Czy Joe Biden obniży nam ceny paliw na święta? Płacimy już sześć złotych za litr
Obecna cena ropy naftowej na światowych rynkach oscyluje obecnie wokół 80 USD za baryłkę. Jak bardzo jest zmienna pokazuje fakt, że w przeciągu ostatnich około 10 lat kosztowała zarówno 14 USD, jak i prawie 140 USD – czyli obecnie wcale nie mamy do czynienia z najwyższym jej poziomem. Ma ona za to bezpośredni wpływ na cenę paliw na polskich dystrybutorach – z prostej przyczyny. To na podstawie międzynarodowych notowań tego surowca rozliczają się ze swoimi dostawcami polskie rafinerie i to one są podstawą do kalkulacji cen detalicznych.
Jednak obecnie głównym problemem związanym z ceną ropy i paliw jest ich bezpośredni wpływ na ceny dóbr i usług, z którym to problemem boryka się obecnie cały świat. Coraz częściej słychać głosy (tak z USA, jak i np. z Chin – był to jeden z tematów wirtualnego spotkania Joe Bidena z chińskim przywódcą Xi Jinping 15 listopada br.), że powinny być podjęte zdecydowane działania celem obniżenia notowań. Mówi się o tzw. uwolnieniu rezerw, to jest skierowaniem na rynek dodatkowych mas ropy przez państwowe agencje odpowiedzialne za utrzymywanie zapasów strategicznych. Cel jest jeden – obniżenie cen. Optują za tym również takie kraje, jak Indie czy Japonia, a więc największe potęgi gospodarcze świata.
Jednak działanie polegające na uwolnieniu rezerw może nie przynieść pożądanych skutków. W ocenie Stephena Nalley z Energy Information Agency, a więc agendy rządu USA, będzie to miało wpływ rzędu 2 USD na baryłkę, i to wyłącznie w krótkim okresie czasu. Potem górę wezmą trwałe, fundamentalne czynniki związane ze wzrostem notowań ropy.
Tymczasem kraje zrzeszone w kartelu OPEC już obecnie dostarczają surowiec na poziomie maksymalnych, wyznaczonych kwot produkcyjnych. W ich interesie leży jak najwyższa cena, więc konsekwentnie (póki co) odrzucają apele importerów ropy o zwiększenie dostaw ponad zadeklarowane limity. Stąd ruch USA w stronę innych importerów ropy, by działając wspólnie i w porozumieniu, skierować na rynek dodatkowe wolumeny surowca, a tym samym wpłynąć na jego cenę. Należy pamiętać, że działania USA mają na razie charakter nieformalny – nie zostały oficjalnie potwierdzone. Biały Dom potwierdza jedynie, że „kontaktował się w tej sprawie z szeregiem krajów w sprawie działań mających na celu zbilansowanie rynku”. Z kolei Chińczycy (po szczycie Joe Biden – Xi Jinping) wydali komunikat, w którym stwierdzili, że bilans energetyczny (w tym ceny surowców i paliw) leży we „wspólnym, szeroko pojętym” interesie obu krajów.
Jak widać na razie deklaracje podjęcia określonych działań pozostają dla rynku obojętne, bez wpływu na poziom notowań. Należy także pamiętać o pewnej bezwładności – notowania ropy nie od razu przekładają się na ceny paliw na polskich stacjach. Warto też odnotować, że na całym świecie zapasy strategiczne paliw i surowca nie są tworzone po to, by wpływać na ceny, a po to, by w razie zagrożenia zapewnić ciągłość dostaw na rynek. Dzisiaj mamy do czynienia z przełamaniem pewnego paradygmatu – rządy oficjalnie i publicznie deklarują sięgnięcie do własnych zapasów surowca, by bezpośrednio wpłynąć na jego cenę. Czy paliwo na polskich stacjach na nadchodzące święta będzie tańsze? Patrząc na kalendarz i brak oficjalnych decyzji światowych potęg – raczej nie. (Dorota Powroźnik, fot. Pixabay)