Przeszłość zawsze cię dogoni
Prolog (fragment)
31 sierpnia 1972
(...) Wreszcie docieram do lasu. W cieniu drzew jest tylko nieco chłodniej. Panuje nienaturalna cisza. Jakby las wstrzymywał oddech. Może przeczuwa, co zamierzam? Wśród wysokich świerków stoi jego domek. Sam go rozbudował, a ja mu pomagałam. Znam tu każdy zakątek, choć czasem tego żałuję.
Najchętniej bym zawróciła i uciekła, ale nie mogę. Muszę to zrobić, inaczej zniszczy moją jedyną szansę, by uwolnić się od rodziny. Powierzchnia małego oczka wodnego, które razem wykopaliśmy w zeszłe wakacje i do którego przynieśliśmy żabi skrzek, połyskuje niczym czarne nieruchome zwierciadło. Serce wali mi w piersi, kiedy pukam do drzwi. Przez kilka sekund mam nadzieję, że go nie zastałam. Lecz wtedy otwiera. Ubrany jest w same dżinsy. Ma nagi tors i mokre włosy. Przesuwa spojrzeniem po mojej twarzy. Uśmiecha się z niedowierzaniem. Nie spodziewał się odwiedzin. Oczywiście, że nie. Nie po tym wszystkim, co mu przedwczoraj powiedziałam.
— Cześć, cudownie, że przyszłaś — mówi, a oczy mu błyszczą. — Poczekaj, szybko się ubiorę.
Jest taki przyzwoity i dobry. A jednak go nienawidzę. Nienawidzę za to, że chce mnie zatrzymać. Tutaj, w tym życiu, w którym dotychczas tkwiłam i którego już nie chcę. Wkłada T-shirt.
— Wejdziesz? — pyta. Jest trochę niepewny.
— Chętnie. Jeśli mnie wpuścisz… — Uśmiecham się, choć mam ochotę uciec. Jest mi niedobrze. Domek składa się w zasadzie z jednego pomieszczenia. Zbiera rozrzucone rzeczy i odkłada je na krzesło. Spoglądam na starannie posłaną kanapę.
— Siadaj. — Jest spięty i podekscytowany. Ma nadzieję, że przyszłam mu powiedzieć, że przemyślałam wiele rzeczy i chcę do niego wrócić. Mimo wszystko. — Napijesz się czegoś? Mam colę.
— Nie, dzięki — mówię.
— Pięknie wyglądasz — mówi zmieszany. — Bardzo ci do twarzy w tej sukience.
— Dziękuję. — Muszę się pospieszyć. Żeby nikt mnie tu nie zastał. Przysuwam się do niego. Pachnie żelem pod prysznic i szamponem. Zamykam oczy, bo zbiera mi się na płacz. Gdyby tylko było jakieś inne rozwiązanie!
— Przepraszam za to, co ci powiedziałam — mamroczę.
— A ja przepraszam, że ci groziłem. — Jego głos rozlega się tuż przy moim uchu. — Ale musisz to wiedzieć. To był przecież twój…
— Nie! Proszę! Wiem, że chcesz dobrze…
Ale i tak nie pozwolę ci zniszczyć mojego szczęścia — myślę. — Ani tobie, ani nikomu innemu. Po raz pierwszy w życiu mam realną szansę.
Spogląda na mnie, a ja dotykam jego policzka i pleców. Wszystko tak dobrze znam.
Odejdź! — krzyczy głos w mojej głowie. — Odejdź i zostaw go w spokoju!
Zaciskam zęby, żeby nie płakać. Niczego się nie spodziewa.
— Tak bardzo za tobą tęsknię. — Czuję jego usta, delikatne i miękkie, na moich włosach.
Teraz — myślę. — Boże! Błagam, wybacz!
Nie rozumie, co się z nim dzieje. Spogląda na mnie z niedowierzaniem. Już po wszystkim.
Pięć minut później wdycham głęboko ciepłe powietrze. Czuję zapach świerków, żywicy i lata. Kolana się pode mną uginają. Nie chciałam tego. Ale musiałam. Nie zostawił nam wyboru.
Nele Neuhaus, W lesie, Media Rodzina