Szukam
Nie, nie szukam człowieka, jak Diogenes (choć może powinienem). Szukam żydowskiego przodka. Przyjaciele, Koledzy, a szczególnie – Oponenci! Znajdźcie mi żydowskiego przodka, bo już mam tych czystych Polaków po sufit.
Wiem, wiem… mam przodka węgierskiego, mam i austriackiego… no i ten („czysto polski”? oby nie!) … ten Kaliński… Pradziad Henryk, dziad Adolf Higeniusz (w domu: Genio), ojciec znów Henryk… no i ja. JA!
Grzeszni Polacy, Rodacy! Dajcie mi przodka. A może… może umówmy się, że Kaliński TEŻ Żyd, choć ochrzczony. Co? Może być? To dziękuję.
I jeszcze wiersz Baczyńskiego, na pociechę:
Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.
I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.
Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.
Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.
Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.
I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami,
na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.
W wielości swojej - rozegnany,
w miłości swojej - jak pień twardy,
haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.
Lecz kręci się niebiosów zegar
i czas o tarczę mieczem bije,
i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba,
posłuchasz serca: serce żyje.
I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu
z huraganowym tchem u skroni,
ramiona ziemi się przed tobą
otworzą. Ludu mój, Do broni!