Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
02/01/2016 - 08:00

Spektakularne sukcesy i porażki sądeckich firm. Subiektywne, portalowe podsumowanie roku na Sądecczyźnie

Inwestycje sądeckich firm i ich ekspansja na zagraniczne rynki, majątek lokalnych milionerów, wielkie kontrakty, finansowe kłopoty, niebanalne biznesowe debiuty… to, naszym zdaniem, najistotniejsze wydarzenia w gospodarczym życiu naszego miasta A.D 2015. Drodzy Czytelnicy, jeśli coś pominęliśmy to prosimy o wsparcie w komentarzach.

Sądeccy milionerzy szybują w górę na liście najbogatszych Forbes’a.

Jak zawsze na początku każdego roku zaglądamy do kieszeni naszych lokalnych milionerów. Taką możliwość daje nam doroczny ranking najbogatszych Polaków publikowany przez magazyn Forbes.

Wynika z niego, że interesy największych sądeckich przedsiębiorców mają się świetnie, bo Kazimierz Pazgan, bracia Józef i Marian Koralowie, Roman Kluska i Ryszard Florek niezmiennie lokują się w pierwszej setce, podobnie jak właściciel sądeckiej spółki Newag Zbigniew Jakubas Pozostaje tylko sprawdzać o ile oczek ktoś skoczył  w górę lub w dół.  Spośród sądeckich milionerów na liście Forbes’a opublikowanej w 2015 roku najwyżej plasuje się Kazimierz Pazgan, właściciel Konspolu. Z szacowanym majątkiem w wysokości 960 milionów złotych znalazł się na 24. miejscu. To awans o jedno oczko wyżej. W ubiegłym roku zajmował 25. pozycję. O pięć lokat awansował Józef Koral. W tym roku na liście miesięcznika Forbes zajmuje 83. pozycję. Roman Kluska, założyciel Optimusa, a obecnie właściciel spółki Prawdziwe Jedzenie zajmującej się produkcją kozich serów - z majątkiem 340 milionów złotych zajmuje 86. miejsce – o osiem niżej, niż rok temu. Spadek na liście, o cztery miejsca, zaliczyli także właściciele Fakro – Krystyna i Ryszard Florkowie. W tym roku zajmują 41. pozycję. Ich szacowany majątek to 590 milionów złotych.

Wiśniowski zamienił helikopter na odrzutowiec i doleciał do Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Maybachy i Rolls-Royce’y lodowych potentatów braci Koralów, są niczym w porównaniu z najnowszym, tegorocznym  nabytkiem Andrzeja Wiśniowskiego, któremu helikopter już nie wystarcza. Kupił …odrzutowiec. Dwusilnikowy Learjet 75 kanadyjskiej firmy Bombardier, który na pokład zabiera dziewięciu pasażerów. Porusza się z prędkością 860 km/h ,może się wznieść na wysokość ponad 15 tys. metrów i przelecieć bez tankowania 3700 km.

Zakupiony przez Wiśniowskiego odrzutowiec nie jest kaprysem milionera. To po prostu narzędzie pracy biznesmena.

- Samolot zapewnia firmie ogromną elastyczność, nie ograniczając rozkładem lotów czy liczbą ograniczonych rejsów, które niejednokrotnie zakłócają harmonogram spotkań biznesowych- tłumaczyła w rozmowie z naszym portalem Katarzyna Świderska, dyrektor marketingu firmy Wiśniowski

Learjeta 45 to jeden z podstawowych modeli odrzutowców biznesowych wykorzystywanych na świecie. Kosztuje,bagatela, kilkanaście milionów dolarów.

W tym roku Wiśniowski zadziwił Sądeczan nie tylko kupnem odrzutowca, ale także informacją o tym, że logotyp firmy trafił do warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej,  gdzie mogą go oglądać specjaliści zajmujący się wizualizacją marek.  Znak graficzny firmy Wiśniowski znalazł się wśród ponad trzystu logotypów, obrazujących historię znaków graficznych z lat 1945-1969 oraz tych wykreowanych w czasach współczesnych. Wiśniowski prezentowany jest jako przykład marki, która po dwudziestu trzech latach działalności firmy przeszła znaczącą przemianę, stając się przykładem dobrze zaplanowanego rebrandingu. Wybierając markę Wiśniowski, kuratorzy wystawy uznali jej logotyp za wzór transformacji wizualnej na europejskim poziomie.

Wiśniowski podbija przestworza, Pazgan Indonezję

Sądecki firma Konspol wyruszyła na podbój Azję Południowo-Wschodniej i buduje  zakład w Indonezji. Fabryka będzie należeć do największych i najnowocześniejszych na świecie. Cała technologia będzie pochodzić z Polski, podobnie jak kadra menadżerska. 

Właściciel Konspolu zdradza, że budowa zakładu będzie kosztować blisko 50 mln dolarów. Jak szacuje biznesmen, inwestycja powinna się zwrócić po siedmiu latach. 

- Indonezja i inne kraje wschodnie to wręcz eldorado dla przetwórstwa drobiowego. Spożycie drobiu jest tam jedno z najwyższych na świecie, a jego ceny są wielokrotnie wyższe niż w Polsce - mówił w wywiadzie dla spożywczego branżowego portalu Pazgan.

Jak tłumaczy sądecki przedsiębiorca, zakład w Indonezji ma stać się przyczółkiem do handlu z Japonią.

Dako też podbija zagraniczne rynki. Ruszyło na Francję i…Nowy Sącz

Specjalizujące się w stolarce otworowej Dako jest obecne na zagranicznych rynkach od dwunastu lat, ale za jeden ze strategicznych kierunków uznaje Francję. To dla sądeckiego przedsiębiorstwa jeden z kluczowych rynku zbytu.

- Poziom sprzedaży na rynek francuski wyniósł  w ubiegłym roku około trzydzieści procent  ogólnej wartości eksportu Dako. W tym roku spodziewamy się dalszego wzrostu sprzedaży - mówiła Karolina Kaczor, dyrektor sprzedaży na rynek francuski z DAKO.

Dako szturmuje nie tylko zagraniczne rynki. Chce się też rozwijać w Nowym Sączu. Prezes firmy Jerzy Studziński, zwrócił się do prezydenta Ryszarda Nowaka z propozycją wykupu miejskiej działki. Dako  ma zamiar rozbudować zakład i zwiększyć zatrudnienie.

- Nasze plany są bardzo ambitne i nie przewidujemy innego scenariusza, jak dalszy rozwój, skutkujący kolejnymi wzrostami produkcji a w konsekwencji również wzrostami zatrudnienia. Na pewno nie zrealizujemy naszej wizji i naszych celów bez świetnych pracowników i na pewno będziemy ich szukać - mówi Studziński.

Muszynianka też się chce rozwijać, ale Słowacy jej brużdżą. Firma poskarżyła się Komisji Europejskiej

Producent wody mineralnej Muszynianka zainwestował wielkie pieniądze wydane w złoża i budowę rurociągu na Słowacji. Realizowaną od trzech lat inwestycję zagraniczni sąsiedzi zablokowali zmianą konstytucji. Zapisy zmienili już po złożeniu przez polską firmę wniosku o koncesję. Nasi zagraniczni sąsiedzi twierdzą, że słowackie prawo zabrania eksportu wody wydobywanej ze znajdujących się na ich terenie źródeł. W takiej sytuacji Muszynianka, oprócz stacji wydobycia, musiałaby zbudować również rozlewnię, bo według słowackiego prawa woda nie może opuścić kraju, jeżeli nie jest w butelkach.  

Polska firma Słowakom nie zamierza odpuścić i skierowała skargę do Komisji Europejskie. Jak tłumaczy szef muszyńskiej firmy, zagraniczni sąsiedzi złamali wspólnotowe prawo.

- W Unii Europejskiej nie ma granic i obowiązuje przepływ towarów i usług. A przecież woda jest towarem. Ograniczono więc nasze prawa i dlatego będziemy dochodzić od Słowaków odszkodowania. Zażądamy zwrotu zainwestowanych kwot i utraconych zysków.

Jeśli nie pomoże Komisja Europejska Muszynianka zamierza wałczyć o swoje w Trybunale Sprawiedliwości  w Strasburgu.

Cechini dźwiga z ruin Żegiestów. Kupił Nowy Dom Zdrojowy

Krynicki przedsiębiorca Stanisław Cechini kupił Nowy Dom Zdrojowy w Żegiestowie. Wedle zapowiedzi biznesmena architektoniczna perełka dwudziestolecia międzywojennego zaprojektowana przez prof. Adolfa Szyszko-Bohusza odzyska swój dawny blask. Cechini chce, aby na powrót był tam uzdrowiskowy szpital. Tę wiadomość z dużym entuzjazmem przyjęli mieszkańcy Żegiestowa.

- Bardzo jesteśmy zadowoleni, że pan Cechini wreszcie sfinalizował kupno tego budynku. Żal było patrzeć, jak niszczał przez całe lata. Teraz dostał się w najlepsze ręce. Cechini wiele budynków w Żegiestowie podniósł z ruiny. I w ogóle wlał życie w uzdrowisko. Z jego inwestycji wszyscy się tutaj cieszymy. Wierzymy, że Żegiestów, który kiedyś był wizytówką Sądecczyzny znowu odżyje.

Krynicki milioner ma bardzo ambitne plany. Chce Zamienic Żegiestów w luksusowy kurort dla klientów z zasobnymi portfelami. Nie zamierza się ograniczać do remontowania budynków, które niegdyś należały do krynickiej uzdrowiskowej spółki. Chce budować też nowe obiekty, takie jak na przykład luksusowe spa, kryte baseny, także sklepy, restauracje i kawiarnie. Marzy mu się też przejęcie stacyjki kolejowej, przy której miałby powstać dworzec. Za ile lat Żegiestów zamieni się w  kurort na powrót przyciągających turystów? Cechini daje sobie dziesięć lat. Swoje inwestycje zamierza sfinalizować na sto osiemdziesiąte urodziny uzdrowiska. 

Newag. Milinowe  kontrakty, nagrody  i… kłopoty

Miniony rok wypełniony był licznymi doniesieniami na temat milionowych kontraktów Newagu. Impulsy sądeckiej firmy okazały się prawdziwym hitem kolei regionalnych. To najszybszy polski szynowym pojazdem pasażerski. Podczas testów na Centralnej Magistrali Kolejowej pociąg pojechał z prędkością 211 km na godzinę. Sądeckie Impulsy wożą pasażerów w Małopolsce, na Podkarpaciu, w Lubskiem i na Dolnym Śląsku i na Mazowszu.  Podbiły także serca Włochów, którzy już podpisali z Newagiem kontrakt wart 263 miliony złotych. Sądecki producent realizuje też  umowę na dostawę wąskotorowych spalinowych zespołów trakcyjnych do obsługi trasy wokół wulkanu Etna na Sycylii.

Mimo milionowych kontraktów rok 2015 był dla przedsiębiorstwa gorszy od poprzedniego. W pierwszy dziewięciu miesiącach roku Newag zanotował spadek przychodów o jedną szóstą i tylko minimalny zysk. W porównaniu z rokiem ubiegłym o 17,9 procent spadły przychody spółki - do 582,5 mln złotych. Zysk netto grupy Newag w tym okresie wyniósł 9 mln zł W analogicznym okresie 2014 roku było 72,6 mln - donosił branżowy portal rynek-kolejowy.

Spółka zapowiadała, że ma się odbić w ostatnim kwartale, ale najwyraźniej wynik finansowy okazał się niezadowalający. Tuż przed świętami z firmy musiało odejść osiemdziesięciu pracowników. Jak poinformował nasz portal rzecznik prasowy Newagu Łukasz Mikołajczyk w ramach zapowadanych wczesniej zwolnień grupowych spółka zdecydowała się zwolnić do końca minionego roku maksymalnie stu pracowników. Dlaczego mimo sfinalizowanych umów na produkcję pojazdów i remont taboru kolejowego dla firm krajowych i zagranicznych Newag pozbywa się części załogi? Czy planowanych zwolnień nie dało się zahamować? Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do zarządu spółki. 

Jako spółka giełdowa Newag jest zobligowany, jak każde inne przedsiębiorstwo rynkowe, do optymalizacji produkcji, kosztów, oraz efektywnego zarządzania - napisał w przesłanym do redakcji Sadeczanin.Info e-mailu rzecznik prasowy firmy.

Przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w Newagu Józef Kotarba mówił, że nie rozumie polityki kadrowej  spółki.

- Mam duże wątpliwości czy te zwolnienia są zasadne, choć przyznaję, że nie znam szczegółów dotyczących podpisanych ostatnio kontraktów. Można zrozumieć postępowanie firmy w przypadku tych członków załogi, którzy mają umowy na czas określony. Wtedy umowa wygasa i po prostu się jej nie przedłuża. To naturalny sposób ograniczenia zatrudnienia i ma to swoje ekonomiczne uzasadnienie. Ale zwalnianie ludzi, z trzydziestopięcioletnim stażem pracy i umowami na czas nieokreślony to przecież dla Newagu duży koszt, który nie daje spółce oszczędności.

Dokonania Newagu śledzą eksperci i wystawiają  sądeckiej firmie jak najlepsze oceny

W minionym roku Newag został uznany za najbardziej innowacyjną firmę kolejową w Europie. Taki werdykt wydało międzynarodowe grono ekspertów testujące innowacyjność Newagu podczas pierwszej edycji międzynarodowego konkursu ERCI Innovation Awards.

Sądeckie przedsiębiorstwo zostało nagrodzone za pierwszą w Europie polską sześcioosiową elektryczną lokomotywę wielosystemową dla ciężkich składów towarowych. W rywalizacji na nowoczesne technologie pokonał zajmujący się infrastrukturą energetyczną i transportową międzynarodowy koncern Alstom. Sądeckie przedsiębiorstwo trafiło też do prestiżowego grona firm wyróżnionych przez dziennik Rzeczpospolita. Ranking Rzeczpospolitej, wzorowany na liście amerykański dwutygodnika tematyce biznesowej Fortune, uznawany jest za swoistego rodzaju rejestr stopnia dynamizmu rozwoju polskiej gospodarki. Nagrodę otrzymał też sam prezes firmy Zbigniew Konieczek uhonorowany złotym medalem Akademii Polskiego Sukcesu. To dla prezesa Newagu wyraz uznania za szczególne osiągnięcia na rzecz rozwoju taboru kolejowego.

Nagroda Kisiela dla Ryszarda Florka, który otworzył polskie okna dachowe na świat

Podbijanie światowego rynku przez Fakro trwa już od kilkunastu lat za co jej właściciel Ryszard Florek zbiera liczne laury. W tym roku do kolekcji przybyła mu prestiżowa Nagroda Kisiela przyznaną za uczynienie z Fakro polskiego, gospodarczego „okna na świat”.

W 2015 roku sądecka firma została uznana przez tygodnik „wSieci”, za najbardziej globalną polską markę. Fakro znalazło się także w opracowanym przez pismo rankingu stu największych firm prywatnych z polskim kapitałem.

Firma Erbet jest solidnym pracodawcą

Przedsiębiorstwo Erbet otrzymało tytuł Solidnego Pracodawcy. Nagroda przyznawana przez wydawcę ogólnopolskiego dodatku „Rzecz o biznesie” uchodzi za najbardziej prestiżowe wyróżnień, którym nagradzane są przedsiębiorstwa za wzorową politykę względem pracowników. To potwierdzenie klarowności i rzetelności działania firmy. Kapituła organizująca konkurs bierze pod uwagę takie kryteria jak warunki pracy, terminowość wypłat, warunki socjalne, ścieżkę kariery i opinie zewnętrzne .Swoją receptę na to jak być pracodawcą świadomym, przyjaznym, tworzącym przejrzyste reguły zdradził w rozmowie z naszym portalem prezes zarządu firmy Erbet,Tomasz Ćwikowski. 

 

- Ta recepta jest prosta. Przede wszystkim trzeba zauważać pracownika, doceniać jego pracę i stworzyć takie warunki, żeby w firmie czuł się dobrze. Jeśli atmosfera jest przyjazna, to wówczas identyfikuje się z firmą, dobrze dla niej pracuje i angażuje się w jej rozwój. Ale też w relacji pracodawca-pracownik trzeba stworzyć w firmie jasne kryteria, które muszą być respektowane z żelazną konsekwencją. No i oczywiście bezwzględnie przestrzegać kodeksu pracy. Bardzo ważne jest też dawanie pracownikom poczucia, że w trudnych losowych sytuacjach mogą liczyć na swoją firmę.

Niesolidni Pracodawcy trafili na czarne listy. Hit Facebooka

Jedni pracodawcy odbierają nagrody za to, że są solidni, inni trafiają na „Czarną listę pracodawców”, która w minionym roku okazała się jednym z największych hitów mediów społecznościowych.

Użytkownicy Facebooka postanowili się skrzyknąć i przekazywać sobie informacje o nieuczciwych pracodawcach, z którymi zetknęli się w różnych miastach Polski. Jak mówią, mają dość łamanie praw pracowniczych, niewypłacania wynagrodzeń lub ich zaniżania i zwykłego wyzysku. Czarną listę zaczęli też tworzyć internauci z Nowego Sącza.

Na co najczęściej skarżą się ci, którzy czują się pokrzywdzeni przez pracodawców?

- Głównie jest to brak jakichkolwiek umów, czyli praca na czarno, mimo tego, że właściciele firm zapewniają, że umowy zostaną podpisane po okresie próbnym - mówił w rozmowie z naszym portalu administrator sadeckiej listy. - Ludzie skarżą także na nieuczciwość związana z wynagradzaniem za stawkę godzinową. Są też skargi na mobbing w pracy. Ludzie skarżą się na to, że są przez właścicieli firm poniżani. Zdarzają się tacy, którzy na swoich pracowników krzyczą, obrzucają wyzwiskami, zastraszają i stosują emocjonalny szantaż. W tych e-maili czuje się poczucie bezradności. Na Sądecczyźnie trudno o pracę. Wszyscy się boją utraty zatrudnienia. Nikt nie ośmieli się w tak upokarzających sytuacjach protestować, bo słyszy, że na jego miejsce czeka wielu chętnych

Popularność takich akcji budzi oburzenie wśród pracodawców. Ich zdaniem wiarygodność wpisów nie jest weryfikowana, a administratorzy wyraźnie zaznaczają, że nie ponoszą odpowiedzialności za publikowane treści. 

Groszowe ceny skupu czarnej porzeczki zrujnowały plantatorów z Sądecczyzny

Plantatorzy  czarnej porzeczki na Sądecczyźnie przeżywali kolejny kryzysowy rok. Ceny skupu oferowane przez przetwórców kształtowały się poniżej kosztów produkcji.  Ci, którzy postawili na ten rodzaj uprawy utrzymują, że nie ma to nic wspólnego z mechanizmem rynkowym.

To spekulacyjna machina wielkich producentów zajmujących się przerobem owoców - mówią.  Ceny są skupu są niskie, bo bardzo duża produkcja czarnej porzeczki w Polsce nie idzie w parze ze wzrostem popytu na świeże owoce i robione z nich przetwory, tłumaczy jeden z największych regionalnych producentów firma Tymbark.

Plantatorzy są zrozpaczeni i oczekują zdecydowanych działań resortu rolnictwa. Domagają się wprowadzenie kilkuletnich umów kontraktacyjnych z przetwórcami, w których zagwarantowana zostałaby cena minimalna skupu owoców oraz utworzenie funduszu stabilizacyjnego, na który producenci dokonywaliby odpisów, a w przypadku dekoniunktury, z którego mogliby otrzymywać rekompensaty.

Biznesowy debiut roku absolwentów krakowskiej PWST. Chcą zrobić na prywatnym teatrze w Nowym Sączu

Czy można dokonać udanego mariażu biznesowego przedsięwzięcia i życiowej, artystycznej pasji?  Uwierzyli w to Violetta i Krzysztof Pomietłowie, dwójka młodych aktorów, absolwentów krakowskiej PWST , którzy w Nowym Sączu otworzyli prywatny teatr. Zaczynają od widowisk dla dzieci, ale w przyszłym roku chcą wystawiać spektakle dla dorosłych

- Najpierw szukaliśmy swojej artystycznej, zawodowej drogi w Krakowie, co dla młodych aktorów wcale nie jest takie proste. Przez kilka lat byliśmy związani z kilkom teatrami, ale tak jak większość absolwentów szkoły teatralnej mnóstwo czasu spędzaliśmy na „bieganiu” z portfolio w poszukiwaniu stałej pracy. Któregoś dnia nasza marszruta przecięła się z naszym byłym wykładowcą, znakomitym aktorem, profesorem Tadeuszem Malakiem, który pamiętał, że mąż pochodzi z podsądeckiej miejscowości. Powiedział do nas: rzućcie ten Kraków i załóżcie w Nowym Sączu swój własny teatr. To miasto z tradycjami, w którym zawsze się dużo się działo. Tam ciągle nie ma profesjonalnej sceny. Warto spróbować - opowiadali w rozmowie z Sadeczninem Info  o kulisach przedsięwzięcia Violetta i Krzysztpf Pomietłowie.

Pytanie, czy z teatralnego biznesu można się utrzymać? Aktorzy wierzą, że tak, choć zdają sobie sprawę z tego, że wszystko wymaga czasu, cierpliwości i determinacji.  

Pokazują Sądeczanie w Chinach jak zwyciężać mamy!

Po wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach, eksperci szacowali ile miliardów dolarów Państwo Środka chce zainwestować w Polsce. Przedsiębiorcy, których prezydent zabrał do Pekinu marzą o otwarciu tamtejszego rynku na nasze produkty. Te marzenia o robieniu interesów z Chińczykami, o kilka długości wyprzedzili sądeccy przedsiębiorcy.

Pierwszy na Chiny ruszył Ryszard Florek, który dziewięć lat temu zbudował tam jeden ze swoich zagranicznych zakładów produkcyjnych należących do grupy Fakro. Swoją fabrykę ulokował w liczącej blisko dziewięć milionów mieszkańców metropolii Qingdao we wschodnich Chinach, należącej do prowincji Szantung. Położone nad Morzem Żółtym Qingdao to jeden z najszybszych  i najbardziej dynamicznych regionów ekonomiczno-gospodarczych Chin. Istniejący od dziewięciu lat zakład Fakro - Qingdao FBM Building Materials - produkuje okna dachowe i schody strychowe, które sprzedawane są nie tylko w Chinach, ale także w  Japonii, Korei, Malezji, Tajlandii i Filipinach.  

Na Dalekim Wschodzie świetnie radzi sobie także zajmująca się tekstylnym biznesem starosądecka firmie Tu Tu, która jak się okazuje chiński rynek podbija od kilku lat, robiąc to bez rozgłosu.  Z nieoficjalnych informacji wynika, że swoje wyroby sprzedaje między innymi w Libii, Kazachstanie i  Azerbejdżanie, także w krajach Europy Zachodniej, ale prawdziwą furorę zrobiła w Chinach, gdzie ulokowała swoją produkcję i gdzie  znakiem rozpoznawczym firmy z Polski są najlepsze tkaniny używane do szycia kolekcji. Prym wiodą kaszmir i  najwyższej jakości wełna, także wielbłądzia. Zakład produkuje przede wszystkim na potrzeby chińskiego rynku, ale jest też przyczółkiem dla krajów Dalekiego Wschodu.To jednak tylko strzępy informacji o Tu Tu, bo sam właściciel firmy na temat swojego biznesu z mediami rozmawiać nie chce.

Do podboju Chin szykuje się także Konspol. Firma już kupiła w Chinach działkę pod budowę zakładu i ma wymagane pozwolenia.

Wszystkim tym, którzy kreują gospodarcze sukcesy naszego regionu redakcja portalu Saądeczanin. Info życzy wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2016.

Agnieszka Michalik

Fot: archiwum







Dziękujemy za przesłanie błędu