Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 29 marca. Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona
29/03/2021 - 08:35

Jak bardzo się boją zarazy. Obsługują w sądeckich dyskontach tysiące klientów

Boimy się - mówi kasjerka z jednego z sądeckich dyskontów. Przecież dziennie obsługujemy po kilkuset klientów. Od początku epidemii sieci handlowe działają nieprzerwanie. Mimo to sprzedawcy nie znaleźli się na liście pracowników, którzy powinni być zaszczepieni w pierwszej kolejności. Związkowcy z „Solidarności” i organizacja zrzeszająca handlowców domagają się od rządu zmiany decyzji w tej sprawie. - Narażenie jest duże, zabezpieczeń prawie żadnych, argumentują.

- Myślę, że to indywidualna decyzja każdego z pracowników – mówi Józef Pyzik, prezes Kongregacji Kupieckiej w Nowym Sączu, właściciel kilkunastu sklepów spożywczych. - Sam jestem handlowcem i nie uważam, abym z tego powodu miał być uprzywilejowany. Według mnie system szczepienia w pierwszej kolejności seniorów i personelu służby zdrowia jest optymalny.

- Nie słyszałem od moich pracowników, żeby domagali się szczepień w pierwszej kolejności – dodaje Pyzik. - Ja sam na co dzień mam dużo bezpośrednich kontaktów z kontrahentami, bo nie wszystko da się załatwić online i nie narzekam.  Nie jestem przeciwko postulatowi organizacji branżowych, ale dajemy sobie radę. Stosujemy dystans, dezynfekcję, maseczki.  Dzięki naszej ostrożności i trzymaniu się wszelkich zasad bezpieczeństwa, nikt jak dotąd spośród pracowników jedenastu sklepów naszej rodzinnej firmy nie rozchorował się na covid. Nie było też konieczności kwarantanny.

Co mówią pracownicy sądeckich dyskontów? - Rozmawiamy ze sobą na ten temat. Oczywiście czujemy się zagrożeni, ale nie wszyscy są do szczepień przekonani. Ja sama ciągle się waham. Tak naprawdę nie wiem co to jest za szczepionka – mówi kasjerka jednego ze sklepów w Nowym Sączu.

Klienci pytani o to, czy sprzedawcy powinni być szczepieni w pierwszej kolejności, bez wahania odpowiadają, że tak. – Szczepią nauczycieli, którzy pracują zdalnie, lekarzy w przychodniach, którzy przyjmują na telefon, a o kasjerach w dyskontach nawet nikt nie pomyśli. To straszne! Przecież ci ludzie od początku epidemii są narażeni na zakażenie nie mniej niż lekarze, a przecież nie mają żadnych kombinezonów, tylko zwykle maseczki. A w sklepach codziennie są tłumy – mówią nasi rozmówcy. 

Teraz handlowcy także i ci lokalni, mają jeszcze jeden problem do rozwiązania. Rząd zdecydował o zamknięciu przedszkoli i żłobków.  

 W tej chwili to jest dla nas największym problemem, bo to pociąga za sobą absencję pracowników – mówi Józef Pyzik - Placówki przyjmują tylko dzieci pracowników służby zdrowia i służb mundurowych. Wnioskowałbym o to, żeby i pracownicy handlu też mogli skorzystać z tego przywileju.

Podobnego zdania są związkowcy z handlowej „Solidarności” - Wśród naszych pracowników jest wiele osób posiadających małe dzieci, często są to samotne matki. Co one mają zrobić? Jeśli sklepy mają być otwarte, to wszyscy nie mogą wziąć zwolnienia na opiekę nad dzieckiem -  mówił na łamach money.pl Alfred Bujara, który w tej sprawie wystosuje apel do premiera Mateusza Morawieckiego. [email protected] fot. jm







Dziękujemy za przesłanie błędu