Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Piątek, 19 kwietnia. Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa
20/01/2021 - 16:10

"Jakiekolwiek objawy degrengolady były wykluczone"

Babka za sprawą paru reprodukcji na ścianie i paru wazonów z kwiatami przerobiła na salon jedyny przydziałowy pokój [...]

[…] Ów dom przy Krupniczej, skądinąd błogosławiony, miał cechę szczególną, która przez kolejne lata doprowadzała mnie do rozpaczy. Nie respektowano tam jakichkolwiek granic między prywatnością a światem zewnętrznym. Życie, jak sztuka teatralna, toczyło się na oczach widzów. Publiczność była doborowa, o czym miałam się dowiedzieć, kiedy zeszłyśmy na obiad do stołówki. Zostałam przedstawiona osobom siedzącym przy pobliskich stolikach. Były wśród nich: srebrnowłosa Alina Świderska – tłumaczka Dantego, która na gimnazjalnych kursach tańca tańczyła razem ze Stasiem Wyspiańskim. Lubiła opowiadać o tym, jak deptał jej po nogach. […].

„Panie Jerzy! Pan jeszcze nie poznał Joasi!” – wołała babka przez całą salę do siedzącego w kącie z rodziną Jerzego Turowicza, redaktora „Tygodnika Powszechnego”. „A to jest siostra Marii Skłodowskiej-Curie, pani Szalayowa” – tłumaczyła mi tubalnym szeptem. Myślałam, że umrę ze wstydu. […]

 […] W porównaniu z matką babka wiodła żywot sybaryty.  W roku 1945 liczyła siedemdziesiąt dwa lata […]. Była w świetnej formie umysłowej i psychicznej, w trochę gorszej fizycznej. […] Codzienne spacery na Planty odbywały się po południu. Rano, nigdy nie później niż o ósmej, podnosiła się z łóżka, a matka pomagała jej w porannej toalecie. Toaleta odbywała się w maksymalnej dyskrecji – mimo mieszkania w jednym pokoju nigdy nie widziałam babki w niekompletnym stroju. Kładąc się do łóżka, zarzucała na nocną koszulę pelerynkę osłaniającą szyję i ramiona, tak zwaną lizeskę, w której dama zwykła czytywać wieczorem. Rano po długich tajemniczych przygotowaniach objawiała się w całym swoim majestacie: czarna długa suknia, śnieżnobiały żabot spięty czarną broszką, srebrne włosy starannie uczesane. Po śniadaniu czytała gazety. Ciekawsze artykuły wycinała i wklejała do wielkich zeszytów. Skończywszy czytać, pisała listy. Najpierw w brudnopisie. Potem, po korekcie, na czysto. […]

Babka za sprawą paru reprodukcji na ścianie i paru wazonów z kwiatami przerobiła na salon jedyny przydziałowy pokój, który z początku musiał pomieścić nas trzy. Pilnowała, by ślady codziennej egzystencji były natychmiast usuwane. Nie pamiętam z czasu wspólnego bytowania niepościelonych łóżek, odzieży walającej się po kątach, brudnych filiżanek. A przecież kuchni nie było; elektryczna kuchenka mieściła się w łazience, naprzeciwko sedesu, naczynia myło się w umywalce. Jednak jakiekolwiek objawy degrengolady były wykluczone. Należało zachowywać formę.

Joanna Olczak-Ronikier „Wtedy. O powojennym Krakowie”, wydawnictwo Znak, 2015







Dziękujemy za przesłanie błędu