Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Czwartek, 28 marca. Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni
09/11/2017 - 05:30

Pluskwy a sprawa polska

Moje czasy (i Tatusia)

Jak już kiedyś pisałem, nie czytam nigdy, co o mnie (o mnie! jakie to urocze!) pisują różne smarki czy to na ścianach wygódek (pardon, sławojek, bo teraz nawiązujemy do Piłsudskiego), czy pod moimi tekstami. Jednak raz na parę lat ktoś ze znajomych nie wytrzyma i zacytuje mi jakiś pierd. Ostatnio znów się dowiedziałem, że Mędrzec-Anonim (wcześniej bijany w główkę przez tatę i mamę) nazwał mnie w sadeczanin.info „starym komuchem”.

„Ty stara kurwo!” – powiedział ktoś do niewiasty. Odrzekła: „Zaraz, zaraz, dlaczego stara?”

No więc i ja się obruszyłem. Jaki stary? Za parę dni będę miał dopiero 73 lata. Urodziłem się równo z Polska Ludową. Mój Tatuś, przedwojenny młody endek ze Lwowa, rozgoryczony przebiegiem kampanii wrześniowej w 1939 roku, budował nową rzeczywistość wraz ze wszystkimi endekami, ich żonami, kuzynami, dziećmi i resztą rodziny. Zaczął od restaurowania liceum w Muszynie, w 1945. Miał rację.

Endecy należeli – i słusznie – do najbardziej lojalnej warstwy Polaków w PRL-u. Dawne ich sympatie do Moskwy carskiej nie całkiem wygasły po d carewiczem Stalinem. Moje zaś sympatie, trochę na przekór Tatusiowi, kierowały się w stronę bohaterów prozy Żeromskiego. Po przeciwnej stronie „spektrum politycznego” znajdowały się mordy (czyli miłe buzie) zwolenników Mieczysława Moczara. Prawica PZPR-u. Niektórzy to „chłopcy z lasu”, całkiem autentyczni antyfaszyści. Podczas wojny mieli i oni swoje dobre pięć minut, dzięki którym zapewne zostaną zbawieni w niebiesiech.

Ale jakoś dla mnie zalatywali trupem. Byli wśród nich specjaliści od pałki („generał Gazrurka”, na przykład), od pończochy napełnionej piaskiem, od wyrywania paznokci. Nie bójcie się, są i dzisiaj. Tylko czekają, kiedy staną się niezbędni. Nie to, że mówię tu o endekach. Mówię o niejednym spośród „partyzantów Moczara”, o pewnej ich wyselekcjonowanej grupie. Co czwarta buzia z tych, co przemawiają na wiecach narodowców, jakoś przywołuje skojarzenia. Pewien typ antropologiczny, pewna maniera używania języka polskiego. Jakby pracowali w telewizji publicznej.  

Kto lubi być pod butem Stalina? Chyba masochista. Gomółka nie lubił, nawet stopę Stalina drażnił mimo buta. I myśmy nie lubili, a jednak „się żyło”. Były mecze piłki nożnej, były dziewczyny… była dość wyrównana i powszechna bieda. Przeludnione mieszkania z pluskwami pod obrazkiem. Nieważne, czy obrazek „święty”, czy portret Rokossowskiego. Pluskwom nie robiło różnicy.

Dzisiaj pluskwy wyginęły, zostały tylko te wśród ludzi. Czujecie ten migdałowy zapaszek, bijący od narodowców? To znaczy, że i wśród nich, jak wśród komunistów, są pluskwy. Na razie zajmują się komentowaniem takich jak ja. Wampiry dwudziestolecia międzywojennego. Zombie współczesnej polityki zagranicznej. Wachmistrze naboru do „wojska z lasu”, a bez lasu.

Cześć ich niepamięci!