Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
28/05/2022 - 16:10

"Mam przedziwne uczucie, że coś nas łączy"

– Daj mi spokój, mamo, lepiej będzie, jeśli zabiorę się do swojej książki kucharskiej, która zapewni nam dochód niezależnie od pułkownika Martina i jego ewentualnych męskich krewnych. -Powieść inspirowana prawdziwą historią Elizy Acton, autorki pierwszej książki kulinarnej, której odbiorcami były niższe warstwy społeczne.

(...)

Wzdycham ciężko, bo pan Longman jeszcze mi nie zwrócił mojego rękopisu, chociaż prosiłam go o to dwukrotnie i przyjęłam zlecenie na książkę kucharską. Kroję cytryny na połówki i starannie wyciskam do misy – z każdą kroplą wyzbywam się myśli o panu Longmanie. Zaczynam za to myśleć o Annie Kirby. Co  za dziwna istotka. Nieładna. Piegowata. Chuda. Tonęła w tej baloniastej sukni, z której wycięcia sterczały jej obojczyki. I garbi się, jak gdyby przez całe swoje krótkie życie dźwigała worki z węglem. A przy tym wszystkim umie czytać… i doceniła moją lawendową lemoniadę. Chyba ma w sobie jakiś rys poetycki. Jej twarz, dziecinna jeszcze i niezdecydowana, zdradza uczciwość, ciekawość, inteligencję. I jeszcze coś, czego nie umiem dokładnie nazwać: jakąś powagę. Mam przedziwne uczucie, że coś nas łączy. Matka jest oczywiście niezadowolona; zażądała ode mnie wyjaśnień, dlaczego zatrudniłam dziewczynę, która nigdy u nikogo nie służyła. Udobruchała się dopiero, gdy jej powiedziałam, jak śmiesznie tania jest Anna, dodając, że jej list polecający napisał sam pastor.

– Wspaniała nowina, Elizo! – Rozanielona matka przerywa bieg moich myśli. – Od poniedziałku mamy pierwszych lokatorów. Pułkownik Martin ze Spitalfields w Londynie przyjeżdża z żoną leczyć podagrę tutejszymi wodami. Zdążysz coś przygotować?

Ogarnia mnie nerwowe podniecenie.

– Właśnie szykuję potrawkę z zająca i krem cytrynowy na lunch. A na obiad proponuję pikantną pieczeń wołową i sałatkę z liści mlecza, na deser szarlotkę. – Przerywam, żeby possać skaleczony palec, który szczypie, bo do ranki dostał się sok z cytryny. I przeklinam w duchu moje niezdarne ręce, które ucierpiały już także od krajalnicy do chleba, tarki do gałki muszkatołowej i noża do siekania ziół. – Jeżeli wszystko okaże się smaczne, powtórzę ten jadłospis w poniedziałek.

– Mój Boże, Elizo! Jakie ty masz ręce! Całe pokaleczone! Kto cię weźmie za żonę z takimi rękami?

Krzywię się.

– Nie spodziewam się wielu oświadczyn.

– No a jeśli się okaże, że pułkownik Martin ma brata w stanie wolnym? – Matka końcami palców poprawia koafiurę.

– Wolę już zostać starą panną, niż wyjść za starego podagryka, który nie żony potrzebuje, ale pielęgniarki.

– Co ty mówisz, Elizo! Stara panna nie ma za grosz poszanowania. A tobie przecież zależy na ludzkim szacunku i godności? Może pułkownik Martin ma syna, który nie choruje na podagrę? – Matka pociąga nosem i lustruje mnie od stóp do głów. – Żona kowala jest w ciąży, a ma już ze czterdzieści trzy lata. Czterdzieści trzy! Siwa jak gołąbek, a twoje włosy wciąż mają śliczny kasztanowy odcień.

– Daj mi spokój, mamo, lepiej będzie, jeśli zabiorę się do swojej książki kucharskiej, która zapewni nam dochód niezależnie od pułkownika Martina i jego ewentualnych męskich krewnych.

Rozbijam jajko o brzeg misy i śledzę wzrokiem wypływające w całości żółtko. Skorupka ani trochę się nie ukruszyła, co przez sekundę napełnia mnie nieadekwatnym poczuciem szczęścia.

– Masz zamiar układać własne przepisy? Czy będziesz żerowała na innych autorach?

– Na razie uczę się gotować. Za jakiś czas zamierzam napisać do wszystkich naszych przyjaciół i znajomych z prośbą o przysłanie mi ich ulubionych przepisów.

Mówiąc to, ubijam jajka trzepaczką, aż bieleją mi knykcie.

– Żeby się wszyscy dowiedzieli, że zostałaś… kucharką? – prycha pogardliwie matka.

– Poza tym będę tworzyć własne przepisy – ciągnę spokojnie, starając się nie podnosić głosu. Nie chcę jej zdradzać, że już teraz łączę i mieszam składniki w wyobraźni: owoce z przyprawami korzennymi, świeżą rybę z ziołami, mięsa z liśćmi dzikich roślin i śmietaną; i tak by nie zrozumiała.

– A zatem, moja droga, skoro już masz pisać do  naszych przyjaciół i znajomych, to proponuję powiadomić ich, że liczymy na zróżnicowane menu dla naszych gości. Nic więcej nie musisz dodawać. – Zaplata ręce na piersiach. – W ten sposób przynajmniej zachowasz godność.

– Nic z tego, mamo. Jeśli wykorzystam czyjś przepis w mojej książce, to oczywiście podam autora. Chyba że dana osoba będzie sobie życzyła pozostać anonimową. – Wpatruję się w gęstniejącą masę jajeczną i ubijam ją tak zamaszyście, że aż ręka mnie boli. – Na pewno masz jeszcze mnóstwo zajęć w związku z przygotowaniami do przyjazdu pułkownika i pani Martin – mówię w końcu, chcąc, żeby już sobie poszła.

– Hatty bardzo dobrze odnajduje się w Tonbridge – rzuca matka na odchodnym. – Ale mam wrażenie, że będzie jeszcze szczęśliwsza, kiedy zjawi się pomywaczka. Będzie miała koleżankę.

Myślę o Annie, o małej, chudej Annie, która zaniemówiła z zachwytu nad lemoniadą.

– I ja też – mówię sobie. – I ja też.

Annabel Abbs, Sekret panny Elizy, wydawnictwo MANDO, 2022







Dziękujemy za przesłanie błędu