Wiesław Pióro przerywa milczenie. Jakie są kulisy odwołania prezesa uzdrowiska?
Z Wiesławem Pióro, byłym prezesem krynickiej uzdrowiskowej spółki rozmawia Jagienka Michalik
Po czterech latach pana rządów w uzdrowiskowej spółce rada nadzorcza zdecydowała o rozpisaniu konkursu na stanowisko szefa zarządu. Zgłosiło się trzech kandydatów. Jednym z nich był pan. Rada kandydatów przesłuchała, jednak nowego prezesa nie wskazała. Konkurs został unieważniony, a panu wręczono odwołanie ze stanowiska. Wszyscy zachodzą w głowę jakie są kulisy tego odwołania.
-Rada nadzorcza ma władzę absolutną i z tego prawa skorzystała. Co tu komentować.
I tak pan chce całą tę sprawę zamknąć w jednym zdaniu? Zasłużył pan sobie na taką decyzję?
-Zgodnie z umową, mój mandat prezesa zarządu wygasał z chwilą odbycia walnego zgromadzenia oceniającego sprawozdanie zarządu spółki za rok 2021. Zdecydowałem więc, że ponownie w ogłoszonym konkursie wystartuję na to stanowisko. Na moją korzyść przemawiały moje osiągnięcia. Myślę tu o kwestiach inwestycyjnych. To zakończona modernizacja linii produkcyjnej rozlewu wód mineralnych i leczniczych, zmodernizowana blisko stuletnia infrastruktura górnicza, zwłaszcza pod płytą deptaka. Także zmodernizowana Pijalnia Jana, odnowione obiekty sanatoryjne czy przygotowanie Pijalni Głównej do organizacji eventów czy konferencji na najwyższym poziomie oraz zmiana kultury organizacyjnej.
Musiał pan też się zmierzyć się z trudnym dla spółki czasem pandemii.
-I myślę, że zrobiłem to z sukcesem. Chodziło przede wszystkim o utrzymanie wszystkich miejsc pracy, wykorzystanie potencjału kadrowego na drobne remonty i gruntowne porządki. Trzeba było też zorganizować izolatorium, we współpracy ze służbami wojewody i szpitalem powiatowym. Oprócz osiągnięć inwestycyjnych warto wspomnieć o wysokim obłożeniu miejsc noclegowych. W czerwcu tego roku wynosiło ponad sto procent. W tym samym miesiącu rozpoczęła się kampania reklamowa związana z wprowadzeniem po raz pierwszy od kilkunastu lat nowego produktu, wody mineralnej dla sportowców i ludzi aktywnych. blisko 70 procent załogi otrzymało podwyżki pensji. W ocenie pracy dokonywanej przez radę nadzorczą zawsze na wysokim poziomie stawiany był wynik finansowy, a ten na koniec maja był wyższy o blisko 2 miliony złotych, w stosunku do planu pozytywnie zaopiniowanego przez radę.
Był pan przekonany, że jako zawodowy menadżer, który sprawdził się w trudnych czasach, będzie pan rządził spółką przez kolejne cztery lata?
-Powiedzmy, że towarzyszyła mi pewność, że mam co najmniej ponad trzydzieści procent szans na ponowne objęcie funkcji prezesa, tak jak pozostali dwaj kandydaci, którzy poza mną wystartowali w konkursie. Dodam, że konkurs przeprowadzała już nowa rada nadzorcza, która zmieniła się końcem maja tego roku.
Stanął pan przed radą nadzorczą, która rozliczyła pana z czterech lat rządów i kazała panu nakreślić strategię rozwoju na kolejne lata?
-Ta rozmowa kwalifikacyjna to był jakiś żart. Nie zauważyłem żeby radę nadzorczą interesowało to, co w spółce zmieniło się w okresie mojej kadencji.
Żart? Mocno powiedziane. Pana zdaniem ta rozmowa kwalifikacyjna była przeprowadzona nieprofesjonalnie?
-Do prezesa spółki rada nadzorcza skierowała pięć pytań zapisanych na kartce. Miałem na te pytania odpowiedzieć i wyjść. Nie miało żadnego znaczenia w jaki sposób spółka się zmieniła i rozrosła przez blisko cztery lata mojej prezesury. A przecież wydawać by się mogło, że w kwestii ewentualnej kontynuacji zarządzania są to czynniki kluczowe.
Czego te cztery pytania dotyczyły?
-Nie chcę tego ujawniać. Mogę jedynie powiedzieć, że jako menadżer prowadziłem setki rozmów kwalifikacyjnych na różne stanowiska. Nawet jeśli dotyczyło to stanowiska dla pracownika fizycznego, zawsze ważna była ocena jego kompetencji, osiągnięć zawodowych czy sposób zachowania. Ale cóż, nie mnie oceniać decyzje rady nadzorczej. Natomiast całkowicie niezrozumiały jest wybór osoby delegowanej z rady nadzorczej do funkcji pełniącego obowiązki prezesa do czasu wyboru nowego zarządu.
Używa pan określenia „osoba”…. No więc uściślijmy, że chodzi o Danutę Lelito, która zresztą nie po raz pierwszy tymczasowo zasiada na prezesowskim fotelu. Podobnie było dziewięć lat temu, kiedy ze stanowiska został odwołany Ireneusz Niemiec.
-Rzeczywiście, osoba ta już w przeszłości była na stanowisku pełniącej obowiązki prezesa i podejmowała działania na szkodę spółki. Podejmowała też działania na rzecz grupowego zwolnienia dyscyplinarnego pracowników, którzy po postepowaniu sądowym zostali przywróceni do pracy. To osoba, w stosunku do której toczy się w sądzie postępowanie karne. Ja, jako kandydat na prezesa, musiałem złożyć oświadczenie, że nie zostałem skazany ani nie toczy się przeciwko mnie postepowanie sądowe w sprawie karnej. Szkoda, że poprzez analogię, taka sama zasada nie dotyczy osoby pełniącej obowiązki prezesa.
Ta sprawa ma jakieś drugie dno? Do tej pory zmiany na stanowisku szefa spółki miały związek z polityką. Większościowym udziałowcem uzdrowiskowego przedsiębiorstwa jest państwo. Zmieniała się partyjna opcja, zmieniał się prezes. Po namaszczonym przez PO Jarosławie Wilku przyszedł po wygranych przez PiS wyborach Grzegorz Biedroń, który jednak musiał wybierać między polityką a biznesem. Wybrał politykę, a pan go zastąpił, nie tylko jako menadżer od Wiśniowskiego, ale także jako powiatowy radny PiS. Teraz odwołali pana, ale przecież w politycznych roszadach nic się nie zmieniło.
-W kwestiach politycznych nie chcę się wypowiadać, ale przyznaję, że decyzja rady nadzorczej jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Wiadomo, że natychmiastowe odwołanie wiąże się albo ze zmianą opcji politycznej, albo z jakimś świadomym działaniem na niekorzyść spółki. To bym zrozumiał. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie. Efekty i wynik finansowy spółki to wystarczające, merytoryczne argumenty, aby mój mandat zakończył się wraz z odbyciem walnego zgromadzenia wspólników. Może się odbyć w każdej chwili, ponieważ wszystkie wymagane dokumenty do zwołania walnego zostały już przekazane do ministerstwa aktywów państwowych, a ewentualny wybór na kolejną kadencję to już decyzja rady nadzorczej.
Skoro ta decyzja była dla pana niezrozumiała, zażądał pan od rady nadzorczej wyjaśnień?
-Zwróciłem się z prośbą o pisemne uzasadnienie tej decyzji.
I co?
-I takiego uzasadnienia nie otrzymałem.
Co dalej? Został pan teraz bez posady. Odszedł pan z Wiśniowskiego do uzdrowiska. Wróci pan do firmy, z którą był pan związany tyle lat.
- Na razie daję sobie chwilę na głębszy oddech. Ponieważ w uzdrowiskowej spółce byłem zarządem jednoosobowym, pracującym w trudnych, covidowych czasach, właściwie nie udało mi się skorzystać z normalnego urlopu. Na razie więc mam psychiczny odpoczynek, a potem będę się zastanawiał i działał dalej. W swoim życiu zawodowym robiłem naprawdę wiele różnych rzeczy, tak więc jestem przekonany, że znajdę zajęcie adekwatne do moich kompetencji i doświadczenia.
Sądeckie wróble ćwierkają, że być może zechce się pan ubiegać o fotel burmistrza Krynicy. W końcu do wyborów samorządowych już niedaleko. Nieco ponad rok.
-Wyznaje zasadę, nigdy nie mów nigdy. A co będzie, to się okaże. Nie ukrywam, że samorząd zawsze mnie pociągał. Pracowałem w samorządzie gminnym Łabowej, gdzie mieszkam, potem dwie kadencje w samorządzie powiatowym. Cały czas funkcjonuję w samorządach gospodarczych i praca samorządowa ciągle mnie pociąga. Wszystko co robiłem w moim życiu zawodowym i społecznym starałem się robić z sercem i w taki sam sposób będę planował kolejne lata mojej aktywności zawodowej, jeśli tylko Bóg pozwoli cieszyć się zdrowiem.
Oświadczenie Uzdrowiska Krynica-Żegiestów S.A. w sprawie powyższej publikacji - kliknij TUTAJ.
([email protected]) fot. jb