył, że oto udziela miłosierdzia samemu Bogu. I to go pokonało. Już nigdy nie był taki sam - dodaje ojciec Michał Legan. (opr. [email protected] Fot. i Film Profeto)







Dziękujemy za przesłanie błędu