Bogactwem, którym Afrykańczyk dominuje nad człowiekiem Zachodu, jest wspólnotowość
Żyć a nie żuć
Może już wystarczy tych definicji negatywnych. Po co więc ktoś jedzie na misje? Tak, Afryka jest piękna i ma swój nieodparty urok – nie do zapomnienia. Ale można się do tego tak przyzwyczaić, że nie zwraca się już na to uwagi. Ludzie w Afryce, jak ludzie: z tej samej krwi i kości, co i my – wszyscy potomkowie Adama i Ewy. Mają swe przywary, co wyraźnie wychodzi w nieraz szokującym zderzeniu naszych różnych kultur, ale w sumie więcej nas łączy. A Europejczyk – co podkreślam – może się od nich nauczyć bardzo wiele dobrego.
Bogactwem, którym Afrykańczyk dominuje nad człowiekiem Zachodu, jest wspólnotowość. Tu wszystko robi się razem. Nie można i nie da się być lwem samotnikiem. W Republice Środkowoafrykańskiej tradycyjnie nie buduje się ogrodzeń wokół domów, bo skoro ktoś jest uczciwym człowiekiem, to nie ma nic do ukrycia. Życie toczy się przed domem, pod drzewem i w cieniu słomianej kuchni – na oczach wszystkich. Rodzina musi być liczna i gwarna. Największą karą byłaby konieczność samotnego jedzenia posiłku. Nawet gdy jest mało co do zjedzenia w misce, to i tak trzeba kogoś zaprosić do kompanii. Podzielić się jest ważniejsze niż się najeść.
Dom służy jedynie za schronienie na noc albo na czas słoty czy zimna. Pojęcie „ogniska rodzinnego” to nie jest wyciągnięty z lamusa językowego slogan, ale fakt. Wokół żaru paleniska ogniskuje się całe życie rodziny: poranny chłodek zgania dzieci do pozostałego żaru, po południu matka szykuje na ognisku strawę, a wieczorem tańczy się w jego blasku albo siedząc wokoło, słucha się opowieści starych ludzi.
Na pola chodzi się grupą. Samotna praca może wywołać niebezpieczne podejrzenie: on coś „czaruje”!? Takie bycie razem to sprawa gardłowa do tego stopnia, że człowiek najmuje się do dorywczej pracy tylko po to, by za zarobione grosze samemu z kolei zatrudnić innych do wspólnego plewienia czy zbierania plonów.
Podobnie jest i z religią: nie ma tu wiele miejsca na osobistą pobożność, ani tym bardziej na „prywatne” chrześcijaństwo. Dawna religia była na wskroś rodzinna czy plemienna. To naturalne, że dzieci idą śladem religijnych wyborów swoich rodziców. Ludzie tu nie mają problemów ze zrozumieniem, że Kościół to wspólnota, bo nazywają go: Rodzina Boża. Każdy modli się razem z innymi i z natury rzeczy trzeba należeć do jakiegoś ruchu. Komunia to nie tylko przyjmowana na mszy Eucharystia, ale i przebywanie we wspólnocie.
EKG Serca Afryki, br. Robert Wieczorek OFMCap, wydawnictwo Serafin