Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 16 kwietnia. Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina
05/09/2020 - 15:10

"Płuca jak złoto, to cały jej posag teraz”

„Proszę przestać płakać. Będzie pani jeszcze miała piękny dom, śliczne meble, zakochanych mężczyzn, modne suknie, dalekie podróże i drogie perfumy”.

Przychodził także Alfons Karny, który sam wyszedłszy z Pruszkowa, wracał tam wielokrotnie, aby wyławiać i wyprowadzać stamtąd ludzi. Nie miał żadnej przepustki, tylko kartkę pocztową, którą miał w kieszeni, kiedy Powstanie wybuchło, z jakimiś  pozdrowieniami. Wybierał sobie wachę złożoną z własowców, wyciągał tę kartkę i mówił, wskazując znaczek i pieczątkę: „Gitler jest’? – Jest’! Pieczat’ jest’? – Jest’! Alfons Karny – eto ja. A tut  stoit napisano: Propustit’ – propustit’ – propustit’!”. Oni go bardzo szanowali, bo miał na znaczku tego Hitlera, i zawsze go puszczali.

Prześwietlił mnie w końcu profesor Zawadowski, który wszystkich synów stracił w Powstaniu. Wyprowadził swój szpital z rentgenem kostnym do Milanówka i nadal pracował. Jakoś mnie tam na tym kostnym aparacie prześwietlono i profesor Zawadowski kazał mamie przyjść po wynik za dwa dni. Poniósł sam tak nie do udźwignięcia stratę, ale zrozumiał widać mamę i jej rozpacz, i strach o mnie, bo stał na schodkach willi o umówionej godzinie, kiedy mama nadchodziła, i podnosząc w górę klisze rentgenowskie, wołał do niej z daleka: „Wszystko dobrze, wszystko dobrze, płuca jak złoto, to cały jej posag teraz”. Już na zawsze ten przezacny i dobry człowiek został w naszych sercach. Ale choroba trwała nadal, spałam, płakałam i jadłam na zmianę. Raz jeszcze wywleczono mnie z łóżka, żeby zrobić zdjęcie do fałszywego dokumentu, a przy okazji zważono mnie, 42 kilo nie ucieszyło nikogo żadnych moich bliskich. Bescheinigung, który otrzymałam, miał poza nazwiskiem wszystko fałszywe,  a fotografia przedstawiała smutnego Żeromskiego w rozczochranej peruce. […].

Powstanie upadło, Niemcy wrócili, Roman zginął, rękopisy zwalone na nieistniejącym Rynku, Mieczyś przepadł, nadchodzi zima, mama przede wszystkim nie może dalej walczyć, musi odpocząć, bo jej nadludzkie siły kiedyś się skończą. Znów przychodziła do mnie myśl, wynikające ze słabości i smutku nad tym wszystkim, co się stało i jeszcze stanie, że nie warto i nie można dalej tego ciągnąć. Kiedyś w nocy, w gorączce powiedziałam to mamie, zapytałam, co ona o tym wyjściu myśli. „Dobrze, moja droga – powiedziała – przyniosę ci jutro z targu gruby sznur, a w sionce widziałam na ścianie mocny hak”. Zdębiałem jak chyba nigdy w życiu i obraziłam się na mamę, wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie takiej odpowiedzi. Nie było o tym od tej chwili nigdy więcej ani mowy, ani nawet myśli. Ale chora byłam dalej, tylko jadłam po każdym obudzeniu się – befsztyki, zabaione z czerwonego wina i żółtek, jabłka – a reszta mieszkańców sarkofagów raz dziennie miała miskę zalewajki z kartofli i kapusty. Zaczęła mnie boleć skóra na całym ciele i myślałam, że to znów się na mnie rzuciła, jak na Hioba jakaś następna choroba, szósta z rzędu, kiedy Hartwig po zbadaniu mnie powiedział, że to jest tycie, skóra się na mnie rozciąga i boli. Tyłam, ale byłam dalej na dnie smutku i słabości, kiedy przyszła do mnie Danusia Dzieżgowska i przyniosła mi w prezencie malutką nicianą serweteczkę. Oblałam ją zaraz łzami, bo nie miałam ani domu, ani mebla, ani nic, na czym by ta serwetka mogła kiedykolwiek być położona. Ale wtedy Danusia powiedziała: „Proszę przestać płakać. Będzie pani jeszcze miała piękny dom, śliczne meble, zakochanych mężczyzn, modne suknie, dalekie podróże i drogie perfumy”. To była druga rzecz zdumiewająca, którą usłyszałam w tych pierwszych dniach powracania, dniach nędzy, słabości, braku jakiejkolwiek nadziei, nieustannego smutku. […].

Cytaty pochodzą z książki: Monika Żeromska, Wspomnień ciąg dalszy, Wyd. Czytelnik, Warszawa 2007.







Dziękujemy za przesłanie błędu