Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
16/08/2020 - 15:45

"Poczułem, że w jakiś sposób życie moje i Lisy Modin są do siebie podobne."

W końcu umieściłem wieszak na swoim miejscu. Na sąsiednim wisiała czarna skórzana saszetka. Zdjąłem ją i poszedłem z nią do stołu. Były w niej nazistowskie odznaczenia wojskowe, między innymi złota odznaka, na której odwrocie napisano, o ile dobrze zrozumiałem, że została przyznana za walkę wręcz.

Na półce ściennej stało kilka oprawionych fotografii. Przedstawiały ludzi pozujących do zdjęć. Wyglądały na zrobione w latach trzydziestych i czterdziestych. Kobiety i mężczyźni uśmiechali się do obiektywu. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie dostrzegłem bardziej współczesnych fotografii. Nie było zdjęć ludzi, którzy mogliby być rodzicami Lisy albo innymi krewnymi.

Jej mieszkanie emanowało pustką. Poczułem, że w jakiś sposób życie moje i Lisy Modin są do siebie podobne.

Usiadłem przy stole i zacząłem studiować zapiski z większą uwagą. Zaświeciłem lampę i przeczytałem parę listów. Trzymałem kurtkę w jednej dłoni, a drugą cały czas miałem na włączniku światła. Nie chciałem zostać przyłapany, bo wielokrotnie głośno wyrażałem oburzenie wobec ludzi, którzy węszą w nie swoich sprawach. Przekonałem się, że potrafię być jednym z nich.

Jeden list był od czytelnika, który skarżył się na sposób, w jaki Lisa opisywała pewną sprawę dotyczącą ochrony zwierząt. Wywnioskowałem z kontekstu, że chodziło o stado krów, które ktoś zaniedbał do tego stopnia, że trzeba było oddać zwierzęta do rzeźni. Autorem listu był mężczyzna imieniem Herbert. Czuł się dotknięty i niesłusznie oskarżony. W dolnym rogu kartki Lisa Modin zanotowała „Bez odpowiedzi”. Drugi list, po który sięgnąłem, był tak pełen nienawiści, że aż odebrało mi dech. O ile ja odbierałem anonimowe telefony, Lisa otrzymywała korespondencję. Jakiś mężczyzna, który nie podał imienia ani nazwiska, nie krytykował jej za coś, co napisała, ale pisał wprost, jak bardzo jest na nią napalony i jak bardzo chciałby się z nią przespać. Już po pierwszych linijkach listu dało się wywnioskować, że to zboczeniec o sadystycznych skłonnościach.

W dolnym rogu kartki Lisa zrobiła dopisek: „Czy da się go namierzyć?”.

[...]

Kiedy tak stałem z nimi w ręku, usłyszałem za plecami jakiś szelest. Odwróciłem się tak gwałtownie, że uderzyłem głową o drzwi. Nikt za mną nie stał. Musiałem się przesłyszeć. Odstawiłem buty na miejsce, starając się ułożyć je tak, jak je zastałem i już miałem zamknąć drzwi, kiedy mój wzrok padł na coś wiszącego w głębi szafy. Nie wiedziałem, co to jest, ale wyraźnie widziałem szwedzką flagę. Przyszło mi na myśl, że to rzeczywiście może być flaga w niewielkim formacie, przechowywana na wieszaku, ale kiedy po nią sięgnąłem i przyjrzałem się bliżej, zorientowałem się, że to wyszywana makatka. Nad flagą widniał napis „Schweden”, a pod nią – czarna swastyka na czerwonym tle.

Stałem tak chwilę, przyglądając się dziwnemu znalezisku. Było jasne, że makatka jest stara, rozpoznałem to po zażółconej bieli. W końcu umieściłem wieszak na swoim miejscu. Na sąsiednim wisiała czarna skórzana saszetka. Zdjąłem ją i poszedłem z nią do stołu. Były w niej nazistowskie odznaczenia wojskowe, między innymi złota odznaka, na której odwrocie napisano, o ile dobrze zrozumiałem, że została przyznana za walkę wręcz. Znalazłem również Krzyż Żelazny. Nie umiałem ocenić, której był klasy, oraz nóż w futerale z emblematem Waffen-ss, a na samym dnie saszetki leżała fotografia. Był na niej mężczyzna w niemieckim mundurze.  

Nieogolony, z papierosem w ustach, patrzący z uśmiechem prosto w obiektyw. Na odwrocie napisano „Karl Madsen”, a tuż pod imieniem i nazwiskiem, innym charakterem pisma „front wschodni 1942”.

Odniosłem saszetkę na swoje miejsce, zgasiłem światło i wyszedłem z pokoju. W sypialni Lisy Modin wciąż panowała cisza. Była za kwadrans trzecia. Położyłem się na kanapie w ubraniu i od razu zasnąłem.

Henning Mankell „Szwedzkie kalosze”, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa, rozdział 12, str. 198-200







Dziękujemy za przesłanie błędu