"Armia Wagnera jest, ze wszystkimi swoimi osobliwościami, Rosją w pigułce."
fragment z rozdziału "Człowiek z azbiestu"
Wagner chciałby być Kurtzem z Conradowskiego Jądra ciemności albo chociaż bohaterem granym przez Marlona Brando w Czasie Apokalipsy, wojownikiem i półbogiem przekraczającym granice wyznaczone dla śmiertelników, ale nikim takim nie był. Żadnej wojny ostatecznie nie wygrał, za to często dostawał ostre lanie. Zaliczał żenujące wpadki i ciągle się kompromitował. Był silny, gdy jego ludzie zabijali ciekawskich dziennikarzy rosyjskich w Afryce, ale słaby, gdy w Syrii bombardowali go Amerykanie albo za pomocą dziecinnie prostych metod dekonspirowały ukraińskie służby specjalne. Ma wytatuowany symbol SS i do dziś pozostaje heilującym neonazistą.
Na zdjęciu zrobionym w Afryce w 2020 roku bezkarnie pozuje w czapce Wehrmachtu. Nigdy nie ukrywał, skąd się wziął jego pseudonim. Fascynuje go ulubiony kompozytor Hitlera, Richard Wagner. Fascynuje go III Rzesza. Ale jednocześnie sprawnie buduje mit założycielski nowego i bezwzględnego państwa, Rosji paradoksalnej, wierzącej w zwycięstwo nad faszyzmem, ale tatuującej sobie – jak on sam – symbole SS. Rosji propagującej russkij mir, świat, w którym nic nie musi do siebie pasować i w którym nie obowiązuje logika. Można być potomkiem czerwonoarmistów, którzy zdobyli Berlin, i jednocześnie używać symboli nazistowskich, a do tego eksportować sentyment wobec imperium już nie tylko do państw byłego Związku Radzieckiego, ale i tam, gdzie Rosjan i prawosławia nie ma i nie było: na Bliski Wschód, do Azji i Afryki. Armia Wagnera jest, ze wszystkimi swoimi osobliwościami, Rosją w pigułce.
Zbigniew Parafianowicz "Prywatne armie świata", wydawnictwo MANDO, 2021