Bałwan zamiast misia. Biznes się nie kręci na krynickim deptaku?
Swoje złote lata krynicki fotograf Mirosław Wachna miał na deptaku w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Na robieniu pamiątkowych zdjęć w uzdrowisku minął mu kawał życia. Ale dziś biznes słabo się kręci. I nie pomogło przebranie misia za bałwana.
Przeczytaj też Najazd turystów na Krynicę. Kurort w oblężeniu [ZDJĘCIA]
- Czasy się zmieniły. Dziś zdjęcie może zrobić każdy. Wszyscy mają, własne cyfrowe aparaty, nie wspominając już o robieniu zdjęć telefonem komórkowym. Czasem ktoś jeszcze się zatrzyma i zrobi u mnie fotkę, ale to naprawdę rzadkość. Jeśli już, to raczej małe dzieci garną się do bałwana.
Choć w okresie zimowym deptak jest wypełniony ludźmi, bałwan i fotograf stoją samotnie. Ale tłoku nie ma także u tych, którzy chcą zarobić przy ulicznej sprzedaży.
- Ludzie częściej oglądają, niż kupują - narzekają uliczni sprzedawcy. Jak jest śnieg, to najlepiej „schodzą” plastikowe sanki i jabłuszka do zjazdu z górki. Lepiej też radzą sobie ci, którzy handlują żywnością.
Asortymentowy rozrzut ulicznych sprzedawców jest naprawdę szeroki, czemu dziwi się turysta z Pomorza.
- To, że u was można kupić ciupagi, to rozumiem, ale rycerskie chełmy? Jakoś z uzdrowiskiem zupełnie się nie kojarzą.
(ami), fot.A.M