Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 19 marca. Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety
06/09/2015 - 08:20

Szarek o filmach (24): Rozstania i powroty, czyli „Mur” Dariusza Glazera

Mieszkający z matką Mariusz wyprowadza się na nowe osiedle.

„Mur” (2015), reż. Dariusz Glazer
​Polska, 82', dramat 

Recenzja: Chciałbym zapamiętać film Dariusza Glazera jako coś zaskakującego, niewydumanego, wykraczającego poza wyrafinowane ramy kina arthous’owego, którego kondycja z roku na rok słabnie, wytraca swój impet, zaskakuje tak jak tylko zaskoczyć może efekt mozolnej dłubaniny w nosie. Spodziewamy się spodziewanego – pustki, bądź wątpliwej jakości skarbu. Dla mnie niestety „Mur” (2015) Glazera okazał się filmem bardzo zachowawczym, szczelnie obudowanym autocytatami i – co gorsza – kompletnie odtwórczym. To skrawki rzeczywistości zebrane z podłogi jego poprzednich dokonań – krótkometrażowej „Podróży” (2006) i „Chrztu” (2010) Marcina Wrony, u którego współtworzył scenariusz.

I po raz wtóry scenarzyści biorą za punkt wyjścia osobę niespełnioną, samotnika z wyboru, który bierze się za bary z sytuacją na pozór bez wyjścia. U Glazera jest nią Mariusz (Tomasz Schuchardt), wyrobnik trudniący się wykańczaniem mieszkań, dorabiający na boku „dilerką” i szemranymi interesikami. Ma konkretny cel. Próbuje odczarować zastaną rzeczywistość, nie poprzez wysiłek, lecz ucieczkę – od pogrążonej w depresji matki, obskurnej czynszówki i życia, które, jak z resztą sam stwierdza, nigdy go nie rozpieszczało. A jaka jest prawda? Tego nigdy się nie dowiemy, bo główna zasada stojące za kinem arthous’owym jest taka, że im mniej wiemy o bohaterach, środowisku, w którym dorastali, im słabiej zarysowana ich osobista historia, tym lepiej dla fabuły. Staje się ona pojemniejsza dla widza, łamiącego sobie na niej głowę, snując kolejne domysły, które zazwyczaj bardzo szybko ulegają dewaluacji – walą się jak domek z kart. Od razu uspokajam, swoim „Murem” Glazerowi bliżej do siermiężnej medytacji typu Zazen, niż uruchamiającego intelektualnie manifestu. Finał jego dążeń pozostanie żaden, tak jak żaden jest bohater Glazera. Mariusz natrafia na mur, którego nie przeskoczy – rzekę, której nie sposób ominąć. Nie pomogą pieniądze, nowe mieszkanie, ciuchy z drogich „sieciówek” ani próba związania się Agatą (Marta Nieradkiewicz), córeczką tatusia-dewelopera, która i być może chciałaby zaangażować się w nowy związek, ale z drugiej strony się boi, bo co sobie pomyśli jej rodzinka z wyższych sfer. Mariusz pozostanie Mariuszem i wróci skąd przyszedł. Próba wstąpienia na wyższy szczebel drabiny społecznej zakończy się zawrotem głowy, pieniądze stracą swój kolor, a modne fatałaszki zaczną nieznośnie uwierać.

Ale jest nadzieja. W „Murze” dobro przenika się ze złem, miłość z nienawiścią, a przyjemność z cierpieniem. Wszelkie skrajności u Glazera zdają się mieć podobne przyczyny. Mury, które otaczają głównego bohatera okażą się dla niego zbawienne, świadomość swoich ograniczeń skieruje jego poczynania na właściwe tory, wyrażone w odpowiedzialności i dojrzałości, nie jako stereotypowe „wyfrunięcie z gniazdka”, spłodzenie synka, wybudowanie domu z białym płotkiem i wkopanie krzaka, ale – właśnie – jako powrót do domu, śmierdzącego kokonu, z którego wyfrunął, i podjęcie opieki nad schorowaną matką.    

Problem z filmem Glazera, oprócz nieznośnego i zupełnie niepotrzebnego arthous’owego sznytu, natłoku autocytatów i oczywistości, które niszczą cały „fun” związany z odkrywaniem-dociekaniem tego, co nastąpi, leży w miałkim scenariuszu, zbyt wątłym, by mógł udźwignąć mocne kino psychologiczne. Związek Mariusza z Agatą musi zakończyć się niepowodzeniem, Mariusz wróci do matki, tytułowe mury jako symbol-siła hamująca przed samospełnieniem, jak również mylnego postrzegania tego, co w życiu ważne, ratują głównego bohatera przed popełnianiem kolejnych głupot, a on dojrzewa, dostępuje przemiany. „Mury” wygrywają jedynie atmosferą, chłodną i sterylną, świetnie oddającą nastrój i emocjonalność wszystkich bohaterów dramatu Glazera. Doceniam film za koncept, który miał potencjał, by stać się czymś wyjątkowym. Zabrakło rozwojowości, jakichkolwiek kontrapunktów na linii bohater-bohater, znaków zapytania mnożących domysły co do ewentualnego finału. Kino poprawne i skłaniające do refleksji, choć bardzo przewidywalne.

Ocena: 5/10 (średni)

***

Seanse w kinie SOKÓŁ / Nowy Sącz

04 września – 10 września g. 17:30

Więcej filmów na synekdochanowysacz.blogspot.com. Szczegółowe informacje na temat repertuaru można znaleźć na kino-sokol.pl.

Bartosz Szarek

Fot.: kadr z filmu

**

Bartosz Szarek (ur. 1 grudnia 1986 w Nowym Sączu) – filolog, tłumacz, publicysta, recenzent i krytyk filmowy, absolwent Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie na kierunku filologia angielska, specjalność lingwistyka stosowana. Obecnie nauczyciel języka angielskiego w PTZ w Nowym Sączu, redaktor bloga filmowego „Synekdocha, Nowy Sącz”.