Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Środa, 24 kwietnia. Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego
13/06/2015 - 20:30

Szarek o filmach (17): Doktryna niezrozumienia, czyli „Timbuktu” Abderrahmane'a Sissako

Spokojne życie hodowcy bydła, Kisane, i jego rodziny zostaje zakłócone przez dżihadystów. Kiedy ten nieumyślnie zabija sąsiada, musi stawić czoła konsekwencjom, które wyciągną od niego przedstawiciele nowego reżimu.

„Timbuktu” (2014), reż. Abderrahmane Sissako
Francja, Mauretania, 100', dramat

Recenzja: W Timbuktu nie wolno palić, tańczyć ani słuchać muzyki. Śpiew karany jest chłostą; cudzołożników zakopuje się po szyję w ziemi i kamienuje, a nieumyślne spowodowanie śmierci równa się – niemal z automatu – śmierci sprawcy (o ile nie dysonuje pokaźnym majątkiem i, co istotniejsze, nie uzyska przebaczenia od rodziny zabitego). Najbardziej prześladowane w tym wszystkim są kobiety, pozostające na marginesie życia społecznego, stawiane pod pręgierzem barbarzyńskich i absurdalnych wprost nakazów prawa szariatu.

Tak jak fundamentalna w kontekście „Powiększenia” (1966) Antonioniego jest scena, w której banda mimów gra w tenisa piłką, która nie istnieje, tak dla wymowy całości filmu Abderrahmane'a Sissako – „Timbuktu” (2014) – jest ta, w której grupa znajomych rozgrywa mecz w podwórkową piłkę nożną. Skutecznie pozorowany – bo bez piłki. O ile u Antonionego celowe markowanie gry miało wydźwięk kontrkulturowy, kontestacyjny i wolnościowy jako taki, o tyle u Sissako maskarada jest jedynie maskaradą, a chłopcy jedynie chłopcami, którzy poddani brutalnej doktrynie kija i kija, odarci z wewnętrznej potrzeby podważania czegokolwiek, zostają sprowadzeni do poziomu zwierzyny łownej – zahukanej antylopy z otwierającej sceny filmu. Jednak to biedne zwierzę, ostrzeliwane z pędzącego samochodu przez owiniętych chustami „bojowników wiary”, nie jest ostrzeliwane po to, by zabić, ale by zmęczyć. U Sissako nie ma wielkich manifestów, buntu, górnolotnych słów ani darcia szat. Jest bieda, bieda i jeszcze raz niezrozumienie, zarówno po stronie uciśnionej ludności Timbuktu, jak i ich oprawców. Bohaterowie Sissako to umęczone dusze, zapomniane przez świat, snujące się po semi-pustynnych terenach Mali, i pozbawieni złudzeń co do odmiany tragicznego losu próbują jedynie dobrać odpowiednie barwy ochronne, wtopić się w zastaną rzeczywistość i żyć – na tyle na ile ich stać.

Wiwisekcja ofiar okupacji bez pominięcia ich oprawców zostaje u Sisssako ukazana w „szerokim” wielowymiarowym aspekcie. Szereg ukazanych w filmie dżihadystów to osoby z zewnątrz, często z Europy, Afryki Północnej, to utrudnia komunikację z obywatelami państw z obowiązującym prawem szariatu, w konsekwencji – z sobą nawzajem. Powstaje szum informacyjny, chaos, ale i niemieszcząca się w żadnych normach i granicach przyzwoitości hipokryzja co do egzekwowania odgórnych i nieskonkretyzowanych założeń. Z jednej strony zakazuje się palenia, z drugiej widzimy jednego z prominentnych przedstawicieli nowego reżimu – w krzakach – zaciągającego się papierosowym dymem. Nerwowo. Niczym gimnazjalista na tyłach placówki, filujący raz po raz, czy aby nie zbliża się dyrektor. Śmieszne. W Timbuktu obowiązuje zakaz gry w piłkę, bynajmniej nie przeszkadza to okupantom dywagować na temat rzekomej supremacji Messiego nad Zidanem, Zidane’a nad tym pierwszym... U Sissako dżihadyści to banda skrajnych bezideowców, którzy więcej czasu poświęcają na mazanie palcem po smartfonach niż kartkowanie Koranu. Pozostawieni sami sobie, co rusz potrzebują konsultacji z „górą”, nagminnego pilotażu i prowadzenia za rączkę – w imię wiary. To pionki w grze, której stawka leży daleko poza ich pojmowaniem a która – w sposób namacalny – zbiera swoje krwawe żniwo.

Większość praw i nakazów stosowanych na uciśnionej ludności Timbuktu sprawiają wrażenie skreślonych w pośpiechu na kolanie, zupełnie od czapy; w końcu sami oprawcy zaczynają wątpić w sensowność ich egzekwowania, a problem ze zrozumieniem, jak i interpretacją ich wewnętrznych zasad rodzi frustrację i przemoc. Czy piłka nożna może nadal być traktowana jako sport, kiedy odrze się ją z jednego z głównych elementów – piłki? Czy można ukarać kogoś, kto śpiewa na cześć Allaha? W pewnym momencie „Timbuktu” przedzierzga się w coś na wzór uwierającej czarnej groteski. Sytuacje przedstawione, skrajnie przejaskrawione i absurdalne, wywołują jak nie uśmieszek politowania, to nerwowy chichot.

Abderrahmane Sissako w swoim „Timbuktu” nie staje po niczyjej stronie, chce ukazać problem, o którym wszyscy wiedzą a który mało kogo obchodzi: ani oprawców, ani męczenników, ani świata. Zarówno z cierpienia uciśnionej ludności Timbuktu, jak i bezpardonowego wprowadzania „nowego ładu”, opierającego swoją siłę na przemocy, strachu i niedomówieniach, wyłania się brak inicjatywy i kompromitujący jedną, jak i drugą stronę bezwład związany z godzeniem się z własnym losem – wyjście z sytuacji jako wewnętrzna koncepcja nieopierania się złu.

Ocena: 8/10 (bardzo dobry)

***

Seanse w kinie SOKÓŁ / Nowy Sącz

12 czerwca – 15 czerwca g. 18:15; 18 czerwca g. 19:20

Więcej filmów na synekdochanowysacz.blogspot.com. Szczegółowe informacje na temat repertuaru można znaleźć na kino-sokol.pl.

Bartosz Szarek
Fot.: kadr z filmu

**

Bartosz Szarek (ur. 1 grudnia 1986 w Nowym Sączu) – filolog, tłumacz, publicysta, recenzent i krytyk filmowy, absolwent Wyższej Szkoły Lingwistycznej w Częstochowie na kierunku filologia angielska, specjalność lingwistyka stosowana. Obecnie nauczyciel języka angielskiego w PTZ w Nowym Sączu, redaktor bloga filmowego „Synekdocha, Nowy Sącz”.