Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 25 kwietnia. Imieniny: Jarosława, Marka, Wiki
24/04/2016 - 19:25

Florek wojuje z Brukselą o podatek progresywny. Na blogu

Sądecki milioner Ryszard Florek na swoim blogu prowadzonym na portalu wprost.pl wziął pod lupę niepochlebną opinię Komisji Europejskiej na temat planów wprowadzenia w Polsce progresywnego podatku obrotowego od sprzedaży detalicznej. Jego zdaniem Bruksela sprzyja bogatym krajami starej Unii, a Komisją rządzą nie kraje, lecz zachodnie koncerny. „To podatek wymierzony w ich przewagę konkurencyjną i nigdy nie będzie im się podobał. Oni nie dopuszczą do tego, żebyśmy mogli z nimi na równi konkurować. Czy taka idea przyświecała tworzeniu europejskiej wspólnoty?” - pisze biznesmen

Po tym, jak Komisja Europejska zakazała stosowania progresywnego podatku obrotowego od sprzedaży detalicznej na Węgrzech, podobne groźby skierowała wobec Polski. Zdaniem Ryszarda Florka przepisy unijne bezpośrednio nie zabraniają stosowania tego typu podatku.

Żaden z przepisów prawa europejskiego nie zakazuje wprost stosowania progresji w podatkach obrotowych. Komisja uznaje jednak, że taka konstrukcja podatku dyskryminuje duże firmy, realizujące duże obroty, gdyż w efekcie płacą one znacznie wyższe daniny, niż ich mniejsi konkurenci. Komisja podpiera się także artykułem 107 Traktatu Europejskiego, który odnosząc się do zasad wolnej konkurencji, zabrania stosowania pomocy publicznej. Zdaniem Komisji stosowanie niższych stawek dla mniejszych graczy, jest niczym innym jak preferencyjnym traktowaniem i przyznaniem im niedozwolonej pomocy publicznej. 

Dlaczego te kwestie są tak ważne dla  sądeckiego przedsiębiorcy? Zdaniem biznesmena Bruksela uniemożliwia polskim firmom równe konkurowanie na wspólnotowym rynku, gdzie zagraniczne koncerny nadużywają budowanej przez wiele lat dominującej pozycji, uzyskanej dzięki kapitałowej przewadze, sile marki i prowadzeniu biznesu na wielką skalę. W ten sposób są w stanie zablokować rozwój konkurencji z nowych krajów Unii Europejskiej.Zdaniem Florka to wszystko dzieje się za przyzwoleniem brukselskich urzędników. Na swoim blogu milioner nie przebiera w słowach i pisze wprost co sądzi o rządach Komisji Europejskiej, która kontestuje wprowadzenie w Polsce podatku progresywnego

Taka interpretacja jest wygodna dla zamożnych krajów Unii Europejskiej. A ponieważ w KE rządzą nie kraje, tylko zachodnie koncerny, to podatek wymierzony w ich przewagi konkurencyjne nigdy nie będzie się podobał i nie będą chciały dopuścić do tego, żebyśmy mogli z nimi na równi konkurować - pisze biznesmen.

Zdaniem Florka podatek progresywny jest szansą na przywrócenie równej konkurencji.  Jak pisze, ma służyć rozwojowi gospodarczemu poprzez wyrównanie szans konkurowania rodzimych firm i przedsiębiorców z dużo większymi graczami.  

Wyższa stawka podatku, wraz ze wzrostem obrotu sieci handlowej, sprawiedliwie obciąża rosnące przewagi i korzyści, jakie sieć ta czerpie z danego rynku - zauważa biznesmen, ale jak pisze Komiska Europejska ma inna logikę i uznaje stosowanie niższych stawek podatkowych dla mniejszych graczy jako niedozwoloną pomoc publiczną.

I nie widzi tego - pisze Florek -  że w dzisiejszej gospodarce globalnej duże międzynarodowe koncerny nierzadko osiągają przychody większe niż niektóre państwa. Nie widzi tego, że te duże koncerny zarabiają ogromne środki na jednych rynkach i dopłacają do innych, aby zniszczyć na nich lokalną konkurencję. Nie widzi tego, że ta prywatna pomoc jest dużo większa niż niejedna pomoc publiczna. Dla Komisji pomoc publiczna jest niedozwolona, bo niszczy wolną konkurencję, natomiast subsydiowanie poszczególnych firm w ramach środków prywatnych już wolnego rynku nie zaburza. 
 

Zdaniem właściciela Fakro taka argumentacja z pewnością nieprzypadkowo chroni interesy gigantów z Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Jak mówi, pod sztandarem „wolnej” konkurencji mogą oni umacniać swoją rynkową pozycję. A wszystko to dzieje się niejako za przyzwoleniem i pod egidą Komisji Europejskiej. Jakie są tego konsekwencje? 

 W Unii Europejskiej nigdy tak naprawdę nie udało się stworzyć mechanizmu równych szans. Na likwidacji granic skorzystały przede wszystkim koncerny z dużych krajów „starej” Unii. (…) Polski rynek przez lata transformacji również został zdominowany przez zachodnioeuropejskie sieci, a lokalna przedsiębiorczość została zepchnięta na dalszy plan. Ogromne zyski z tego handlu „wypłynęły” do krajów pochodzenia tych sieci handlowych. Dzięki temu ich mieszkańcy żyją na wyższym poziomie socjalnym, ich dobrobyt wzrasta. I tak oto, wbrew pierwotnym założeniom, UE przyczynia się do pogłębiania różnic w rozwoju regionów Unii, choć jej założeniem było wyrównywanie szans. 

Jak zauważa biznesmen zbyt łatwo daliśmy sobie wmówić, że wstępując do Unii, będziemy musieli się do tych zasad dostosować. Nikt przy tym nie pomyślał - podkreśla - że konieczne jest dopasowanie zasad konkurencji do nowych warunków konkurowania w rozszerzonej Unii. Konieczne jest uwzględnienie siły i potencjału nowych państw członkowskich. 

W dobie ożywionej dyskusji na temat kształtu podatku od handlu detalicznego, polscy politycy nie mogą dać się zwieść doświadczonym graczom w Brukseli, którzy działają w interesie dużych firm z Zachodu. My musimy realizować w pierwszej kolejności interes Polski, bo w Unii Europejskiej gospodarczo każdy kraj rozwija się oddzielnie. I nie chodzi tu o żaden nacjonalizm, tylko o dążenie do tego, aby na równi korzystać z dobrodziejstw Unii - pisze na swoim blogu Ryszard Florek

(mika)

Fot. archiwum







Dziękujemy za przesłanie błędu