Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
05/01/2020 - 14:15

Romana Kluski rady dla rządu. Sądecki biznesmen za czy przeciw Morawieckiemu?

To małe firmy są krwią i solą gospodarki, ale ich właściciele nie mają dostępu do premiera, w przeciwieństwie do szefów dużych krajowych spółek, tak znany sądecki przedsiębiorca Roman Kluska komentuje spotkanie Mateusza Morawieckiego z właścicielami największych polskich rodzinnych przedsiębiorstw, z którymi dyskutował na temat modernizacji krajowej gospodarki i przyspieszenia rozwoju polskiego kapitału. Sądecki biznesmen, który na naradę nie otrzymał zaproszenia, wystawia ocenę obecnej ekipie rządzącej i suchej nitki nie zostawia na ich poprzednikach.

Mnożące się regulacje i przepisy to koszmar przedsiębiorców. Dziś niemal legendą obrosła ustanowiona w 1988 roku słynna ustawa ministra przemysłu Mieczysława Wilczka, która zalegalizowała prywatną działalność gospodarczą i  funkcjonowała na zasadach „co nie jest zakazane, jest dozwolone.
-
Zaraz  po transformacji, ja sam miałem szansę rozwoju. Był wolny rynek i dla małych przedsiębiorców nie było żadnych regulacji poza płaceniem podatku dochodowego, cła i rejestracji działalności gospodarczej. Jako właściciel małej firmy całą energię mogłem przeznaczyć na rozwój, ciężko pracować i stać się średnią firmą, potem rozwijać się dalej i stać się dużą firmą. Tego dziś nie ma. Ledwie firmy wystartują, od razu spada na nie wiele,  zależnie od branży, ale najczęściej minimum kilkanaście regulacji.

Zamiast pracować, przedsiębiorca wypełnia papiery.
-
I pisze sprawozdania. Chodzi do znajomych i wypytuje co ma dalej zrobić…. jak to jest na przykład z rejestrem od lodówek, ze sprawozdaniami dotyczącymi odpadów,  poborów wody, z rejestrem od opakowań czy rejestrem od kotłów. Jest też rejestr  urządzeń podlegających Urzędowi Dozoru Technicznego i cały szereg innych, włącznie z  kuriozalnymi obowiązkami sprawozdawczymi do GUS, w przypadku wylosowania do badania. Przedsiębiorca ma obowiązek ustawowy te sprawozdania sporządzić i nikt mu nie pokryje kosztów ich wykonania. Przeciwnie, to on musi je sam zrobić lub zapłacić dodatkowo za te wszystkie nic nie wnoszące prace. Skala tak obliczanych wielkości w małych firmach jest znikoma, opłaty wynikającej z tej sprawozdawczości dla budżetu też znikome, a nakład pracy ogromny. Po co więc dręczyć małe firmy na starcie tysiącami zmarnowanych godzin na „papierki”? W ten sposób rujnujemy ich dynamizm i stawiamy systemową tamę innowacyjności.

Polską przedsiębiorczość morduje reguła jednakowego traktowania małych i dużych firm?
-Tak. I to ma podstawowe przełożenie na innowacyjność całej gospodarki. Gdyby pani pojechała do Wielkiej Brytanii, to tam niemal każda regulacja zaczyna się od sformułowania: „Jeżeli twój obrót za ubiegły rok nie przekroczył tylu i tylu milionów funtów, to ona cię nie dotyczy”. Dlatego Polacy, którzy w kraju nie mogli odnieść w biznesie sukcesu, osiągają sukces w Wielkiej Brytanii. Bo tam jak startują z własną firmą, mają czas na pracę i zarabiają pieniądze. Dopiero jak są średnią czy dużą firmą zaczynają ich obowiązywać określone regulacje. To powoduje innowacyjność gospodarki. Dlaczego? Bo małe firmy szybko rosnąc. wymuszają postęp na średnich, średnie na dużych i w ten sposób cała gospodarka staje się innowacyjna.

Innowacyjność, jest kołem napędowym gospodarki. Premier Morawiecki nieustannie to powtarza. Podkreśla, przy tym, że należy stawiać przede wszystkim na nowatorskie rozwiązania polskich firm, które mogą korzystać między innymi z funduszy Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
-W Polsce  wydajemy ogromne pieniądze na innowacyjność, żeby robić jakieś enklawy typu inkubatory przedsiębiorczości, nazwy są bardzo różne. Dopóki są pod opieką rządu i  mają dopłaty,  to funkcjonują. Kiedy wchodzą na rynek i spada na nie ten grad regulacji, często  plajtują, sprzedają swe pomysły wielkim tego świata, albo wyjeżdżają za granicę. I to jest właśnie ta różnica między nami i innymi krajami europejskimi. Tam wiedzą, że zanim firma stanie się innowacyjnym tygrysem, najpierw musi być tygryskiem, który szybko rośnie i zaczyna zagrażać większym. Polityka gospodarcza, która stwarza warunki do tego,  żeby małe firmy szybko rosły i zagrażały tym średnim,  a średnie dużym, jest najefektywniejszą dźwignią innowacyjności.

To taki zestaw dobrych rad dla obecnego rządu. Wydaje się, że premier Morawiecki jest otwarty na to, co mówią przedsiębiorcy. W połowie grudnia spotkał się z przedstawicielami największych polskich firm. To była dyskusja pod hasłem „ Jak przestawić zwrotnice modernizacji Polski i przyspieszyć rozwój polskiego kapitału?” Dostał pan zaproszenie na to spotkanie?
-
Nie otrzymałem zaproszenia, bo nie mam dziś wielkiej firmy, ale rzecz w tym, że premier rozmawiał z właścicielami największych polskich spółek, które mają efekt skali i te wszystkie obciążenia o których mówiłem, są dla nich pomijalne. Estoński CIT jeszcze zwiększy ich dystans do średniaków, którzy mogliby im kiedyś zagrozić. Dla dużej firmy, w sytuacji gdy nie ma stałego świeżego dopływu mniejszych zagrażających konkurentów, dużo łatwiej i bezpieczniej jest wykupić istniejącą konkurencję, niż inwestować w ryzykowną innowacyjność. Estoński CIT może im to jeszcze ułatwić. Na tym polega polski paradoks!

Chce pan powiedzieć, że premier na takie spotkania powinien zapraszać małych przedsiębiorców?
-
Przede wszystkim. Bo to małe firmy są krwią i solą gospodarki, a one nie mają  dostępu do pana premiera, w odróżnieniu od tych dużych.

Na razie rysuje pan mało optymistyczny obraz polskiej gospodarki.  Tak naprawdę prawie nie zostawił pan suchej nitki na rządzie Morawieckiego.
-
To nieprawda, mówiłem wiele ciepłych słów co do postępu  w wielu kwestiach. Jako Polak i patriota pragnę, żeby nastały czasy, kiedy mógłbym równie ciepło mówić o postępie w usuwaniu barier innowacyjności.

[email protected] fot. archiwum







Dziękujemy za przesłanie błędu